Przepis na wymarzoną sylwetkę? Sprawdziłam to!

Jestem typem osoby, który dość szybko się zniechęca, mówi sobie "jedno ciastko nie zaszkodzi" i zdarza mi się spotykać się w weekend ze znajomymi na "jedno piwo". Od lat cały czas jestem na "diecie", ale mimo wielu wyrzeczeń i przyrzeczeń utrzymuję tą samą wagę. Postanowiłam sobie, że tym naprawdę razem schudnę. Czy mi się udało?

Największe postanowienia podejmujemy zwykle w Sylwestra i przed wakacjami. Te Sylwestrowe to całoroczne plany, a letnie to zwykle te, których nie udało nam się dotrzymać po Nowym Roku.

Ja także należę do tych osób, które podejmują się półrocznych wyzwań. W moim wypadku postanowienie zawsze dotyczy diety. W Sylwestra obiecuję sobie, że za rok zmieszczę się w obcisłą sukienkę, a w kwietniu przechodzę na diety - cud i zwiększam częstotliwość wizyt na siłowni. Ten powtarzający się proces trwa od kilku lat. Postanowiłam, że będzie to ostatni raz - zdecydowałam się na długotrwałe chudnięcie, zmianę nawyków żywieniowych i radość z pięknej sylwetki.

Po pierwsze dieta

We wszystkich kolorowych gazetach, programach żywieniowych i w internecie czytamy, że zdrowa, zbilansowana dieta to klucz do sukcesu, dlatego mój pierwszy krok był oczywisty - udałam się do dietetyka, który powiedział mi co i kiedy mam jeść.

Dietę ułożyła mi Katarzyna Błażejewska - dietetyk i psycholog żywieniowy. Na pierwszym spotkaniu dokładnie mnie zmierzyła i wypytała o preferencje żywieniowe. Mimo, że moja waga mieściła się w normie BMI p. Kasia zdecydowała, że ułoży mi dietę, dzięki której zmieni się skład mojego ciała - zmniejszy się ilość tłuszczu, a zwiększy ilość wody, a dzięki ćwiczeniom także masa mięśniowa.

Po tygodniu dieta na 14 dni znalazła się na mojej skrzynce mailowej. Moja pierwsza myśl po jej przeanalizowaniu: "więcej czasu trzeba będzie spędzać w kuchni". Nie za bardzo to lubię więc nie byłam do końca zadowolona. Przez ponad tydzień stosowałam dietę, po czym na podstawie zjedzonych posiłków zaczęłam ułatwiać sobie zadanie i dopasowywać je do swoich upodobań. Po zgłoszonych zażaleniach dieta na następne dwa tygodnie była już lepsza - dania łatwiejsze w przygotowaniu a także można je było przygotować na dwa, trzy dni. Mniej czasu spędzałam w kuchni, co nie ukrywam bardzo mnie cieszyło.

W trakcie całej miesięcznej diety nigdy nie byłam głodna i nie brakowało mi słodyczy, które uwielbiam, a co więcej znalazły się w mojej diecie. Raz na jakiś czas mogłam zjeść trochę lodów albo paluszki z sezamem.

To, co było dla mnie najbardziej istotne i czego nauczyłam się podczas tej miesięcznej próby to wielkości posiłków i w jaki sposób należy je bilansować. Teraz wiem co to znaczy "jeść mało, ale często". Ważne jest to, aby się nie przejadać, a jeść małe posiłki co 2,5 do 4 godzin. Zamiast dwudaniowego obiadu lepiej jest zjeść najpierw zupę, a za około 3 godziny drugie danie. Można jeść tyle warzyw na ile mamy ochotę (bez strączkowych i ziemniaków), ale powinno się jeść ograniczoną ilość owoców bo mają sporo cukrów. Dlatego na obiad jadłam dużo surówek, a na podwieczorek grupy plaster arbuza lub nektarynkę.

Moim ulubionym śniadaniem zawsze była owsianka - zdrowa i dająca energię na długo. Czego nowego dowiedziałam się od Pani dietetyk o moim ulubionym posiłku? Tego, że porcja owsianki to na przykład mały jogurt, 3 łyżki płatków owsianych i garść borówek, a nie jak robiłam to wcześniej wszystkiego po trochu i "na oko". Co z wielkością obiadów? Porcja obiadowa kurczaka powinna być wielkości dłoni (około 100g), porcja ryby to około 150 g, a ryżu lub kaszy to 3 łyżki stołowe.

Przez miesiąc uczyłam się ile, jak i kiedy jeść - to jest wiedza, która jest naprawdę bezcenna i bardzo ważna w codziennej diecie.

