Dlaczego wciąż tyję?

?Szczupła to kobieta sukcesu? - mówisz. Więcej zarabia, ma lepszy samochód, udany seks. Gruba nie awansuje, nie uprawia seksu, grubej nikt nie kocha. Chcesz być szczupła, tymczasem tyjesz. Wciąż tyjesz.

Jeżeli chociaż raz w życiu zaczęłaś się odchudzać, wpadłaś jak śliwka w kompot. Dążenie do sylwetki idealnej (szczupłej!) już zawsze będzie numerem jeden na liście twoich noworocznych postanowień. Tyjesz, chudniesz, tyjesz więcej, znów chudniesz, tyjesz jeszcze więcej. Ciągłe wahania wagi prowadzą w prostej linii do zaburzeń odżywiania. Niekoniecznie od razu tak poważnych jak bulimia czy anoreksja, ale również groźnych. Tym razem naprawdę powiedz sobie stop. Zamiast zadawać sobie ciągle pytanie "jak schudnąć?", zapytaj samą siebie "dlaczego ciągle tyję?". Znalezienie odpowiedzi na to pytanie, a następnie wyeliminowanie przyczyny to najprostsza droga do sukcesu - wymarzonej sylwetki.

Jedno pytanie, pięć odpowiedzi

Zajadam stres

Żyjesz w ciągłym biegu. Ciągle boisz się, że nie zdążysz z pracy do przedszkola, z przedszkola na spotkanie z klientem, itd. W pracy jeden trudny projekt goni drugi, dziecko znowu kaszle, a na weekend zapowiedziała swoją wizytę teściowa. Wieczorem czujesz, jak jakaś niewidzialna siła znowu ściska cię za żołądek. Ta siła to stres.

Stres zdefiniował w latach 60. Hans Seley, nazywając go nadmierną reakcją organizmu na bodźce zakłócające jego pracę. W stanie stresu układ nerwowy i hormonalny jest przeciążony. Jeśli napięcie utrzymuje się zbyt długo, w organizmie zaczyna brakować witamin i minerałów, które zużywają się szybciej niż normalnie. W efekcie doświadczasz huśtawki nastrojów, ciągle jesteś zmęczona, wpadasz w depresję. Zauważasz, że po pochłonięciu kilku batonów, frytek i hamburgera na chwilę poprawia ci się nastrój. To zjawisko wytłumaczono naukowo. W stanie stresu do mózgu wydzielana jest substancja niwelująca uczucie bólu. Możesz wepchnąć w siebie dwa razy więcej jedzenia niż normalnie, odczuwając przyjemność zamiast bólu rozepchanego żołądka. Zaczynasz coraz częściej zajadać stres, czego efektem szybko są dodatkowe kilogramy.

Co robić?

Ureguluj rytm posiłków i znajdź inny sposób na rozładowywanie stresu niż jedzenie. Może zapiszesz się na squasha albo zaczniesz uprawiać jogę na balkonie?

Jem z nudów

Nie pracujesz albo pracujesz w domu. Przez cały dzień od lodówki dzieli cię parę kroków. Mimochodem przegryzasz plaster żółtego sera, czekoladkę, dojadasz resztki po dzieciach. Oglądając telewizję, pogryzasz orzeszki, przy komputerze zawsze stoją słone paluszki, do książki przygotowujesz sobie stertę miniaturowych kanapek. Na obiad jesz malutką porcję, bo przecież jesteś na diecie. Tylko dlaczego nie mieścisz się w kolejne dżinsy?

Ciągłe podjadanie sprawia, że twój żołądek nie odpoczywa ani sekundy. Żeby zapewnić sobie choć chwilę spokoju, organizm robi zapasy tłuszczu w nadziei, że kiedyś będzie mógł z nich skorzystać i zrobić sobie choć krótkie wakacje od trawienia.

Co robić?

Znajdź sobie absorbujące zajęcie. Podejmij się wolontariatu w organizacji charytatywnej, znajdź pracę na pół etatu albo zapisz się do klubu fitness. To ostatnie rozwiązanie ma dodatkową zaletę. Kiedy zobaczysz, jak długo musisz biegać na bieżni, żeby spalić głupi batonik, od razu przejdzie ci na niego ochota. I koniecznie wyrzuć z lodówki i kuchennych szafek wszystkie "pogryzajki"!

Nie mam czasu na jedzenie

W ciągu dnia nie masz czasu, żeby zjeść porządny posiłek. Rano wypijasz szybką kawę, po drodze do pracy przegryzasz drożdżówkę, zamiast lunchu jesz jogurt, a na obiad wypijasz kolejną kawę. Jesteś tak zajęta, że zapominasz o jedzeniu. Dopiero wieczorem w domu odrabiasz zaległości. Rzucasz się na lodówkę i kończysz jeść dopiero wtedy, gdy czujesz, że zaraz pękniesz. Co tydzień z przerażeniem obserwujesz, że twoja waga skoczyła o kilogram.

Przez cały dzień twój organizm ciągnie na rezerwie paliwa. Przewodzenie nerwowe w układzie: przewód pokarmowy - ośrodek głodu i sytości zostaje zaburzone. Przez cały dzień do ośrodka sytości nie docierają żadne informacje. Kiedy w końcu zaczynasz jeść, wydaje rozkaz "dość" dopiero wtedy, gdy żołądek jest już wypchany po brzegi. Podczas obfitego posiłku trzustka wydziela ogromne ilości insuliny, żeby obniżyć gwałtownie podnoszący się poziom cukru we krwi. To jednak nie wystarcza - cukru jest za dużo, żeby przetworzyć go w całości na energię. Zostaje więc zamieniony w tłuszcz i wtedy właśnie odkłada się np. na brzuchu i na biodrach.

Co robić?

Jedyna sensowna porada w twojej sytuacji to: jedz regularnie! Może wstaniesz pół godziny wcześniej i przygotujesz sobie niewielkie porcje jedzenia w hermetycznych pojemnikach?

Uzależniłam się od diet cud

Dieta cud nie istnieje. Niestety, wciąż większość kobiet nie dopuszcza tej smutnej prawdy do świadomości. Chcesz schudnąć błyskawicznie przed sylwestrem/zjazdem absolwentów/weselem przyjaciółki, sięgasz więc po kolejną "superskuteczną" kurację odchudzającą. To pierwszy krok do dietetycznego piekła.

Większość diet polecanych w popularnej prasie podaje jedynie wartość kaloryczną spożywanych posiłków. Im niższa - tym skuteczniejsza wydaje się kuracja. Jednak stosowanie diety dostarczającej zaledwie 500 kcal dziennie powoduje spowolnienie tempa przemiany materii i wypłukanie organizmu z witamin i minerałów. Kiedy wracasz do normalnego odżywiania, gwałtownie tyjesz. Ten efekt dorobił się już nawet swojej nazwy, którą na pewno dobrze znasz. Chodzi oczywiście o jo-jo. Przytyłaś, więc sięgasz po kolejną dietę cud. To pułapka, z której bardzo trudno się potem wydostać.

Co robić?

Zacznij racjonalnie się odżywiać i ćwiczyć. Będziesz chudła powoli, ale wymarzona waga utrzyma się dłużej, a może nawet zostanie na zawsze.

Wpadłam w słodką pułapkę

Jesteś nieszczęśliwa. Nikt cię nie kocha, nie uprawiałaś seksu od miesięcy, przyjaciółka przeprowadziła się za granicę, a w telewizji leci znowu ten sam głupi serial. Sięgasz po czekoladkę i bez zastanowienia wrzucasz w siebie całą bombonierkę. Na chwilę świat wydaje się piękniejszy.

Słodycze to najtańsze i najbardziej skoncentrowane źródło tuczących kalorii. Zaledwie pięć krówek albo jeden czekoladowy batonik mają ich tyle samo co pełnoziarnista bułka z sałatą i wędliną popita szklanką soku. Od cukru można się uzależnić tak samo jak od papierosów albo od alkoholu. Po zjedzeniu czegoś słodkiego (uwaga: cukier znajduje się nie tylko w czekoladzie, ale również w płatkach śniadaniowych, chlebie, ketchupie, jogurcie i soku owocowym z kartonika) trzustka wydziela duże ilości insuliny, żeby przetworzyć cukier na energię. Za jej sprawą poziom cukru we krwi spada. Organizm wysyła sygnał, że powinnaś natychmiast podnieść poziom cukru, więc sięgasz po kolejny batonik. I w ten sposób kółko się zamyka. Tyjesz, głównie na brzuchu, pośladkach i udach w błyskawicznym tempie.

Co robić?

Jak alkoholik na odwyku, musisz radykalnie odstawić słodycze. Nie pozwalaj sobie na "tylko jedną" czekoladkę, bo dobrze wiesz, że skończysz w punkcie wyjścia. Czytaj etykiety i unikaj produktów z cukrem ukrytym w składzie. Żeby ułatwić sobie wytrwanie w abstynencji, możesz zażywać preparat chromu, który zmniejsza apetyt na słodycze, a także wyrównuje poziom cukru we krwi.

Więcej o: