Nie daj się zwieść pozorom. To nie tak, że wszyscy oprócz ciebie mają gęste włosy

Demaskujemy i poprawiamy tobie i sobie humory. Gwiazdy nie tylko mają poprawiane cery, prasowane zmarszczki i wyszczuplane w komputerze ciała. Wszelkie zabiegi mające na celu oszukać obserwatora dotyczą także włosów.

Sytuacja pierwsza - jak z obrazka

Wyobraź sobie, że siedzisz w salonie fryzjerskim, otoczona wiszącymi na ścianach zdjęciami reklamowymi z sesji zachęcających do kupowania konkretnych preparatów na konkretne potrzeby.

Wśród reklamujących modelek jest i Kate Moss, która na obrazku może się pochwalić warkoczem o grubości średniej wielkości węża boa. Warkocz - nie dość, że gęsty, to jeszcze długi! Reklama zachęca do kupowania produktu zwiększającego objętość włosów.

Jak wyglądają włosy Kate Moss wiemy doskonale. W rzeczywistości są cienkie i wcale nie ma ich tak dużo. Kiedyś może i były bujne, ale teraz - po latach rozjaśniania, czesania, prostowania i kręcenia, nie przekraczają w żadnym razie brytyjskiej średniej krajowej.

Kate MossKate Moss Kate Moss i jej włosy w naturalnym wydaniu. Fot. Walterlan Papetti/CC BY-SA 2.0/Flickr.com

Z taką wiedzą albo uwierzysz, że ten preparat potrafi zdziałać cuda, albo weźmiesz poprawkę, że na efekt końcowy wyglądu warkocza Kate miał wpływ sztab profesjonalistów.

Od fryzjera na grafiku komputerowym kończąc. Bo na zdjęciach można wyczarować wszystko: gęstość, kolor, długość, połysk i co tylko się zamarzy.

Dlatego zdjęciom z zasady nie wierzymy.

Sytuacja druga - pełen kamuflaż

Są gwiazdy, które nie udają, że w przypadku ich czupryn natura nie była zbyt hojna. Takie postacie szanujemy i doceniamy za szczerość. Słynna polska aktorka, znany popowy piosenkarz, zmarła niedawno felietonistka nie ukrywali, że noszą specjalne „systemy”. Stworzone specjalnie dla nich - robione na wymiar dosztukowywane włosy.

Dzięki nim można włosy dokleić do głowy na dłuższy czas (to działa w przypadku mężczyzn) lub dopinać spinkami. Wersją bardziej radykalną jest noszenie peruki. Te współczesne, najwyższej jakości, z najpiękniejszych naturalnych włosów są nie do odróżnienia. Do tego stopnia, że całkiem niedawno brytyjska aktorka Keira Knightley wyznała, że od lat w trosce o swoje naturalne włosy nie farbuje ich do ról, tylko gra w filmach w perukach!

Keira KnightleyKeira Knightley Keira Knightley na planie filmu 'Duma i uprzedzenie'. W peruce, czy bez? Fot. Peter Phan/Flickr.com/CC BY 2.0

Sytuacja trzecia - dopinki

Żeby włosy zagęścić, przedłużyć, czy wreszcie odpowiednio ułożyć można posiłkować się domowymi sposobami. Mistrzami w tej dziedzinie są mężczyźni z łysinkami misternie zaczesujący wyhodowane wcześniej „pożyczki” z jednej na drugą stronę głowy. Włosy można także tapirować i mocno lakierować, żeby wizualnie pokryć miejsca, w których dostrzec można prześwity.

Kobiety także oszukują na ilości włosów, zwiększając ich objętość - do robienia koczków używając specjalnych gąbkowych „pączków”, na których owijają włosy. Tapirując je w kształt hełmu, czy dopinając gotowe pasma na spinki. Swojego czasu kolekcję dopinek miała piosenkarka Jessica Simpson.

Jessica SimpsonJessica Simpson Jessica Simpson reklamowała swoim nazwiskiem i twarzą dopinki przedłużające włosy. Fot. Dennis/Flickr.com/CC BY-SA 2.0

Sytuacja czwarta - gdy wkracza specjalista

Panie specjalizujące się w przedłużaniu i zagęszczaniu włosów nie pozostawiają złudzeń. - Większość gwiazd „robi” coś w włosami. Te, które nie chcą dać się złapać na przepinaniu pasm (raz na kilka miesięcy doczepiane włosy trzeba przepiąć bliżej skóry głowy), mają dwa zestawy pasm do dosztukowywania. Im udaje się zachować ciągłość wyglądu - zapewniają w kuluarowych rozmowach.

Po czym poznać, że ktoś pomagał naturze? Wystarczy porównać stare i współczesne zdjęcia. Nikt kto ma trzy włosy na krzyż nie ma szansy na wyhodowanie ekstrawłosów. Ekstrawłosy ma się dzięki genom. Albo, dzięki dopinkom.

Wszelkie radykalne zmiany długości to także ewidentny znak, że natura została wspomożona w salonie.

Kiedyś dopinane włosy było widać po „odroście” - gdy widoczne stawały się „łuski” spajające nasze włosy z obcymi pasmami. Teraz te łączenia są prawie niewidoczne.

To, że ich nie widać, nie znaczy wcale, że ich nie ma. Są. Ale naprawdę nie ma powodów do kompleksów. Inni wcale nie mają lepszych włosów. Mają po prostu dużo nie swoich:-)