Ten rozdział ma wszyte założenie. Założenie brzmi, że każdy reformatorski krok w związku musi się zacząć od udoskonalenia komunikacji. Założenie, które często kwituję bon motem: „Miłość jest przereklamowana, najważniejsza jest komunikacja". To nie jest tak, że miłość nie ma znaczenia – to jest o tym, że nawet największa miłość zginie, jeśli ludzie nie będą potrafili się porozumieć. Obejrzymy czterech wielkich sprawców kłopotów komunikacyjnych, czterech jeźdźców związkowej apokalipsy.
Amerykański psycholog John Gottman (mówiłam, że opłaca się pamiętać) spędził życie, poznając sekrety związków gatunku homo sapiens. Jego badania koncentrowały się między innymi na przewidywaniu prawdopodobieństwa rozwodów. W tym celu śledził nawyki i style komunikacji oraz poszukiwał wzorców zachowań. Legenda miejska głosi, że Gottman potrafił w ciągu kilkunastu minut ocenić, czy para, którą widzi, wytrwa czy nie. Swoją ocenę opierał na czterech dysfunkcyjnych stylach komunikacji, które zawsze przyczyniają się do osłabienia relacji, a w przypadku związków intymnych mogą się przyczynić do ich rozpadu. Nazwał je absolutnie genialnie, bo czterema jeźdźcami apokalipsy. Jest też coś, co do teorii Gottmana dodaję od siebie. Dla mnie wszyscy jeźdźcy noszą to samo pod płaszczem: dominację ego.
Każda osoba robi paskudne rzeczy w związkach. Nie oznacza to, że jesteśmy źli czy złe do szpiku kości, oznacza to, że mamy bardzo słabe strategie przetrwania i ochrony i za mało myślimy nad tym, co robimy. Czterej heroldowie są wyrazem uczuć, postaw i tendencji, które nigdy, ale to nigdy nie służą budowaniu więzi, za to biorą się z bardzo konkretnych doświadczeń osobistych, które naprawdę warto i naprawdę można zmieniać.
O zmierzchu. Jak przestać bać się życia i przeżyć je po swojemu W.A.B.
Sprawdźcie, czy rozpoznajecie różnice między tymi zdaniami. A: Byłam zaniepokojona, że zrobiło się późno, a ty nie dałaś znaku życia. Umawiałyśmy się, że jeśli wrócisz później niż po północy, to zadzwonisz albo napiszesz.
B: Nigdy nie myślisz o nikim dookoła, tylko o sobie. Myślisz, że jesteś taka wspaniała, a jesteś samolubna. Nigdy się nie zastanowisz, co ze mną!
Wypowiedź A to skarga, opis sytuacji z informacją zwrotną, ta druga to krytycyzm. Pierwsza wypowiedź mówi, co wydarzyło się nie tak, jak powinno (ustalenia), druga jest pojazdem osobistym, na który można odpowiedzieć albo wycofaniem się, albo kontratakiem.
Jeśli ludzie żyją ze sobą blisko, to ich spóźnienia, zapomnienia, gapiostwo, lenistwo, demony z przeszłości są wyraźne jak plama z barszczu na białym obrusie. Różnice, wady, niedociągnięcia doprowadzają nas do szału. Jednak nasze spostrzeżenia wokół niedoskonałości bliskiej osoby można podawać w sposób strawny lub zupełnie nieznośny. Krytycyzm to atak generalny, osobisty: „Ty się zawsze spóźniasz!", „W ogóle nie mogę na ciebie liczyć!". Ale bywają także znakomicie wycelowane ciosy śrutówką – publiczne poprawianie błędów językowych, drwiny z jakiejś przywary, umniejszanie itp.
Wynika to najczęściej z postawy „mam rację", a gdy chwilowo nie mam, to poszukam sposobu, żeby ją uzyskać. Opcjonalnie: jest to objaw sztywności psychicznej, czyli poczucia, że istnieje tylko jedna metoda robienia czegoś, która jest właściwa. Pamiętam historię jednej z moich klientek, która opowiedziała mi o tym, że była o krok od zniszczenia dobrej atmosfery na wyjeździe z koleżankami, ponieważ jedna z nich zaprezentowała… niewłaściwy sposób przyrządzania guacamole. Klientka oczywiście była pewna, że posiadła tajemnicę gniecenia awokado w sposób niedostępny śmiertelnym. Uniknęła bezpośredniego starcia, bo udało jej się dostrzec, że nie czuła się w tym gronie pewnie, i aby utrzymać swoją pozycję, poszukiwała miejsc, w których mogłaby się wykazać kompetencjami.
Na nieszczęście jest tak – i teraz zaglądamy jeźdźcowi krytycyzmu pod płaszczyk – że kiedy odpuszczamy pyskówki i walkę o rację i dominację, rodzi się w nas poczucie przegranej. To jest ta tyrania ego, o której wspomniałam. Wasze ego wzbudza się ze strachu, z powodu obniżonej samooceny, z powodu wyimaginowanych zagrożeń, które odtwarzają dawne zranienia. Powodów jest mnóstwo, ale jeśli się nimi nie zajmiecie, to czeka was niekończąca się walka o władzę w relacjach.
Pogarda składa się z kilku paskudnych elementów: poczucia wyższości, nieliczenia się z drugą osobą (przedmiotowe traktowanie) i braku szacunku. Pogarda zmierza nie tylko do tego, by pokazać, kto ma rację, ale też by osoba, do której się zwracamy, poczuła się bezwartościowa. Przeżywanie pogardy jest bardzo niebezpiecznym miejscem, które powinno być opracowane na terapii, bo siedzi tam mściwość, zawiść, często żądza zniszczenia. Między negatywnym, a nawet złośliwym ocenianiem innych i wprowadzaniem pogardy do obiegu jest kolosalna różnica. Zawarte są w niej nienawiść i impakt, który można przyrównać do pięści wycelowanej w twarz.
Trzeci jeździec apokalipsy dosiada kucyka Pony pachnącego truskawkami i emitującego tęczę z otworu pod ogonem. Ale nie dajcie się zwieść – postawa defensywna to jest forma agresji, często wywołana krytycyzmem. Kiedy czujemy, że nas niesprawiedliwie oceniono, szukamy metod, byle tylko spowodować wycofanie się osoby oskarżającej. Dlaczego zamieniamy się przy tym w niewinnego kucyka ofiarę? Bo to działa!
Fochy, milczenie, nieprzyjmowanie do wiadomości komunikatów, obracanie wszystkiego w żart albo odwracanie kota ogonem to objawy pasywnej agresji. I sytuacji nie zmienia to, że defensywność może być efektem ofensywności drugiej strony. W ten sposób obydwie osoby unikają konfrontacji z problemem. Ciekawą wersją defensywy jest wzięcie na siebie całej winy. Na pewno nie raz zdarzyło się wam usłyszeć „no tak, bo jestem najgorszą osobą" albo „to w takim razie wszystko jest moją winą". To może wyglądać na współpracę, ale nią nie jest. Jest doprowadzeniem sytuacji do absurdu, bo nikt nigdy nie jest odpowiedzialny za wszystko. Jeśli tak twierdzi, to tylko po to, żeby uchylić się od prawdziwej odpowiedzialności. Jest tam też schowany podwójny aksel z przerzutką – skoro wzięłam czy wziąłem na siebie całą winę, to czego ty jeszcze ode mnie chcesz? I nagle osoba, która chciała coś rozwiązać, wyjaśnić, zaczyna być traktowana jako oprawca.
Z osobą prezentującą postawę defensywną, często wspartą pasywną agresją, się nie dogadasz. Można wycofać oczekiwania, domaganie się i zobaczyć, czy postawa osłabnie, ale nie dzieje się tak często, bo ten jeździec pod płaszczem też skrywa głęboko zranione ego. Tylko w odróżnieniu od poprzednich sytuacji rozgrywa swoje życiowe wyzwania z pozycji zranionej sierotki i pozornej ugodowości.
Nie ma dymu bez ognia i nie ma pogardy bez stawiania murów. Angielski zwrot „stonewalling" opisuje odgradzanie się murem od kogoś. To odgrodzenie może być uporczywą ciszą, ucieczką w pracę i zajętości, kompletnym wycofaniem się – emocjonalnym czy w używki. Gottman i inni terapeuci związkowi są niemalże zgodni – dopóki się kłócicie, to wasza relacja jeszcze ma szanse. Nawet związki po zdradach, dramatycznych sytuacjach da się wyprowadzić na prostą, jeśli obydwie strony wezmą się do roboty. Jeśli jednak stoi między wami mur obojętności lub pogardy, to ten związek ma bardzo niewielkie szanse na przetrwanie. Stawianie murów jest także techniką manipulacyjną stosowaną przez niektóre zaburzone osobowości, aby zmusić drugą stronę, by kicała wedle nakazów i próbowała się przez ten mur przedostać. Mam złe wiadomości: ten rodzaj osobowości raczej do terapeuty nie pójdzie, więc jeśli czujesz, że ktoś nieustanie buduje wokół siebie mur i każde ci przez niego skakać – oddal się w zorganizowanym pośpiechu.
Największa trudność z czterema jeźdźcami apokalipsy wynika chyba z tego, że trzeba dokonywać nieustannych weryfikacji własnego postępowania – samo to, że mi się wydaje, że czegoś nie robię, jeszcze nie świadczy o tym, że tego nie robię. Osoba wychowana w opresyjnym, zimnym otoczeniu może być nadmiernie krytyczna i uruchamiać pogardę, radykalne oceny, nawet tego nie dostrzegając. To, co dla niej jest zwykłym stwierdzeniem faktu, dla drugiego człowieka jest jak cios pałką. Może też być tak, że ostro tresowanx za młodu odpalamy się na najmniejszą krytykę i każda informacja zwrotna uzbraja nam głowice atomowe. Niestety, jeźdźcy lubią podróżować parami, a nawet w komplecie, w którym jedna reakcja napędza drugą. I robi się sytuacja rodem z apokaliptycznej księgi. Trudno to przerwać, jeśli nie zaczniemy wokół tego konstruktywnie myśleć i czuć.
1. Świadomość
Refleksja nad sobą jest zdecydowanie zbyt rzadko reprezentowana w naszych procesach psychicznych. Załóż z góry, że odpowiedzialność jest wspólna, co może wprowadzi trochę pokory. A potem wlej tam porcję łagodzącej cierpliwości. Uwaga! Ten proces musi działać obustronnie. Nie uda się relacja, w której tylko jedna osoba się napina, żeby zrozumieć, a druga w tym czasie leży i pachnie.
2. Komunikacja
Żadna relacja nie obejdzie się bez komunikacji. Komunikacja to mówienie tak, żeby być rozumiany, i słuchanie tak, żeby rozumieć kogoś. Im bardziej czysty jest przekaz, im mniej w nim aluzji, niedomówień, a więcej emocjonalnej prawdy, tym lepiej dla wszystkich. Osobiście i zawodowo jestem wyznawczynią Porozumienia Bez Przemocy Marshalla Rosenberga (NVC).
3. Konstruktywne podejście do konfliktów
Zawsze mnie to zastanawia, że ludzie wierzą, że można żyć ze sobą i nie mieć konfliktów. Takie myślenie powoduje strach przed konfrontacją, kłótniami i niezgodnościami. W efekcie na samą myśl o problemie uzbrajamy się we wrogość albo kładziemy uszy po sobie. Bez różnic i konfliktów nie można sobie wyobrazić żywego, rozwijającego się układu i musimy się nauczyć, że ludzie są autonomiczni i to nie oznacza końca świata. Oswajanie różnic i nauka niezgadzania się mogą wymagać przearanżowania układu sił w związku, przemyślenia fundamentów – i z pewnością wymagają udania się do kącika, a tam do głębokiego namysłu nad sobą.