Żeby nie było. Nie interesuje mnie, żeby moje ciało było chude, smukłe, wiotkie i bez zarysowanych mięśni. Lubię ciała atletyczne, umięśnione, silne i wyglądające zdrowo. Wiem z własnego doświadczenia, że przy dobrze ustawionych codziennych treningach i odpowiedniej dawce ruchu można - zachowując dobrą figurę - pozwolić sobie na jedzenie wszystkiego, na co ma się ochotę. To taki bonus do wysiłku.
Niestety taki tryb życia wymaga wewnętrznej dyscypliny, czasu i konsekwencji. Czasami zdarza się tak, że z jakichś - niezależnych od nas powodów - przez dłuższy czas nie możemy uprawiać sportów, męczyć się, „wysiłkować”. Stopniowo rozleniwiamy się, odpuszczamy. Mogliśmy jeść wszystko - bo ćwiczyliśmy, po wyeliminowaniu treningów dieta się nie zmienia.
Tak jak z chudnięciem, tak samo z tyciem. To proces, którego pierwsze efekty widać już po miesiącu. Taka sytuacja spotkała mnie. Po operacji wycięcia migdałków sport był ostatnią rzeczą, o której myślałam. Lekarze zabronili się przemęczać, a po tygodniu jedzenia papek marzyłam o tym, żeby wbić zęby w coś niezdrowo chrupiącego - najlepiej w panierce i smażonego na głębokim tłuszczu. A później doszło jeszcze Euro i mój zdrowy tryb życia legł w ogóle w gruzach. Chipsy, paluszki, cola - najlepsi towarzysze meczu.
A może tak na czterdzieste urodziny zafundować sobie liposukcję? To myśl, która przewija się nie tylko przez moją głowę, ale także moich rówieśników obojga płci. Po tym jak fatalnie zniosłam narkozę ja i moje włosy (wypadła mi chyba połowa) ta opcja już nie wchodzi w grę.
Tym bardziej ucieszyłam się na możliwość przetestowania w Instytucie Chantarelle zabiegu modelująco-wyszczuplającego Thermo-Modelling urządzeniem THERMO-SPHERIX. Tym bardziej, że w opisie badania napisano:
Probanci nie byli zobligowani do przestrzegania specjalistycznej diety czy zwiększonej aktywności fizycznej.
To o mnie!
Najlepsze wyniki widać po dziesięciu zabiegach (ja przeszłam trzy), a całkiem dobre już po pięciu. Zabieg jest tak przyjemny, że w trakcie jego trwania ucinałam sobie drzemkę (dla urody oczywiście). Podczas gdy ja drzemałam:
- Magneto-laserowa głowica termo-modelująca łączyła cztery skuteczne technologie: emitowała światło laserowe o długości fali: podczerwone IR 940nm i 1200nm, czerwone R 650nm oraz pulsujące pole magnetyczne.
- Energia laserów IR 940nm i/lub 1200nm ( w zależności od programu urządzenia) kierowana była precyzyjnie w komórki tłuszczowe - adipocyty nie uszkadzając otaczających tkanek.
- Skumulowana energia dawała efekt cieplny powodujący upłynnienie tłuszczu (rozłożenie trójglicerydów do wolnych kwasów tłuszczowych i glicerolu).
- Laser czerwony 650nm stymulował krążenie, pobudzał odnowę, a jednocześnie czasowo otwierał błony komórkowe umożliwiając usunięcie upłynnionego tłuszczu.
- Pulsujące pole magnetyczne podwyższało temperaturę tkanek poddawanych zabiegowi, zwiększając wydajność zabiegu.
- Poprawiało się krążenie płynów krwi oraz limfy dzięki czemu rozpuszczony tłuszcz był szybko zmetabolizowany, znacząco poprawiała się jakość skóry poprzez zwiększenie syntezy kolagenu i elastyny oraz przyspieszenie metabolizmu komórkowego.
Po zabiegu można, ale nie trzeba - stosować peeling wyszczuplający Thermo-Modelling herbaciany i krem wyszczuplający Thermo-Modelling cynamonowy. Ja stosowałam z przyjemnością, zwłaszcza, że balsam do ciała pachniał jak imbirowe pierniczki i przypominał mi miłe chwile związane z Bożym Narodzeniem.
Pomiary przed i po wskazują, że ta metoda rzeczywiście działa. Polecam ją zwłaszcza tym, którzy mają problematyczne miejsca, z których ciężko im spalić tłuszcz - podwójny podbródek, tłuszcz na brzuchu, na biodrach.
A już idealnie nadaje się taka seria jako ukoronowanie zrzucenia kilogramów metodą tradycyjną, czyli uprawianiem sportu i zmianą nawyków żywieniowych. Bo tracąc centymetry zyskujecie jędrność!
Koszt zabiegu w serii dziesięciu: 250 zł