Przeszła zabieg powiększania ust i wyszczuplania twarzy. Musiał ratować ją lekarz. "Pod skórą mam druty"

Kobieta z Poznania przeszła zabieg powiększania ust i wyszczuplania twarzy. Jednak wizyta u kosmetyczki skończyła się dla niej źle. Kobieta była w tak poważnym stanie, że potrzebna była interwencja lekarza.

Głos Wielkopolski opisał historię kobiety, która udała się na zabieg wyszczuplania twarzy oraz powiększania ust do jednej z kosmetyczek w Poznaniu. Klientka raczej nie przypuszczała, że wizyta, która miała ją upiększyć, aż tak źle się dla niej skończy i ostatecznie oszpeci ją. Jak się okazuje, takich przypadków jest więcej. Dużo więcej.

Większe usta bez zastrzyków? To możliwe! Wystarczy ten prosty i sprytny makijażowy trik. Gwiazdy też go używają!

Zobacz wideo

Ból nie do zniesienia po wizycie u kosmetyczki

Z informacji, które podaje Głos Wielkopolski, wynika, że kosmetyczka założyła swojej klientce pod skórę samorozpuszczalne „haki” i nici PDO. Po tym zabiegu główna bohaterka artykułu zaczęła odczuwać ból. Szybko pojawiła się u niej również opuchlizna oraz wysoka temperatura. Klientka trafiła do chirurga, który pomógł usunąć założone przez kosmetyczkę nici. Stan pacjentki był na tyle poważny, że w najgorszym przypadku z powodu komplikacji po zabiegu mogła nawet stracić życie.

Poszkodowanych kobiet jest więcej

Po artykule opublikowanym przez Głos Wielkopolski do ich redakcji zaczęły się zgłaszać inne kobiety, które również zostały poszkodowane przez tę samą kosmetyczkę z Poznania.

W ogóle nie myłam twarzy, nie byłam w stanie jej dotknąć. Nie wiem, czy moje życie było zagrożone, ale ból był straszny i bez żadnego efektu (...). Dostałam znieczulenie dentystyczne, lecz mimo tego odczuwałam ból. Można było to wytrzymać, choć marzyłam, żeby wyjść z gabinetu (...). W końcu był już nie do zniesienia. Płakałam i zastanawiałam się, co sobie zrobiłam

- relacjonuje kobieta, która również poddała się zabiegowi wprowadzenia pod skórę samorozpuszczalnych „haków” i nici PDO.

Kobieta udała się do lekarza. Badanie USG wykazało, że nici były nieprawidłowo wprowadzone, do tego położone chaotycznie i zbyt płytko. Co więcej, z relacji poszkodowanej wynika, że "zrobiły się twarde jak druty".

Miałam wrażenie, że pod skórą na twarzy mam druty

- żali się kobieta, która przyznaje, że nici ostatecznie rozpuściły się, ale zajęło to aż rok.

Takich historii jest więcej.

Jak wbiła pierwszą nić, to zrobiło mi się niedobrze. Masakra... Prawie zemdlałam... Znieczulenie w ogóle nie działało. Ból był niemiłosierny, jakby robiła mi to „na żywca”

- czytamy kolejną historię. Jej bohaterka musiała udać się do chirurga na wyjęcie założonych nici.

Historie poszkodowanych kobiet powinny być poważną przestrogą dla wszystkich, aby korzystać tylko i wyłącznie ze sprawdzonych i wykwalifikowanych gabinetów kosmetycznych. 

Więcej o: