To jest moim zdaniem sprawa kulturowa. Już od momentu zajścia w ciążę życie kobiety staje się mniej ważne. Następuje początek dłuższego procesu społecznego, który wprowadza ją w poczucie winy, kiedy na przykład po urlopie macierzyńskim, chce wrócić do pracy. Bo przecież jej miejsce jest przy malutkim dziecku. To samo dotyczy karmienia piersią. Kult matki poświęcającej się dla dobra dziecka, bez względu na to jak wpływa to na nią samą, jest bardzo silny. Nawet kobiety w dużych miastach wracając do pracy i korzystając z opieki niani czy żłobka, spotykają się ze społecznym zdziwieniem i dezaprobatą.
Wynika to częściowo z medycyny i samych lekarzy, którzy miewają archaiczny stosunek do ciężarnych. Bardzo często zakazują ciężarówkom różnych rzeczy bez podania konkretnej przyczyny. Stąd przyszłe matki żyją w poczuciu faktycznego zagrożenia, że zrobi krzywdę ich jeszcze nienarodzonemu dziecku. Takie podejście jest pewnego rodzaju normą. Wydaje się nagle, że wszystko może zaszkodzić dziecku - każdy ulubiony smakołyk, sposób spędzania wolnego czasu czy katar. Lekarze, farmaceuci i media parentingowe z grubsza podtrzymują ten mit. Tymczasem ciężarówki na zachodzie uprawiają jogging, latają samolotami i leczą zapalenia oskrzeli antybiotykami nowej generacji. A mnie aptekarka na Placu Zbawiciela nie chciała sprzedać Hallsa jak dopadł mnie ból gardła w 8 miesiącu. Jeżeli chodzi zaś o pracę, to spotkałam się z sytuacją, kiedy właściwie musiałam tłumaczyć się z tego, że nie jestem na zwolnieniu będąc w ciąży.
Jak się weźmie polskie poradniki ciążowe i porówna z pismami ze Stanów czy Francji, to można dojść do wniosku, że nasze kobiety zasadniczo różnią się od pozostałych. Zabrania im się na przykład opalania, strasząc, że może to zaszkodzić dziecku bez podawania realnych powodów. Stąd łatwość otrzymywania zwolnień lekarskich z tytułu ciąży. Ja się zgadzam, że z jednej strony jest ogromne nadużycie, któremu towarzyszy społeczne przyzwolenie, że przyszła matka jest pewnego rodzaju świętością, dobrem chronionym. Choć medycyna wspiera to podejście, sytuacji towarzyszy też wewnętrzne przekonanie, że ciąża jest czymś wyjątkowymi że trzeba zachowywać się zupełnie inaczej. Ciąża zdaje się zupełnie zwalniać z całego dotychczasowego życia.
Fatalnie jest w Stanach planować rodzinę. W porównaniu do tego co my mamy, tamtym dziewczynom nic nie przysługuje. Urlop macierzyński ustalany jest przez pracodawcę. Dostają 2 tygodnie, czasem 3, z czego jeden bezpłatny. Nie ma w ogóle instytucji urlopu macierzyńskiego. Jeżeli musisz leżeć, jesteś na zwolnieniu, ale twoje stanowisko pracy nie jest prawnie chronione. Jak moje koleżanki ze Stanów słyszą co mamy w Polsce, to zielenieją z zazdrości.
Nie ma reguły. Chociaż kobiety, które same urodziły dzieci niemal z laptopem na brzuchu i tydzień po porodzie wróciły do pracy, są przekonane, że każdy tak może. Dla mężczyzn to jest nadal bardzo tajemnicza kwestia, w którą wolą się nie zagłębiać.
Kobieta w ciąży jest normalnym pracownikiem, może trochę bardziej rozkojarzonym. Pracodawca wymaga od niej często mniej, ma mniej projektów. Ja tak miałam. Było mi przykro, że omijają mnie fajne rzeczy. Potrzebna była rozmowa z szefową, która mi wytłumaczyła, że jako pracownik, który w każdej chwili może musieć się położyć na kilka tygodni, nie mogę prowadzić newralgicznych projektów. I faktycznie w drugiej ciąży sprawdziły się jej słowa.
Z kobietą w ciąży w ogóle dzieją się niewytłumaczalne rzeczy. Mimo, że ja sama miałam wszystko zaplanowane i uzgodnione z szefową, kiedy zaszłam, ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, że moje prywatne sprawy mają wpływ na funkcjonowanie firmy.
Trzeba pamiętać, że po pierwszym trymestrze, który jest szalenie senny i męczący zaczyna się drugi, kiedy dostaje się kopa energetycznego i jest w stanie zrobić tysiąc rzeczy na raz. Niestety, bardzo często kobiety znikają z dnia na dzień, bo jest mały dialog między nimi a pracodawcą. I wtedy pojawia się problem, bo szef musi jakoś podzielić jej pracę. Nie ma wybranej osoby, która przejmie jej obowiązki.
Trudno w obliczu takiego fenomenu na rynku dziwić pracodawcom, którzy chcą chronić wydajność swojej firmy. Mają świadomość, że kobieta w pewnym wieku może zaraz zniknąć bez ostrzeżenia, starają się przed tym chronić. Pytanie brzmi, jakie jest wyjście z takiej sytuacji?
Dużą rolę mają do odegrania media, które koncentrują się zazwyczaj na problemach społecznych, nie pokazując przypadków pozytywnych, ponieważ to nie jest news. Fantastycznym medium dotarcia do szerokiej grupy kobiet są seriale telewizyjne. Gdyby Ilona Łepkowska w swoich serialach pokazała kilka pozytywnych przykładów planowania ciąży, mogłaby prowadzić pozytywną edukację. Pani Ilono, to jest mój apel! Pokazujmy jak rozmawiać z pracodawcą. Pokażmy dlaczego z perspektywy szefa jest to tak ważne. Dużo się mówi o tym, że stosunek pracodawców jest zły. Więc kobiety czekają do pierwszego trymestru, aż ciąża będzie bezpieczna. I znikają. Bo się boją. O siebie, o dziecko. W firmach w których kobieta widzi, że pracownice zachodzą w ciążę i potem wracają do pracy przyszłe matki czują się lepiej. Widzą wtedy, że ciąża nie jest problemem i mniej boją się o niej poinformować. Na tym etapie jeszcze funkcjonuje brak zaufania z obydwu stron. Gdybym była wszechwładna i mogła tą sytuację zmienić, piętnowałabym przede wszystkim pracodawców w małych miejscowościach, którzy wyrzucają kobiety w ciąży z pracy. Jeżeli jest jedna firma w promieniu kilkudziesięciu kilometrów, wręcz podpisuje się zwolnienie inblanco dla kobiet w wieku rozrodczym, wiedząc że one nic z tym nie zrobią. Głownie dlatego, że w tej samej firmie pracuje ich mąż i ojciec. Ten problem należy pokazywać w mediach, bo jest duży.
Najbardziej problematyczne są piersi, bo one w sposób fizjologiczny przypominają, że powinnaś być wtedy przy dziecku. W moim przypadku to było najbardziej stresujące, musiałam sobie znaleźć miejsce w firmie, żeby usiąść z laktatorem. Patrzyłam jak wraz z ilością odciąganego mleka moja wartość macierzyńska maleje i to był dla mnie dobitny dowód, że zaniedbuje własne dziecko bo jestem w pracy. To hormony. Trzeba dać kobiecie trochę czasu, żeby wróciła do siebie.
Najgorzej mają dziewczyny, które decydują się na wychowawczy. Na ich miejsce zatrudniana jest nowa osoba, często stanowisko które zajmowały istnieje tylko na papierze. Fajnie, że pani wróciła, może by pani teraz usiadła na recepcji. I to jest trudny moment, bo trzeba udowodnić, że jest się wartościowym pracownikiem. A bywa i tak, że nie ma w ogóle do czego wracać. I wtedy trzeba szukać pracy, a to jest szalenie trudne. Podczas nieobecności na rynku kobiety, która odchowała swoje dzieci, bardzo dużo się zmienia. Kontakty się dezaktualizują, wchodzą w życie nowe ustawy, standardy, odnośniki. To jest paraliżujące i sprawia wrażenie, że trzeba zacząć pracę zawodową niemalże od początku. Takie powroty trwają długo i są bardzo trudne. Najchętniej zatrudniane są kobiety, które już mają odchowane dzieci, najlepiej dwójkę. Ale żeby znaleźć się w tej grupie, trzeba nieźle powalczyć.