"Pracuję dlatego, że mam niską emeryturę. A z drugiej strony jest myśl: Kto będzie uczył te dzieci?"

Deficyt nauczycieli w szkołach coraz bardziej się pogłębia. Głównym powodem są żenująco niskie zarobki. Od lat protestują, walczą, postulują zmiany - i niestety - niewiele się zmieniło. Często muszą pracować na pełen etat będąc już na emeryturze. Tak jak pani Agata. - Przeżyć można, ale jest ciężko - mówi.
Zobacz wideo Zobacz wideo: Politycy trafnie rozpoznają najważniejsze problemy seniorów, ale nie dają spójnych i szerokich rozwiązań

O tym, że w rozpoczętym we wrześniu roku szkolnym brakować będzie nauczycieli, głośno było już w wakacje. Dwa tygodnie przed powrotem do szkół informowano, że w placówkach oświaty na terenie całej Polski brakuje ponad 21 tysięcy belfrów. Wśród nich najbardziej poszukiwanymi byli wychowawcy przedszkolni, ale nie tylko. Podobna sytuacja dotyczyła psychologów i pedagogów, którzy pracowaliby w szkołach. Tak właśnie daje się we znaki brak źródeł finansowania tego zawodu. Aby się utrzymać, nauczyciele często muszą podejmować się dodatkowych zleceń, ponieważ pensja z etatu nie wystarcza im na pokrycie podstawowych kosztów utrzymania.

Ich protesty trwają od lat. Nauczyciele ciągle walczą o lepsze warunki finansowe. W lutym br. minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zatwierdził podwyżkę średnich wynagrodzeń pedagogów o 7,8 procent. Mają oni otrzymać wyrównanie od 1 stycznia 2023 r. Prawda jest jednak taka, że to bardzo nieznaczne wzrosty, zwłaszcza, że mówimy o kwotach brutto: nauczyciel początkujący ma otrzymywać 3690 zł brutto miesięcznie, nauczyciel mianowany - 3890 zł brutto, nauczyciel dyplomowany - 4550 zł brutto. Szczególnie w dobie inflacji kwoty te są niewystarczające. Nie mówiąc już o sytuacji, w której dana osoba utrzymuje rodzinę. Jak więc radzą sobie nauczyciele?

"Żeby godnie żyć"

Wielu z nich pracuje, choć jest już na emeryturze. Przykładem jest pani Agata* - od ponad 30 lat wykonująca swój zawód. - Pracuję przede wszystkim dlatego, że mam bardzo niską emeryturę - mówi. - Przeżyć można, ale ciężko jest - dodaje. Przyznaje, że pracując, dorabia sobie "dodatkową pensję".

To już są jakieś pieniądze, które mogę odłożyć np. na kilkudniowy wyjazd nad morze, mogę kupić wnukom czekoladę. Natomiast gdybym mogła, to bym nie pracowała. Ze smutkiem i żalem patrzę na to, co się teraz dzieje. Zmusza mnie do tego sytuacja finansowa, żeby godnie żyć

Zawód nauczyciela w Polsce jest jednym z najgorzej opłacanych z tzw. sfery budżetowej. Np. nauczyciel początkujący, który wraz z początkiem września rozpoczął pracę, zarabia tylko 90 zł więcej, niż wynosi płaca minimalna. - Patrząc na przeciętną  wynagrodzeń w gospodarce, widzimy, jak daleko pensje nauczycieli od niej odbiegają i na jak dramatycznie niskim są poziomie - uważa Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.

- To nie jest tak, że jak człowiek jest na emeryturze, to ma mniejsze potrzeby. Wręcz przeciwnie - są one większe. Musi np. łatać latami zniszczone zdrowie - wskazuje. Przypomnijmy, że sytuacja samych seniorów pod tym kątem również nie wygląda w Polsce kolorowo - i to delikatnie rzecz ujmując. Pod koniec sierpnia temat ten poruszyła na łamach "Tygodnika Powszechnego" dziennikarka Dominika Klimek. Z aktualnych szacunków wynika zaś, że co trzeci senior w Polsce jest niedożywiony. Na problem ten składają się trzy główne czynniki: bieda (niskie emerytury w połączeniu z rosnącymi kosztami życia), osamotnienie oraz zaburzenia pamięci.

- Żeby zrobić sobie operację, która jest w moim przypadku wymagana, muszę wyłożyć swoje pieniądze, na NFZ się nie da. I muszę skądś te pieniądze wziąć przecież! Żeby opłacić lekarzy, badania itp. Mam 63 lata, nie jestem zupełnie stara i mam chęć jeszcze pożyć, pokorzystać z życia - kontynuuje pani Agata. Obecnie przebywa na zwolnieniu, ponieważ przechodzi regenerację po innym zabiegu. Dużo rozmyśla. I wyznaje, iż czasem nachodzą ją myśli o tym, że już nie ma takich pokładów energii, jak kiedyś. Że chyba pora odpocząć.

"Nieważne było, za ile godzin i ile mi płacą"

- Czuję się wypalona i zmęczona. Choć kocham tę pracę całym sercem, to moje powołanie. Od momentu, kiedy zaczęłam uczyć, wiedziałam, że to jest to - dodaje. Zanim została nauczycielką, zdobywała doświadczenie m.in. w wydawnictwie i muzeum, poświęconym literaturze. - Natomiast jak zaczęłam pracować w szkole, bardzo to pokochałam i zawsze z przyjemnością wykonywałam ten zawód, nie licząc czasu, który spędzam z dziećmi. Nieważne było, za ile godzin i ile mi płacą. Ważne było, żeby uczyć i rozwijać te dzieci - często kosztem moich własnych dzieci, własnego domu, męża itp... Ale to pasja, która po prostu wciąga. A widząc sytuację szkół dziś, czuję się wyjątkowo przytłoczona. Pracuję też głównie dlatego, że szkoda mi tych dzieci. Nie chodzi tylko o pieniądze. Chodzi też o to, że ich po prostu nie ma kto uczyć - przyznaje.

Nauczyciele na emeryturze muszą wracać do szkół. "Sytuacja jest absolutnie dramatyczna"

O tym również słyszy się coraz częściej. Nikt nie chce zajmować wakatów nauczycielskich. Zdarzają się sytuacje, że w niektórych placówkach np. przez pół roku nie ma fizyki - bo nie zgłosił się żaden chętny kandydat na to stanowisko. Szkoła również nie mogła nikogo znaleźć. Dyrekcje więc ściągają z powrotem do pracy nauczycieli emerytów. Albo zatrudniają osoby - jak mówi pani Agata - kompletnie z przypadku.

- Ja im niczego nie ujmuję, ale często to są ludzie, którzy po prostu potrzebują stałej pracy, urlopu itp. Bez wykształcenia w kierunku nauczania - dodaje. Sama jest polonistką. Szkoła, w której pracuje, zatrudniła w zeszłym roku kilka osób na to stanowisko. Tylko jedna z nich przyszła z celem pozostania nauczycielem.

Pozostałe osoby zupełnie przypadkowo tutaj trafiły. Po roku zrezygnowały, pół roku przesiedziały na zwolnieniu. Bo to nie jest łatwa praca. Sytuacja jest absolutnie dramatyczna. Wiele moich koleżanek zmaga się z tym samym, co ja. Także to nie jest tak, że my emerytki pracujemy, bo nam się nudzi. Nie. Każda z nas miałaby mnóstwo rzeczy do zrobienia, natomiast szkoda nam dzieci. Bo kto będzie ich uczyć?

"Po rękach całowaliśmy matematyczkę"

Gdy pracuje się 30 lat w zawodzie - jak pani Agata - to ma się poczucie odpowiedzialności. - To nie jest tak, że jak nie nauczę dzieci o Mickiewiczu, to one zginą. Ale wydaje mi się, że będą uboższe, biedniejsze o tę wiedzę. I to też mnie w tej pracy trzyma.

Wśród nauczycieli wielu jest emerytów. W mojej szkole mamy teraz biologa, tylko dzięki temu, że do pracy wrócił były nauczyciel, który kiedyś uczył tego przedmiotu Przyszedł, bo nie miał kto uczyć! Połowa polonistów to emeryci, tak samo matematycy. Po rękach całowaliśmy matematyczkę, która przyszła do nas z emerytury - mówi.

Jednocześnie pani Agata ubolewa nad tym, że osoby, które do emerytury mają jeszcze z 10-20 lat, już chcą odchodzić z pracy. "Ja już nie dam rady, nie mogę" - słyszy to bardzo często. I dodaje, że nie pomaga też dająca się zaobserwować w niektórych środowiskach nagonka na nauczycieli i ich postulaty. Zresztą doskonale rozumie swoje młodsze koleżanki i kolegów po fachu. Praca w szkole to nie tylko uczenie.

Nigdy nie wracam do domu bez pewnego bagażu emocjonalnego. Bez myślenia o tym, co się dzieje, a dzieje się teraz bardzo dużo. Wiele dzieci ma np. takie problemy, że nie chce przychodzić do szkoły, bo boi się kolegów. Rozmawiam dużo z moimi uczniami. I niejednokrotnie słyszałam od nich, że to wcale nie internet jest najgorszy, tylko te bezpośrednie kontakty. Spojrzenia, pogardliwe słowa - mówi.

"Mam w głowie coś takiego: jak nie ja, to kto? Jak te dzieciaki sobie poradzą?"

Kolejnym problemem, z którym się mierzy, jest fakt, że nawet do pracy musi dopłacać z własnych funduszy. Na przykład - egzaminy próbne dla ósmoklasistów. - Nie dostajemy arkuszy z OKE (Okręgowej Komisji Edukacyjnej - red.), tylko musimy sami je skombinować. Drukować na papierze, którego nie mam np. Prosić rodziców, żeby kupili papier do ksero. Jak zabraknie kartek w drukarce i nie ma na nie budżetu - co się często zdarza - to drukuję na swojej. Kiedyś robiłam dzieciakom taką klasówkę, że wyświetlałam zadania na ekranie w klasie. Bo drukarka w domu się zepsuła, a w szkolnej nie było tuszu - wspomina.

Co powinno się zmienić? Odpowiedź jest oczywista: emerytury, wynagrodzenia. - Ale nie na takiej zasadzie, że raz na kilka lat dostanę tysiąc złotych dodatku. Tylko, żebym - uczciwie pracując przez całe życie - mogła spokojnie utrzymać się od pierwszego do pierwszego. Żeby nie było tak, że na emeryturze czuję się w obowiązku iść do szkoły, bo dzieci nie będzie miał kto uczyć. Nawet koledzy mi mówią: słuchaj, źle się czujesz, jesteś zmęczona - zostań w domu.  To może i głupie, ale ja mam w głowie coś takiego: jak nie ja, to kto? Jak te dzieciaki sobie poradzą? Wiem przecież, że poza mną nie mają żadnego nauczyciela. To wszystko się ze sobą wiąże.

*Imię rozmówczyni zostało zmienione

Więcej o: