"Mój mąż chce, żeby jego rodzice zamieszkali z nami. Są ciężko chorzy, ale ja nie chcę cierpieć razem z nimi"

- Piszę do was, bo muszę się wygadać. Sprawa jest dość delikatna, więc nawet nie mam komu tego powiedzieć. Przyjaciółka raczej nie zrozumie, bo sama jest typem matki Teresy, a z mężem nie chcę wchodzić w głębszą dyskusję. Obawiam się, że mogłoby to skończyć się rozwodem - napisała anonimowo jedna z naszych czytelniczek. Od jakiegoś czasu stoi przed trudną decyzją, która dotyczy jej znienawidzonych teściów. Mąż zastanawia się nad zapewnieniem im opieki, jednak osobą za to odpowiedzialną ma być autorka listu.

Rodzice mojego męża są ciężko chorzy. Teściowa cierpi na Alzheimera, a teść ma nowotwór, który szybko postępuje. Prognozy lekarzy nie są zbyt optymistyczne - kilka tygodni temu powiedzieli, żeby zacząć oswajać się z myślą o najgorszym. Teściowie mieszkają w tym samym mieście i mają zapewnioną opiekę przez kilka godzin dziennie. Jednak przez to, że ich stan się pogarsza, mąż zaczął się zastanawiać, jak jeszcze może im pomóc.

Zobacz wideo Piotr Rubik mówi do teściowej po imieniu. Jakie mają relacje?

"Miałabym z nimi ciągle siedzieć i im usługiwać"

Myślał, myślał i wymyślił. Mój mąż chce, żeby jego rodzice zamieszkali z nami. Jak to usłyszałam, serce mi stanęło. On chyba żartuje. Pomijam już fakt, że ci ludzie, a szczególnie teściowa, przez cały czas trwania naszego małżeństwa (prawie 40 lat) uprzykrzali mi życie na wszystkie możliwe sposoby. Ale poza moim mężem mają jeszcze dwójkę dzieci. Dlaczego to oni nie mogą się nimi zająć? To, że nasze dzieci są już odchowane, nie znaczy, że chcę teraz wchodzić w nowe zobowiązania. I to wobec teściów. Tym bardziej, że to ja miałabym z nimi ciągle siedzieć i im usługiwać, bo mąż przecież pracuje, a ja "siedzę" w domu. Mnie lat też nie ubywa, chcę jeszcze trochę pokorzystać z życia.

Rodzice jak niechciane psy

Jestem w kropce, bo za teściami nie przepadam, ale to nie tak, że nie mam serca. Przykro mi, że cierpią. Ale niekoniecznie chcę cierpieć razem z nimi. Moim zdaniem ich dzieci powinny się zrzucić i załatwić im miejsca w domu opieki, w którym będą pod okiem osób, które się na tej opiece znają. Mówiłam o tym mężowi, ale on nawet nie chce o tym słyszeć. Grzmi tylko, że nie pozbędzie się od tak własnych rodziców.

Mam nadzieję, że jakoś prześpi się z tym moim pomysłem i dojdzie do wniosku, że stała opieka lekarzy i pielęgniarzy naprawdę wyjdzie wszystkim na lepsze - przede wszystkim samym teściom. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co to będzie, jak on rzeczywiście sprowadzi ich do nas. 

Jak postąpilibyście w podobnej sytuacji? Zdecydowalibyście się, by oddać teściów w ręce wyszkolonego personelu? A może jednak wyrzuty sumienia nie pozwoliłyby wam na to i przystanęlibyście na pomysł wspólnego zamieszkania? Dajcie znać w komentarzach, co o tym myślicie.

Więcej o: