Szopka. Wspomnienie Betlejemskiej Nocy

Skromne, jak prawdziwa stajenka, lub zachwycające feerią barw i detali. Bożonarodzeniowe szopki. Sercem każdej z nich jest zawsze Dzieciątko Jezus. Przy nim Maryja, św. Józef, wołek i osiołek. Szopki tworzone są w Polsce, Francji, Włoszech a nawet w dalekiej Afryce i Meksyku. Mają skłaniać nas do refleksji nad cudem Bożego Narodzenia.

Pierwsze szopki

Tradycja stawiania żłóbków wywodzi się z bardzo dawnych czasów. W 326 roku cesarzowa Helena wystawiła nad grotą, w której na świat przyszedł Zbawiciel, bazylikę. Ale oryginalny żłóbek z groty, który służył za kołyskę Dzieciątku, przeniesiono ponoć do Rzymu. Prawdopodobnie stąd wywodzi się obyczaj jego adoracji. Pierwsi chrześcijanie, przed grotami skalnymi wokół Betlejem, wystawiali żłóbki - atrapy na pamiątkę Bożego Narodzenia.

Ach, ubogi żłobie

Geneza współczesnej szopki jest nierozerwalnie związana ze św. Franciszkiem, który nieustannie szukał sposobów, by przybliżać prostym ludziom Boga. W czasach, w których żył, zwykli ludzie nie rozumieli łacińskich nabożeństw, a dostojnicy kościelni byli dla nich tak niedostępni, jak książęta krwi. Gdy święty pustelnik wędrował po lasach i wertepach, czasem zatrzymywał się w pieczarach na chwilę zadumy i refleksji. Pewnego razu wpadł na pomysł, by pokazać ludziom, jak mogło wyglądać miejsce, w którym przyszedł na świat Syn Boży. Wybrał grotę na drodze z Asyżu do Rzymu i w 1223 roku, w pobliżu włoskiej miejscowości Greccio w noc Bożego Narodzenia, wśród drzew i krzewów, przy blasku pochodni, urządził adorację Dzieciątka w żłóbku otoczonym żywymi zwierzętami.

Dzięki misterium szopki ludzie być może po raz pierwszy zrozumieli wtedy wielką tajemnicę narodzin Chrystusa. Być może poczuli także, że Jezus narodził się i umarł właśnie dla nich, a nie dla odzianych w purpurę biskupów czy też śpiących na złocie arystokratów. Okazało się, że inscenizacja tak mocno zawładnęła wyobraźnią i umysłami rzesz wiernych, że odtąd szopkę zaczęto urządzać co roku. Dzięki braciom mniejszym (zakon założony przez św. Franciszka) zwyczaj błyskawicznie rozprzestrzenił się na całe Włochy. Wkrótce pojawiło się 20 szkół budowania szopek. Nie tylko tych dużych, przy kościołach, ale i mniejszych, bo Włosi zapragnęli mieć własne stajenki w domach.

Tryumfy Króla Niebieskiego

Twórcy szopek ze szkoły neapolitańskiej budowali niezwykle skomplikowane makiety, często obejmujące nie tylko samą stajenkę czy grotę, ale całe miasto, zbudowane na zboczu góry (był to po prostu... Neapol). Postacie z szopek mierzyły kilkadziesiąt centymetrów, często miały ruchome kończyny, twarze pomalowane kolorowymi farbami i wyglądały prawie jak żywe. Artyści rozwijali też ideę św. Franciszka, że wiara jest także dla maluczkich. Wprowadzali do szopki nowe postaci, nawet ulicznych pijaczków, złodziejaszków, ludzi z półświatka. Szopka neapolitańska doskonale odzwierciedlała sam Neapol z tego okresu, w jakim ją budowano. Bogate włoskie rodziny rozmiłowały się w kolekcjonowaniu szopek. W wielu kamienicach czy pałacach przeznaczano specjalną salę, a nawet całe piętro na te kilka dni świąt Bożego Narodzenia, by ustawić tam żłóbek! W czasie świąt arystokraci chodzili w odwiedziny jedni do drugich, prezentując sobie nawzajem swoje szopki. Była to oczywiście także okazja do zademonstrowania bogactwa... Szopka króla Karola III Hiszpańskiego (w latach 1731 - 1735 był władcą Neapolu) składała się z 6 tysięcy elementów! Do dzisiaj nie przetrwała żadna z tych przebogatych makiet. Jednak Włosi wciąż tradycyjnie ustawiają szopki w domach i na ulicach miast. Do najsłynniejszych należą: neapolitańska z figurami wielkości człowieka oraz rzymskie przy Schodach Hiszpańskich i na placu św. Piotra.

