Skandal seksualny w parafii w Dąbrowie. Proboszcz zabrał głos. "Nie godzę się"

O tym, że księża z Dąbrowy Górniczej wynajęli seksworkera na imprezę, którą zorganizowali na terenie parafii, mówi obecnie cała Polska. Teraz głos w sprawie skandalu zabrał proboszcz wspomnianej parafii, ksiądz Andrzej Stasiak.
Zobacz wideo Zobacz wideo: Pasławska: Kościół jest zobowiązany opiekować się ludźmi, powinien się oczyścić

Nie milkną echa afery z Dąbrowy Górniczej, która w ostatnim czasie obiegła całą Polskę. Przypomnijmy, że na terenie probostwa bazyliki Najświętszej Maryi Panny Anielskiej kilku duchownych zorganizowało imprezę, w którą zaangażowali pracownika seksualnego. Zatrudniony przez księży mężczyzna w pewnym momencie stracił przytomność, a księżą nie chcieli wpuścić do budynku ratowników medycznych.

Teraz sprawą zajmuje się policja i prokuratura. Wikarego wspomnianej parafii. Tomasza Z. - który również uczestniczył w imprezie - tymczasowo pozbawiono wszelkich funkcji kościelnych. Ksiądz został wydalony z parafii.

W sprawie skandalu głos zabrał proboszcz parafii - ksiądz Andrzej Stasiak. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" stwierdził m.in., że Tomasz Z. zaczął pełnić posługę w Dąbrowie Górniczej dwa lata temu. - Sam o to poprosił, by tu mieszkać i tu pomagać - powiedział rozmówca "Wyborczej".

Biskup apelował, by modlić się o "obolałych księży"

Czyn, którego dopuścił się ks. Tomasz Z., potępiam. Nie godzę się na takie zachowanie. Mam świadomość zgorszenia i wystawienia wiary na próbę. Ale nie można reagować na to aktami wandalizmu

- oznajmił proboszcz. Ks. Stasiak nawiązał w ten sposób do incydentu podpalenia bazyliki, który miał miejsce niedawno, po ujawnieniu afery na podłożu seksualnym z udziałem księży ze wspomnianej parafii. Podziękował także wiernym, którzy nadal wspierają kościół. Miał również przeczytać list biskupa Grzegorza Kaszaka, który apelował do parafian o modlitwę i wsparcie "obolałych i zawstydzonych księży, a także wszystkich tych, którzy nie zrobili nic złego, a bardzo cierpią i jest im bardzo trudno".

Źródło: Gazeta Wyborcza

Więcej o: