Co skłania kobiety do sięgania po kosmetyki? Dbałość o urodę i chęć podobania się innym. Ale kobiecie, która stworzyła jedno z największych imperiów mody - Helenie Rubinstein - wcale nie chodziło o ukrycie defektów własnego wyglądu. Chciała uniknąć roli żony swojego męża, starszego, wskazanego przez żydowską rodzinę w Krakowie. Na początku XX wieku przedsiębiorczość kobieca sprowadzała się do zaradnego prowadzenia domu, ale Chaja Rubinstein miała większe ambicje, a szansę na ich realizację znalazła w rodzącej się dopiero na dużą skalę branży kosmetycznej. Jednej z nielicznych, w których to kobiety dominowały. To branża "działająca dla kobiet, tworzona przez kobiety i dająca im to, co tylko kobieta może dać - intymne zrozumienie ich potrzeb i pragnień".
Ekscentryczna Madame Rubinstein nie tylko zbudowała wielkie imperium kosmetyczne, ale także swoją własną historię i legendę. Próbowała zatrzeć ślad po biednej dziewczynie, którą była w młodości - jej kompulsywne zamiłowanie do luksusu zdradzało jednak, że nigdy o niej nie zapomnała. Chętnie zmieniła swoją metrykę oraz dodawała sobie zawodowych kompetencji zakładając fartuch medyczny i pozując w sterylnym laboratorium - "kuchni" - na tle próbek nowych kremów. Zaczęła od jedngo kremu na wszystko. Magicznego specyfiku Creme Valaze, który miał powstać według receptury tajemniczego doktora Lykuskiego. Do produkcji - jak głosiła reklama - wykorzystano "rzadkie zioła, które rosną tylko w Karpatach". Specyfik sprzedawał się wspaniale, ale taki kosmetyczny bestseller dobry jest tylko na początek, żeby rozwijać firmę, należy kreować zapotrzebowanie na coraz to nowsze produkty. To za sprawą Heleny Rubinstein kobiety przestały traktować swoją skórę jako tylko skórę. Od tej pory mogła być ona normalna, sucha lub tłusta. I jak wiemy, kolejni producenci tylko mnożyli takie podziały i własne zyski. Nic nie okazało się bowiem tak zyskowne, jak wprowadzenie kobiety w niepewność co do tego, czy dobrze pielęgnuje swoją urodę. W dzień i w nocy.
Z pomocą Helenie Rubinstein przyszły media, które chętnie zapełniały wolne łamy reklamami ekskluzywnych kosmetyków. Madame wiedziała też, że nie ma skuteczniejszej - i tańszej - reklamy niż wywiad ze zdjęciem w prestiżowym piśmie dla kobiet. Z kolei same produkty wcale do tanich nie należały. Rubinstein szybko zauważyła, że najlepszą metodą na zwiększenie sprzedaży linii kosmetyków, która nie cieszy się odpowiednim zainteresowaniem jest... zwiększenie cen. Jej klientkom krem wydawał się skuteczny dopiero wtedy, gdy skutecznie odchudzał ich portfele. Czar luksukowych kosmetyków nie prysnął nawet wtedy, gdy na rynek trafiła demaskująca brak ich skuteczności publikacja "Skin Deep" (1934). Kobiety dalej chciały wierzyć w inwestowanie w nieprzemijające piękno. A Helena Rubinstein była w stanie stworzyć w tym zakresie całą mitologię.
Na jej tle zupełnie inaczej prezentował się Eugene Schueller. Z wykształcenia chemik - skupił się przede wszystkim na tym, żeby jego produkty faktycznie działały tak, jak głosi opis na opakowaniu. Magię zastąpiły tu nauki ścisłe. A nazwisko kreatora kosmetyków, nazwa marki kosmetycznej: L'Oreal. Schueller także pochodził z niezamożnej rodziny i musiał ciężko pracować na swoją pozycję. Wszystko zaczęło się od farby do włosów. Pierwszej, która miała być zarówno skuteczna jak i bezpieczna. W tamtych czasach klienci salonów fryzjerskich nazywali butelki z farbą "fontannami młodości". Bez problemu dorobił się więc na swoim wynalazku. Na sprzedaż L'Oreala duży wpływ miała fryzura na pazia, która stała się modna podczas I wojny światowej. Kobiety masowo zaczęły obcinać długie włosy - niewygodne podczas pracy w fabrykach, gdzie zastępowały powołanych do wojska mężczyzn. Taką fryzurę nosiły znane aktorki tego okresu - Clara Bow i Louise Brooks oraz świetnie zapowiadająca się projektantka mody Coco Chanel. Krótkie włosy trzeba było jednak częściej farbować lub rozjaśnić i tak narodziła się farba L'Oreal Blanc.
Zresztą wojna miała dużo większe znaczenie w historii marki Eugene'a Schuellera, który dwukrotnie był oskarżony o przemysłowe kolaborowanie z Niemcami. Przedsiębiorca wierzył, że wprowadzenie w okupowanej Francji "łagodnej dyktatury" otworzy mu drogę do realizacji reform ekonomicznych, o których zawsze marzył i które promował w swoich pismach. "W swoim państwie lepszych i gorszych obywateli Schueller nie miał wątpliwości, gdzie jest jego miejsce. Uważał, że wystarczyłoby kilku prawdziwych rewolucjonistów, by zmienić los narodu. Powojenna Francja desperacko ich potrzebowała - "to ludzie, którzy obecnie nazywani są "fuhrerami swoich zawodów" - i Eugene Schueller był jednym z nich" - pisała o nim we "Wstydliwej historii piękna" Ruth Brandon. Kolaboracja była też sposobem by nie wypaść z biznesu - okupanci dobrze płacili za towary luksusowe. Zyski L'Oreala między 1940 a 1944 rokiem wzrosły czterokrotnie. Schueller, gdy musiał potem tłumaczyć swoje decyzję, bronił się, że został źle zrozumiany i wprowadzony w błąd - był bowiem "patplogicznym optymistą, który nie mił pojęcia o polityce i zawsze udawało mu się znaleźć w złym miejscu". Taka obrona nie byłaby przekonująca, gdyby za swoim pracodawcą nie wstawili się pracownicy, a wśród nich wielu Żydów. Zresztą Schueller wspierał nie tylko okupanta, ale także ruch oporu.
Wojna zmieniła wszystko także w życiu Heleny Rubinstein. W obozie koncentracyjnym zginęła jej siostra. Po tym wydarzeniu Rubinstein przypomniała sobie o swoim żydowskim pochodzeniu i rzuciła się w wir organizowania pomocy dla Polskiego Czerwonego Krzyża oraz mocno propagowała obligacje wojenne. Stała się też stronniczką nowego państwa izraelskiego. Z Goldą Meir, ówczesną minister spraw zagranicznych Izraela tak rozmawiała o swoich planach.
- Madame Rubinstein, co pani myśli o naszym kraju?
-Skoro zamierzam wybudować tu muzeum i fabrykę, to znaczy, że myślę o nim jak najlepiej."
-Co pani zdaniem jest ważniejsze?
-Fabryka!
-Zgadzam się! - odparła Meir, na której pooranej zmarszczaki twarzy nie było śladu makijażu.
Niejako na przekór filozofii magicznego odmładzania, Helena Rubinstein zmarła 1 kwietnia 1965 roku. Po raz pierwszy świat poznał jej prawdziwą metrykę. Madame miała 92 lata i pozostawiła po sobie ogromny majątek. W dniu jej śmierci przemysł kosmetyczny, który założyła w jednym pokoju i "kuchni", czyli laboratorium, był dziesiątym najważniejszym w Stanach Zjednoczonych i plasował się zaraz za przemysłem gumowym. Marka Helena Rubinstein Inc. była imperium. Jednak Madame nie wychowała sobie - w przeciwieństwie do Schuellera - godnego następcy, co gorsza powtarzała ciągle "firma to ja". Pozostała więc po niej ogromna próżnia i skłócony zarząd. Jako pierwszy firmę Rubinstein kupił koncern Colgate-Palmolive, ale brak doświadczenia i odpowiedniego marketingu w zakresie dóbr luksusowych spowodował, że zaczęła przynosić straty. Zrezygnowało z niej również w krótkim czasie japońskie przedsiębiorstwo KAO.
W końcu do drzwi firmy zapukał za pośrednictwem swojej amerykańskiej filii Cosmair i L'Oreal. Ale najpierw w wyniku "tajemniczej transakcji" francuski koncern wykupił filie Heleny Rubinstein w Japonii, Ameryce Łacińskiej i Europie. W lutym 1988 roku - na osiem miesięcy przez przejęciem Heleny Rubinstein Inc. - pasmo sukcesów L'Oreala przerwała wiadomość, że firma znalazła się na czarnej liście komitetu do spraw bojkotu Izraela przy Lidze Państw Arabskich. Helena Rubinstein miała filię w Izraelu, a L'Oreal nie i mimo braku oficjalnych powiązań francuski gigant naraził się Lidze. W efekcie całą produkcję z Izraela przeniesiono do Niemiec, a tamtejsza filia musiała nawet zmienić nazwę. Okazało się też, że Jacques Correze, stojący na czele Cosmair był w przeszłości działaczem faszystowskim i przewodził gangom, które kradły żydowski majątek. Teraz przeprowadzał czystki w amerykańsko-żydowskiej firmie Rubinstein. Te odkrycia nie były jednak dla zarządu firmy niczym nowym. Do firmy przyjmował go sam Eugene Schueller. I Correze nie był jedynym byłym członkiem La Cagoule (skrajnie prawicowej organizacji), który mimo obciążających akt znalazł schronienie w L'Orealu. Złą sławą cieszył się także André Bettencourt, dyrektor L'Oreala i mąż jedynej córki Schuellera, Liliane.
O ile Rubinstein dzięki zarobionym pieniądzom pomagała swoim bliskim i rodakom, o tyle Schueller ratował skórę ich prześladowcom. Lindsay Owen-Jones - jeden z kolejnych szefów koncernu, poświęci większość swojej kariery na łagodzenie skutków coraz to nowych politycznych skanadali i grzechów z przeszłości L'Oreala.
"Helena była typem XIX-wiecznego przedsiębiorcy - humorzasta i ekscentryczna w zarządzaniu. Schueller za to reprezentuje inny styl. Przedsiębiorcy, których podziwiamy dzisiaj za innowacyjność i dyscyplinę, to jego następcy. Schueller to Steve Jobs. To Mark Zuckerberg" - napisał w "The New Yorker" Malcolm Gladwell.
Można więc pomyśleć, że L'Oreal i męski sposób prowadzenia biznesu wygrał nad Heleną Rubinstein i jej kobiecą intuicją. Na pewno nie było to jednak zwycięstwo moralne. Jak pisze Brandon: "Współczesne kobiety pod względem ekonomicznym nigdy nie były wcześniej równie wolne. W tym sensie wciąż żyjemy w świecie Heleny Rubinstein". A ona sama tak tłumaczyła swą misję: "Jeżeli moje produkty pomogą poczuć się lepiej jednej młodej, pracującej kobiecie, to osiągnęłam coś wartościowego". Inna sprawa, że to laboratorium Eugene'a Schuellera, a nie kuchnia Madame, stało się przyszłością kosmetycznego świata. Dziś, w dobie kryzysu nikt tak nie potrzebuje kosmetyków jak pracujące dziewczyny. Podczas recesji przemysł kosmetyczny świeci triumfy, a młody, zadbany wygląd ma być gwarancją utrzymania lub zdobycia pracy. Pracę dzięki temu z pewnością utrzymują producenci kosmetyków. Powinni podziękować Helenie Rubinstein, ponieważ to ona odkryła ten handlowy potencjał.
Na podstawie "Wstydliwa historie piękna" Ruth Brandon (Wyd. Agora 2012)