Urządzenie do domowej mikrodermabrazji - ma ujędrniać i odmładzać [TESTUJEMY]

Zatrzymać czasu się nie da, ale można próbować go oszukać i spowalniać. Im jesteśmy starsze, tym chętniej testujemy metody mniej inwazyjne. Botoks i wypełniacze mamy już za sobą, teraz czas na domową mikrodermabrazję.

Mechaniczne złuszczanie naskórka w służbie młodości? Podobno to sposób na to, by zmobilizować komórki od odnowy i zachować dłużej jędrność skóry. Jak działa i przede wszystkim, czy działa?

Pewnego piątkowego dnia w środku lata wylądowało na moim biurku urządzenie do domowej mikrodermabrazji marki Philips. Mikrodermabrazję miałam już robioną, ale u kosmetyczki. W domu stosuję peelingi i kiedyś - w zamierzchłej przeszłości - miałam zestaw do domowego peelingu, składający się z kremu i specjalnej maszynki z gąbeczką, która się kręciła, pomagając w peelingowaniu.

Dużo techniki, mało pr-u

Zanim zabrałam się za testowanie, minęło trochę czasu. Przyznam, że obawiałam się, że zrobię sobie (i swojej twarzy) krzywdę. Tym bardziej, że w pudełku oprócz urządzenia i dwóch końcówek znalazłam tylko bardzo techniczną instrukcję użytkowania.

Często narzekamy, że firmy kosmetyczne ubierają opisy działania produktów w kwiecisty styl i wydumaną formę. Uwierzcie mi, czasami taki styl jest potrzebny. W mojej instrukcji były same suche fakty i trochę mi zabrakło tej pr-owej magii.

Testujemy domowe urządzenie do mikrodermabrazjiTestujemy domowe urządzenie do mikrodermabrazji Fot. Archiwum prywatne

Dowiedziałam się za to w krótkich, żołnierskich słowach, że:

  •  nasadka ssąca musi zawsze przylegać do skóry, zasysając ją do środka;
  •  ruchy, jakimi przesuwamy urządzenie po twarzy, powinny być poziome od środka  twarzy na zewnątrz;
  •  w jednym miejscu na początku nie powinno się przejeżdżać głowicą więcej niż  trzy razy - z czasem powtórzeń może być więcej;
  •  na początku należy stosować końcówkę do skóry wrażliwej, później, jak już skóra  się przyzwyczai, można zmienić na normalną.

Po magię rodem z reklam musiałam sięgnąć do internetów. Co obiecuje ten produkt?

Przede wszystkim producent zapewnia, że moja skóra stanie się gładsza, będzie wyglądała na bardziej promienną i zdrową. To dzięki końcówce złuszczającej wykonanej z korundu. Martwy naskórek zostaje usunięty, robiąc miejsce dla nowych komórek. Dzięki temu naturalny proces odnowy skóry zostaje pobudzony, a skóra  pogrubia się. W gładką, złuszczoną skórę łatwiej wchłaniają się także kosmetyki.

Testujemy urządzenie do domowej mikrodermabrazjiTestujemy urządzenie do domowej mikrodermabrazji Tak działa głowica. Fot. Screen YouTube/Philips

Końcówka zasysa skórę (system Air Lift), poprawiając mikrocyrkulację. Takie zasysanie działa jak pobudzający masaż, przez co tlen i substancje odżywcze są szybciej transportowane i docierają do wszystkich komórek skóry, rewitalizując ją i nadając jej zdrowy, promienny wygląd.

Panie sobie chwalą

Skoro już w sieci jestem, to zaglądam do komentarzy i opinii. Generalnie same wysokie oceny. Kobiety (bo głównie one się wypowiadają) piszą o znikających przebarwieniach, zmniejszonych porach, spłyceniu blizn potrądzikowych, gładkiej skórze. Zapewniają, że stosowanie łatwe, niezbyt czasochłonne (wystarczy pięć minut dwa razy w tygodniu). Nawet dość wysoka cena (ponad 1000 zł) to nie problem - „inwestycja zwraca się z nawiązką” - czytam.

Testujemy urządzenie do domowej mikrodermabrazjiTestujemy urządzenie do domowej mikrodermabrazji Efekt zasysania i masażu. Fot. Screen YouTube/Philips

Rumba-rumba

Zacznijmy od tego, że Philips VisaCare jest prześliczny! Perliście białe urządzenie wygląda naprawdę elegancko. Można je przechowywać w dołączonym płóciennym woreczku. Szybko się ładuje, a bateria starcza na kilkanaście użyć. Końcówkę należy po każdym użyciu oczyszczać znajdującą się w zestawie szczoteczką.

Moja dwuletnia córka mówi na to urządzenie "rumba-rumba" ze względu na dźwięk, który towarzyszy mikrodermabrazji.

Po pierwszym zabiegu przekonałam się, dlaczego skóra musi być dokładnie zassana. Na policzku nie zassałam i ostrą końcówką zarysowałam skórę prawie do krwi. Nie było to przyjemne doświadczenie, ale przy okazji świetna nauczka, żeby być ostrożną i dokładną.

Sam zabieg nie jest bolesny, trzeba pamiętać, żeby dobrze naciągać skórę i nie robić zbyt wielu powtórzeń w jednym miejscu. Zbyt gorliwe działanie może się skończyć nieprzyjemnym podrażnieniem skóry.

Przyznam szczerze, że jeszcze nie odważyłam się zmienić nasadki na tę do skóry normalnej, trzy tygodnie przed planowaną ekspozycją słoneczną (rodzinnymi wakacjami w Grecji) musiałam także zaniechać stosowania urządzenia. Skóra potrzebowała czasu na zregenerowanie i ochronę przed promieniami UV.

Szybsza regeneracja

Wybrałam dwa dni - poniedziałek i piątek - w nie robię sobie mikrodermabrazję. Sam zabieg nie trwa długo. Idealnie wychodzi na policzkach, gorzej niestety na nosie i czole. Tam skóra jest napięta i ciężko ją zassać.

Testujemy urządzenie do domowej mikrodermabracji Philips VisaCareTestujemy urządzenie do domowej mikrodermabracji Philips VisaCare Największe zmarszczki wokół oczu... Fot. Archiwum prywatne

Po czterech zabiegach efekt widać jak na dłoni. Skóra jest gładka, pory są zwężone. Ja po każdym zabiegu korzystałam z okazji i nakładałam głęboko nawilżające lub kojące maseczki, bo czułam, że potrzebuję dać skórze coś w zamian za złuszczanie.

Trudno mi ocenić działanie ujędrniające i odmładzające skórę po tak krótkim czasie. Tym bardziej, że największy problem mam ze zmarszczkami pod oczami, a tam skóra jest tak cienka i delikatna, że nie można stosować urządzenia VisaCare. Jeśli zgodzimy się z teorią, że cerze najlepiej robi oczyszczanie, złuszczanie i nawilżanie, to misję urządzenia Philipsa uważam za zakończoną pełnym sukcesem.

Testujemy urządzenie do domowej mikrodermabrazjiTestujemy urządzenie do domowej mikrodermabrazji Eleganckie i solidnie wykonane VisaCare Philipsa. Fot. Archiwum prywatne

Phillips VisaCare, 1139 zł