Przybieżeli do Betlejem

Do nas szopki przywędrowały w XIV wieku. Pierwsze inscenizacje wykonywano w kościołach. Najczęściej były one darami możnych, np. najstarszą w Krakowie (i w całej Europie) szopkę przechowywaną w klasztorze sióstr klarysek przy kościele pod wezwaniem św. Andrzeja ofiarowała królowa Elżbieta, córka naszego władcy, Władysława Łokietka. Dość szybko żłóbek zaczęto obudowywać całymi przedstawieniami składającymi się zwyczajowo z kilku elementów: scen zwiastowania pasterzom narodzin, hołdu trzech Króli, śmierci Heroda. Z czasem jednak kościół zrezygnował z tego typu "sztuk", bo publiczność reagowała zbyt żywiołowo i często... nieprzystojnie, zwłaszcza gdy wykrzykiwano obelgi pod adresem Heroda. Przedstawienia w kościołach skończyły się, za to pojawiła się nowa tradycja jasełek i kolędników, którzy teraz, poza murami świątyń, mogli do woli używać sobie na okrutnym władcy.

Oj, maluśki, maluśki

Najbardziej dziś znane w Polsce są oczywiście szopki krakowskie. Pierwsza, przechowywana do dziś w Muzeum Etnograficznym w Krakowie, została zbudowana przez braci Michała i Leona Ezenekierów w 1860 roku. Połączyli oni tradycję bogatych, włoskich szopek z elementami zabytkowej architektury swojego królewskiego miasta. Murarze spod Wawelu, którzy zimą nie mieli pracy, szybko poszli w ślady pomysłowych braci i co roku budowali coraz piękniejsze "betlejemki", wykorzystując kolorowe glansowane papiery, blaszki, cekiny, korale i szkiełka. Za wzór architektoniczny służył zwłaszcza kościół Mariacki, ale wykonywano także miniatury Wawelu, Sukiennic, Barbakanu. Te świąteczne teatrzyki obnoszono po domach i tak zarabiano na utrzymanie. A ponieważ konkurencja była duża, każdy się starał, aby jego szopka była najpiękniejsza. Wszystkie zawierały oczywiście wyraźne elementy tradycji Bożego Narodzenia. Tradycję widowisk w małych szopkach udało się uratować dzięki konkursom na najpiękniejszą szopkę.

Słynna na całą Polskę jest także szopka z krakowskiego kościoła Kapucynów. W pierwszych latach po II wojnie światowej braciszkowie urządzali tam szopki betlejemskie, góralskie i krakowskie. W roku 1955 po raz pierwszy wprowadzono ruchome figurki. Z czasem, obok Świętej Rodziny, aniołów i pastuszków pojawiły się postacie z naszej historii: Tadeusza Kościuszki i jego kosynierów, św. Wojciecha, króla Jagiełły i królowej Jadwigi, księdza Kordeckiego, warszawskich powstańców... Szopka co kilka lat wzbogacała się o nowe elementy, a ostatnio dodano padający śnieg, prawie jak prawdziwy! W połowie lat 80. wybrano ją, jako jedną z kilku polskich szopek, na światową wystawę w Niemczech, którą miał otworzyć metropolita krakowski Franciszek Macharski. Niestety, konserwator zabytków wydał zakaz jej wywozu poza granice PRL.

Pójdźmy wszyscy do stajenki

Chrystus przyszedł na świat wśród gajów oliwnych i cytrynowych. Ale wierni w każdym kraju, w każdej kulturze dodawali coś swojego do bożonarodzeniowej szopki. To dlatego Matka Boska w Holandii ma blond warkocze, a w Afryce Dzieciątko, zamiast w stajence czy grocie, leży sobie w szałasie, otoczone zebrami i antylopami. Indianie Ameryki Północnej i Południowej, wyznający katolicyzm, rzeźbią figurki Świętej Rodziny z terakoty, a czerwone postacie mają ostre rysy i lekko skośne oczy, tak jak ich twórcy. Bywa, że mały Jezus leży w skromnym otoczeniu, okryty tylko cienką szatką. Ale niektóre szopki - jak te na Filipinach - są bardzo luksusowe: figurki odziane są w jedwabne, misternie haftowane stroje.W Meksyku szopki często wykonuje się z metalu, w Irlandii do tego celu służył czarny torf, a na Sycylii - kolorowy, ugniatany wosk. Znane są też szopki z piernika, cukru, marcepana, chleba... A w sklepach z zabawkami można kupić dzieciom szopkę z plastiku, pasującą do kolejki i remizy strażackiej. Szopka weszła na stałe do kultury masowej. Może to dobrze - cud narodzin Zbawiciela stał się przez to bliższy zwykłemu człowiekowi. Ale czy zawsze pamiętamy o pierwotnym, sakralnym charakterze tego niezwykłego przecież przedstawienia?

Więcej o: