Aleksytymia to zjawisko opisywane w podręcznikach dla psychologów. Niedawno zostało zaadaptowane przez dietetyków. Dlaczego? Bo relacja z jedzeniem może mieć podłoże psychiczne i bardzo często jest to relacja toksyczna. Aleksytymia to inaczej "brak słów dla emocji". Pojęcie powstało w 1970 r. Jego twórcy, psychologowie Nemiaha i Sifneosa opisali aleksytymię jako deficyt obejmujący niezdolność do identyfikacji uczuć i nieumiejętność wykorzystania języka do opisu tych uczuć. Aleksytymicy to osoby, które nie wiedzą jak nazwać i opisać to, co dzieje się w ich głowie i dlatego emocje utożsamiają z fizjologią. Zajadanie problemu i strach przed nazwanim go może być objawem aleksytymii.
Pochłanianie w nocy całej blachy ciasta nie jest zaspokojeniem głodu, jest lekarstwem na nieumiejętność radzenia sobie z jakimś problemem np. zdradą, samotnością, chorobą. Jedzenie ma przynieść ulgę, wyciszyć problem, o którym nie chcemy lub nie potrafimy głośno mówić. Jedzenie staje się nagrodą, karą, przyjemnością, wyciszeniem, ale nie czymś, co ma zaspokoić głód fizyczny.
Dlaczego tak trudno jest utrzymać dietę? Dlaczego po kilku dniach czy tygodniach diety wracamy do dawnych nawyków żywieniowych i cały wysiłek odchudzania idzie na marne? Odpowiedz jest prosta. Dla wielu z nas jedzenie jest jak tabletki uspokajające, jak środek od anestezjologa uśmierzający ból. Statystyczne - według szacowań WeightWatchers - tylko 16 proc. odchudzających się ma na tyle silnej woli, aby przestrzegać diety i wytrwać w niej do końca. Pozostali odchudzający się rzucają dietę w połowie lub łamią jej zasady. Zaraz po zakończeniu diety wracają do dawnych nawyków zajadania stresów czy niepowodzeń. Dietetycy coraz częściej pracę z pacjentem rozpoczynają nie od ułożenia diety i tabeli kalorii, lecz od terapii. W przypadku wielu pacjentów okazuje się, że toksyczna i uzależniająca więź z jedzeniem narodziła się już w dzieciństwie, kiedy czekolada była nagrodą za dobre zachowanie, czymś słodkim na otarcie łez lub znienawidzoną kusicielką.
Medytuj i chudnij
Sama dieta nie rozwiąże problemu nadwagi czy otyłości. Aby zrozumieć, dlaczego jemy i tyjemy, najpierw trzeba poznać swoje emocji. Medytacja ma być jednym ze sposobów dotarcia do siebie i poznania prawdy, dlaczego relacja z jedzeniem jest tak skomplikowana. W społeczeństwach rozwiniętych, które mają największy na świecie problemem z otyłością i nadwagą zmieniło się w ostatnich latach podejście do odchudzania i diety. Zarówno w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii coraz częściej odchudzanie rozpoczyna się nie od cięcia kalorii, lecz od leczenia duszy. Okazuje się, że toksyczny stosunek do jedzenia można uleczyć nie tylko terapią z psychologiem, ale również medytacją, a nawet modlitwą i religią.
Sue Prosser ma dzisiaj 60 lat. Ta Brytyjka schudła 30 kilogramów i jest przekonana, że jej nowa figura to efekt wiary i modlitwy. Prosser opublikowała poradnik dietetyczny, który nie podaje dietetycznych przepisów, lecz jest czymś na kształt religii diety. Autorka popularnego na Wyspach poradnika o tytule "Fit for Life Forever" namawia, aby dietę rozpocząć od modlitwy do Ducha Świętego. Należy prosić o to, aby pomógł wyzwolić się z niedobrych nawyków jedzeniowych. Według Prosser modlitwy przynoszą nadzieję, wyciszenie i wiarę, że można pokonać swoje słabości. W Ameryce powstała dieta oparta na religii. Jej twórczynią jest Gwen Shamblin, która podpowiada jak rozwiązać problem emocjonalnej relacji z jedzeniem. Shamblin radzi, aby przed każdym posiłkiem zapytać siebie uczciwie: Czy Jezus jadłyby kilogram lodów na raz?
Mieszanie religii do diety może wydawać się śmieszne, ale ma sens. Kiedy zawodzą wszelkie racjonalne sposoby radzenia sobie z problemami wówczas wiara i prośby skierowane do najwyższego mogą okazać się ostatnim kołem ratunkowym. Zadaniem religii jest m.in. wskazanie drogi nawrócenia. Uczestnicy Programu Wspólnoty Anonimowych Alkoholików lubią utożsamiają siebie z odłamem religijnym, bo wierzą, że skutecznością i istotą ich programu Anonimowych Alkoholików jest rozwój duchowości. W przypadku jedzenia mamy do czynienia z takim samym uzależnieniem jak od narkotyków czy alkoholu. Różnica tkwi tylko w tym, że w przeciwieństwie np. do narkotyków słodycze są legalne i można je kupić na każdym kroku.
Susie Orbach już w 1978 r. w książce "Fat Is a Feminist Issue" zwróciła uwagę na to, że kobiety jedzą i tyją, bo podświadomie wierzą, że warstwa tłuszczu będzie ich zbroją, zapewni poczucie bezpieczeństwa, uchroni przed złym światem. Orbach uważa, że utrata wagi w przypadku niektórych kobiet zamiast cieszyć prowadzi do niepokoju. Wówczas, w obliczu nadchodzącego niebezpieczeństwa, wraca się do "kojących" nawyków podjadania w nocy i efekt jo-jo jest nieunikniony. Orbach już w latach 70-tych zwróciła uwagę na to, że mężczyźni częściej uzależniają się od alkoholu, a kobiety od jedzenia. Według niej uzależnienie od jedzenia należy, tak jak w przypadku alkoholizmu, leczyć odpowiednią terapią.