O uzależnieniu od niezdrowego jedzenia pisze amerykański Newsweek, podając przykład mieszkającej na Florydzie Kay Sheppard, matki dwójki dzieci, która przez lata codziennie odwiedzała sklep po drodze do domu, kupowała chipsy i ciasteczka, po czym zjadała je zanim dotarła do celu. - Mój brat ma wyjątkową słabość do słodyczy - dla niego obiad bez deseru, to jak "i" bez kropki, tort bez wisienki - rozumie problem opisywanej Amerykanki Iwona. - Dla mnie z kolei słodycze w ogóle mogłyby nie istnieć. Ale po śledzia w oleju z cebulą na razowym chlebie mogłabym czasami przejechać pół miasta, zrozumiała jest więc dla mnie ta wewnętrzna potrzeba natychmiastowego skonsumowania danego jedzenia.
Kay zdała sobie sprawę, że ma problem, kiedy opróżniła przed świętami pięć pudełek czekoladek, które miała rozdać jako prezenty na Gwiazdkę. Zrobiła to w zaciszu własnej sypialni, ukryta przed oczami domowników, a czekoladki miała poukrywane w szufladach komody. Jak w przypadku wszystkich uzależnień, tak i w tym, pierwszym krokiem na drodze odmiany był nagły błysk oczywistości, że "Houston, mamy problem". Od czasu, gdy Sheppard zobaczyła kątem oka swoją wypchaną czekoladkami buzię w lustrze, zaczęła o sobie myśleć, nie jako o osobie, która musi zmienić dietę, ale jako o poważnie uzależnionej.
Do prawidłowego funkcjonowania Kay nie potrzebowała narkotyków ani alkoholu, ale chipsów i słodyczy, co w opinii wielu trywializuje problem. Bo co to za uzależnienie - nie szkodzi za bardzo zdrowiu, nie wyniszcza organizmu, nie przynosi wstydu rodzinie i nie zagraża współuczestnikom ruchu...
Kay Sheppard czuła powagę sytuacji i przede wszystkim przestała myśleć o wadze, całkowicie odstawiła słodycze i wysoko przetworzone jedzenie. Ta historia ma szczęśliwe zakończenie - Sheppard nie tylko poradziła sobie ze swoim uzależnieniem (a przynajmniej trwa w abstynencji), ale także przekuła swoją słabość w siłę i sukces - zorganizowała program wsparcia dla innych uzależnionych i napisała kilka książek.
Książki o uzależnieniu od jedzenia autorstwa Kay Sheppard. Fot. Mat. prasowe
Dla Sheppard sprawa jest oczywista - jedzenie może mieć taką samą kontrolę nad naszym umysłem, jak alkohol i narkotyki. Jej teoria, zaczyna potwierdzać się w badaniach naukowych - okazuje się, że mózg ludzki podobnie reaguje na śmieciowe jedzenie jak na narkotyki. Zdaniem niektórych badaczy tłumaczy to pośrednio zwiększoną potrzebę jedzenia i tycie u osób, które rzuciły papierosy. Coraz więcej budżetów przeznaczanych jest na badanie tej kwestii, a patrząc przyszłościowo, ich wyniki mogą nawet doprowadzić do konieczności ostrzegania przed spożywaniem określonych produktów (jak to ma miejsce w przypadku papierosów) lub ograniczenia jego sprzedaży np. dzieciom (jak dostęp do kupna alkoholu). - Czytałam ostatnio artykuł o tym, jak bardzo szkodzą słodycze małym dzieciom - mówi Jagoda, mama małej Maliny. - Trochę mnie to szczerze mówiąc przeraziło i wprowadziłam w domu dietetyczne obostrzenia, zwłaszcza, że zauważyłam, że moja córka pokochała czekoladki, żelki i lizaki ogromną miłością.
Teza o uzależniającym działaniu niektórych produktów nie jest jednak ogólnie akceptowana w środowisku naukowym, a naukowcy często wytykają brak badań, które jednoznacznie udowadniałyby prawdziwość tej teorii.
- Ja wiem na pewno, że śmieciowe jedzenie to nie mój problem - zapewnia Joasia. - Owszem na imprezach z przyjemnością wciągam się w jedzenie chipsów i nie potrafię przestać, ale sama ich nie kupuję i nie kręci się wokół nich moje życie. - Ja mam napady kompulsywnego jedzenia, ale zdarzają się bardzo rzadko - zapewnia Monika. - Czasami muszę kupić lukrowane pierniczki i dopiero, jak opróżnię paczkę zaspokajam potrzebę - nie zdarza się to jednak zbyt często, ale w sumie ciągi alkoholowe także czasami tak wyglądają...