Ola Długołęcka, kobieta.gazeta.pl: Jak pani patrzy w zęby rodaków, to co pani widzi?
Dr Agata Orzechowska*: Widzę przede wszystkim duże potrzeby lecznicze i profilaktyczne. Jak się patrzy Polakom w zęby - nawet w telewizji - przy zwykłej rozmowie, przy uśmiechu widać brak zębów. Nawet u młodych ludzi.
Jest to pokłosie strachu przed stomatologiem. Baliśmy się my, bali się nasi rodzice. Nie chodzili do stomatologa w dzieciństwie i młodości, a jak już trafiali, to dlatego, że bolało. Kiedyś były mniejsze możliwości leczenia, dlatego zazwyczaj taka wizyta kończyła się usunięciem zęba.
U młodzieży często spotykany jest brak szóstek. To są pierwsze zęby stałe, które się wyrzynają - około szóstego roku życia. Rosną tuż za ostatnimi zębami mlecznymi. Ząb stały, który się wyrzyna, jest bardzo podatny na próchnicę. Dziecko nie domywa go i ząb natychmiast ma ubytek.
Skutki utraty zęba są większe, niż się wydaje. A już wczesna niesie ogromne konsekwencje: zaburzenia rozwoju kości, przesunięcia zębów - pojawiają się przerwy między zębami, wady zgryzu. Pojawiają się przerwy między zębami.
Jak się funkcjonuje, gryzie, gdy brak narzędzia, czyli zębów?
- Rzadko pacjenci mówią o zębach w kontekście ich funkcji. O zębach mówi się coraz częściej w kontekście estetyki, a ogromnie ważne jest, żeby zęby spełniały swoje podstawowe zadanie - gryzienie i żucie.
Wystarczy, że nie ma trzech zębów w jednym łuku i już funkcje żucia są upośledzone, pojawiają się przeciążenia w zwarciu. Tutaj wchodzą prawa fizyki. Brak wszystkich zębów z kolei prowadzi do szybkiego i znacznego zaniku.
Jeśli pacjenci po ekstrakcji mówią: - A dobra, to za pięć lat wstawię ząb. To prawda jest taka, że po jakimś czasie ta kość zaniknie, a odbudowanie zęba będzie o wiele trudniejsze. Dla pacjenta droższe, dla stomatologa cięższe, czasami wręcz niemożliwe.
Gdzie na liście naszych priorytetów znajdują się zęby?
- Nie chcę generalizować, bo to zależy. Raczej dalej niż bliżej. Rodzice coraz bardziej dbają o zęby swoich dzieci. Wciąż, moim zdaniem, za mało. Młodzi ludzie - nie tylko kobiety, ale także mężczyźni - dbają o zęby przez wzgląd na estetykę.
Zdarzyło mi się widzieć 16-latkę bez ani jednego zęba. W tym przypadku do zakończenia wzrostu pacjentki można jej było pomóc jedynie co jakiś czas wymienianą - ze względów na ten wzrost właśnie - protezą.
Zęby Odpowiednia higiena, cykliczne kontrole, profilaktyka. Dzięki nim można mieć idealnie zdrowe zęby do końca życia. Fot. eltpics/CC BY-NC 2.0/Flickr.com
Można przeżyć całe życie z zębami idealnie zdrowymi, bez wypełnień?
- Można. Mam takich pacjentów - siedemdziesięciolatków z 32 zębami. Szkliwo jest najtwardszą tkanką w organizmie, a w zestawieniu pod kątem twardości plasuje się w okolicach diamentu. U starszych ludzi starcie zębów jest fizjologiczne - ileś lat są w końcu zęby w użytku.
Zęby ścierają się, kiedy trą same o siebie. U młodych ludzi taki stan jest zawsze zjawiskiem patologicznym, wynikającym ze zgrzytania, nagryzania przedmiotów, wady zgryzu.
Co takiego robi pani pacjent, że ma takie świetne zęby?
- Na to składa się kilka czynników. Na pewno higiena. To jest podstawa zdrowia. Druga sprawa to geny. Nie lubię zwalania winy na problemy z uzębieniem na mamę czy tatę. Z drugiej jednak strony widuję pacjentów, którzy mają złą higienę, a i tak mają niewiele ubytków.
Raz na pół roku usuwam seniorom z pełnym uzębieniem osad i kamień, aplikuję lakier fluorowy i robię przegląd.
Ci pacjenci wyglądają jak z protezą, która protezą nie jest. Czasami chcą wybielać zęby. Ja tego nie bronię, ale, moim zdaniem, efekt wygląda sztucznie.
Co najbardziej szkodzi zębom?
- Zawsze to samo - zła higiena. Niemycie zębów lub złe mycie. Niewielu pacjentów wie, jak myć zęby. A to sztuka. Pracuję z higienistką, u której instruktaż mycia zębów trwa 20 minut, czasami na kolejnych wizytach jeszcze korygujemy błędy.
Zęby myjemy ruchem wymiatającym - od dziąsła w kierunku zęba. Superrozwiązaniem jest szczoteczka elektryczna. Wiem, że nie wszyscy mogą sobie na nią pozwolić, ale w dłuższej perspektywie pomoże oszczędzić na leczeniu u dentysty. Myjąc szczoteczką elektryczną, nie musimy już wykonywać żadnych ruchów nadgarstkiem. Po prostu przykładamy ją do każdego zęba.
Żeby zobaczyć, czy dobrze myjemy zęby, zróbmy test. W aptece można kupić tabletki wybarwiające zęby. Po szczotkowaniu rozgryzamy tabletkę i językiem rozprowadzamy po zębach.
Pamiętajmy, że ząb ma pięć powierzchni. Szczotką umyjemy trzy. Resztę doczyszczamy nićmi dentystycznymi, szczoteczkami międzyzębowymi..
Pasta jest ważna?
- Nie najważniejsza. Pasta ma być przyjemna dla pacjenta, dawać mu poczucie świeżości. Dać poślizg, być źródłem fluoru. Najważniejsze jest mechaniczne usunięcie zabrudzeń. To mit, że zęby można umyć palcem z pastą.
A jak do czystości ma się wskaźnik bajeranckości szczoteczki?
- Lepsza taka niż żadna. Moim zdaniem szczotka przede wszystkim powinna mieć średnią twardość. Szczotka miękka nie domywa, szczotka twarda jest do czyszczenia zlewów. Nie do zębów. Im mniejsza główka, tym lepsza - bardziej precyzyjna. No i równe włosie. Odradzam używanie szczoteczki elektrycznej ruszającej się przód-tył!
Dzieci nie powinny połykać pasty do zębów. A niektóre wręcz zajadają się kolorowymi smakowymi pastami. Dzieci nie powinny połykać pasty do zębów. A niektóre wręcz zajadają się kolorowymi smakowymi pastami. Fot. Megan Squire/CC BY-NC-ND 2.0/Flickr.com
Kiedy pozwolić dziecku samodzielnie myć zęby?
- To bardzo zależy od dziecka. W kwestii wieku chodzi o sprawność manualną. Jeśli dziecko lubi myć zęby, to pielęgnujemy w nim to uczucie. Dajmy dziecku szczoteczkę, a później umyjmy mu zęby sami. Oficjalne wytyczne mówią o wieku ośmiu lat. Najlepiej znamy nasze dzieci, wiemy, jak czyszczą, czy trzeba im pomóc. Moim zdaniem im dłużej myjemy my, tym lepiej.
Z innej beczki. Czy powinniśmy wymieniać plomby amalgamatowe?
- Jeśli są dobrze zrobione, są bardzo trwałe i na dodatek działają antybakteryjnie. Nie namawiam na zmianę. Niektórym przeszkadza ich kolor. Można, nie trzeba - zwłaszcza jeśli wypełnienie jest szczelne.
Porozmawiajmy o tym, co nas - ewentualnie - czeka na starość. Sztuczna szczęka to horror?
- Droga do protezy jest długa. Osoba, która od początku dba o higienę, nie ma powodu do zmartwień. Za wypadaniem zębów stoją choroby przyzębia. Można je jednak leczyć.
Żeby uniknąć uzupełniania pojedynczych braków, można także zdecydować się na ortodontyczne przesunięcie zębów.
Protezy całkowite, ruchome to są uzupełnienia, które proponujemy, kiedy już nic innego nie da się zrobić albo wtedy, kiedy na inne rozwiązania pacjent nie może sobie pozwolić. NFZ refunduje wykonanie takiej protezy raz na pięć lat. Trzeba ją wymieniać, bo warunki w jamie ustnej zmieniają się i komfort użytkowania się zmniejsza wraz z czasem.
A można mówić w ogóle o jakimkolwiek komforcie w przypadku protez?
- To zależy od pacjenta. Są tacy, którzy się szybko przyzwyczajają, chwalą sobie to rozwiązanie. Kluczowe jest to, jak się proteza się trzyma i jak sobie radzimy z obecnością czegoś w buzi. Widziałam pacjenta, który przez trzynaście lat nie wyjął protezy z ust! Między dziąsłami a protezą było osobne życie. Tak oczywiście nie można.
Jaka jest wersja dla bogaczy? Garnitur implantów?
- Nigdy nie robi się pełnego uzębienia z implantów. Zawsze musimy ocenić warunki do leczenia. Nie da się implantu wkręcić we wszystko - w szczęce są zatoki szczękowe, w żuchwie kanał z nerwem. Jeśli jest za mało kości - bo zanikła lub po prostu pacjent ma takie warunki anatomiczne, rezygnujemy z implantów. Są też możliwości odbudowy kości, ale nie u wszystkich pacjentów.
Jeśli są warunki do implantacji, to możemy działać. Człowiekowi wystarczą 24 zęby w wersji minimalnej, żeby dobrze funkcjonował. Wkręcamy kilka implantów, a między nimi robimy mosty.
Jeden implant - tylko śrubka - to 3-4 tysiące zł.
W 100 tysiącach złotych powinniśmy się zamknąć. NFZ nie refunduje leczenia implantologicznego.
Zęby Nowoczesna technika służy leczeniu zębów. Fot. evanrudemi/CC BY-ND 2.0/Flickr.com
Konieczność leczenia kanałowego to pierwszy krok do dalszych problemów z zębami?
- Nie. Mamy diagnostykę cyfrową, mikroskopy. Nie jak kiedyś, kiedy wchodziło się w kanał na ślepo. Nadal jest to jednak leczenie bez bezpośredniej kontroli wzroku, obarczone dużym ryzykiem powikłań.
Kanały to malutkie struktury, zakrzywione, czasami nie da się wszędzie dotrzeć. Narzędzie może się złamać, korzeń może pęknąć, pacjent może źle zareagować na wypełnienie. Wszystko może się zdarzyć. Jeśli jest jednak dobrze przeprowadzone, to ząb zostaje uratowany i nie ma późniejszych problemów.
Co jest ważniejsze, dobry specjalista czy dobrze wyposażony gabinet?
- Lekarz i technika są najważniejsze. Jeśli mamy dobrego lekarza, to w przychodni państwowej także nas z powodzeniem wyleczy.
Pracuję także w lecznicy uniwersyteckiej, nade mną jest lecznica dla dzieci. Lokalowo jest trudno, ale specjaliści są wybitni. Nie musi być fontanny w poczekalni, żeby było dobrze diagnostycznie.
Po czym poznać dobrego stomatologa?
- Po niczym. No, może po pięciu latach.
My, dentyści, czasami się czujemy jak krwiopijcy. Pacjentom wydaje się, że w prywatnych klinikach chcemy ich naciągać. On tu przychodzi z jedną dziurą, a stomatolog chce mu jeszcze zrobić jeszcze sześć różnych rzeczy. Jeśli pacjent idzie do szpitala i ma zalecenia, co będzie miał robione, to nikt nie dyskutuje.
Nie ma u nas zaufania do stomatologów, co jest pewnie po części naszą winą.
Czy usługi dentystyczne naprawdę muszą być takie drogie?
- Muszą. To nie jest tak, że my mieszkamy w domach z basenem i jeździmy porsche. Koszty zabiegów są niesamowite. Pomijając koszty materiałowe, dochodzą jeszcze: asysta, światło, woda, sprzęt do sterylizacji. Dostawcy robią cykliczne podwyżki, my ich nie robimy.
Co jest karygodne, niektóre gabinety stosują dumping cenowy. W czasie kryzysu odeszło od nas trochę pacjentów - głównie w poszukiwaniu tańszej alternatywy. I teraz do nas wracają, bo pewnych rzeczy nie da się zrobić tanio.
Jeśli mówię, że implant to wydatek rzędu trzech tysięcy, to dlatego, że sama śruba kosztuje majątek. Nie wiem, jak można wkręcić go za 1,5 tysiąca. Potrzebne są odpowiednie - bardzo drogie narzędzia, wiedza zdobywana latami, nie tylko na studiach, ale także na prywatnych, bardzo drogich kursach. Sam szew podnosi cenę zabiegu o kilkadziesiąt złotych. Jedynym zabiegiem, który ma wysoką, wywindowaną cenę, jest wybielanie zębów.
Stomatologia ma wielu przedstawicieli. Co roku w Warszawie naukę kończy około 100 studentów. Większość z nich jest spoza Warszawy, a prawie wszyscy zostają w stolicy. Na ich miejscu po ukończeniu nauki wróciłabym w rodzinne strony. Po to, żeby nie zabijać się o pacjenta i nie stosować dumpingu. Dla swojego dobra i dobra pacjentów.
Dr Agata Orzechowska Fot. Archiwum prywatne
*Dr Agata Orzechowska jest absolwentką I Wydziału Lekarskiego, Oddziału Lekarsko-Dentystycznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Swoją edukację kontynuuje w Zakładzie Chorób Błony Śluzowej i Przyzębia Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Pracuje w klinice AnAm.