Po drugie trening personalny

Od kilku lat ćwiczę dość regularnie (chociaż zdarzyło się kilka miesięcznych przerw). Przez kilka tygodni ćwiczyłam na siłowni, później przerzucałam się na ćwiczenia fitness - ABT, TBC, Zumbę i inne oferowane w klubie. Czułam, że mam dość dużo mięśni, ale mimo wszystko niewystarczająco.

Poprosiłam trenera w siłowni, aby ułożył mi plan treningowy. Zapytał mnie o to, co lubię robić i na podstawie tego zaproponował kilka ćwiczeń siłowych na nogi i pośladki, ramiona oraz brzuch. Na koniec miałam wykonywać przez około 30 minut ćwiczenia aerobowe.

Przez miesiąc 4-5 razy w tygodniu trenowałam z wyznaczonym planem i jeździłam na rowerze do pracy (około godzinę w jedną stronę). Ćwiczenia sprawiały mi prawdziwą przyjemność. Jadąc rowerem rozbudzałam się do pracy, a po siłowni byłam zmęczona i po powrocie nie miałam problemów z zaśnięciem.

Co wyciągnęłam z tej lekcji? Nauczyłam się w jakiej kolejności powinno wykonywać się ćwiczenia jeśli chcemy zredukować tkankę tłuszczową oraz że ćwiczenia siłowe są bardzo ważne, bo kiedy wzrasta nam masa mięśniowa szybciej spalamy nagromadzony tłuszcz i zjedzone kalorie.

Po trzecie suplementy

Nigdy nie wierzyłam w sztuczne uzupełnianie diety i wolałam naturalne sposoby. Pani Kasia zasugerowała mi suplementy z błonnikiem, które sprawią, że nie będą nękać mnie napady głodu i będę w stanie kontrolować apetyt. Przewertowałam mnóstwo magazynów, fora w internecie i wypytałam znajomych, którzy stosują wspomagacze. Wybrałam dwie odmiany: Appetite Control - tabletki z błonnikiem mające na celu zahamowanie apetytu i saszetki Aqua Slim - w których składzie jest chrom, przyczyniający się do utrzymania prawidłowego poziomu glukozy we krwi, a więc ogranicza apetyt na słodycze, co w moim przypadku zawsze było wyzwaniem. Po konsultacji z dietetykiem przez pierwszy tydzień stosowałam suplementy zgodnie z instrukcją załączoną do opakowania. Codziennie rano stawiałam na biurku 1,5-litrową wodę, do której wlewałam żel z saszetki Aqua Slim, a na pół godziny przed głównymi posiłkami połykałam dwie tabletki Appetite Control. Szybko doszłam do wniosku, że nie potrzebuję aż tylu wspomagaczy. Postanowiłam ograniczyć się do Aqua Slim - zmuszał mnie do wypicia całej butelki wody w ciągu dnia -woda w diecie jest bardzo ważna, a tabletki Appetite Control stosowałam kiedy wiedziałam, że będę miała dłuższe przerwy w posiłkach. Pigułki stale były w mojej torebce na wypadek "wielkiego głodu".

Po trzech tygodniach mój organizm przyzwyczaił się do mniejszych posiłków i już więcej nie muszę stosować tabletek z błonnikiem, a butelkę z wodą stawiam na biurku codziennie rano i nie czuję potrzeby dolewania do niej jakichkolwiek substancji.

Śmiało stwierdzam, że suplementy mogą pomóc szczególnie na początku diety, kiedy nasze ciało przyzwyczaja się do trochę innego funkcjonowania, zdarzają się nam dłuższe przerwy między posiłkami i związane z tym napady głodu, a nasza silna wola potrzebuje wsparcia i małego "kopa" na początek. Suplementy pomagają i przyzwyczajają nas do regularnego jedzenia, ale raczej nie spowodują, że schudniemy bez jakiegokolwiek wysiłku - bez diety i ćwiczeń .

Efekty

Co dwa tygodnie następował wielki moment ważenia i pomiarów. Za pierwszym razem o kilka procent zmalała mi tkanka tłuszczowa i ubyło prawie cztery kilogramy. Wiek metaboliczny zmalał z 23 lat na 18, a zawartość wody znacznie się zwiększyła. Po miesiącu wyniki były nieco inne. Waga wskazała tylko kilogram mniej niż poprzednio. Byłam zawiedziona i zawstydzona - tyle wyrzeczeń poszło na marne. Jednak Pani Kasia szybko pokazała mi inne wyniki: poziom tłuszczu od początkowego różnił się o ponad 10%, masa mięśniowa i zawartość wody w moim ciele znacznie wzrosły, a mój wiek metaboliczny obniżył się do 12 lat. Dostałam dużą pochwałę i mnóstwo nowej motywacji.

Po miesiącu zmagań z dietą i treningami mogę śmiało stwierdzić, że mi się udało. Pokonać siebie, zmienić nawyki żywieniowe i przyswoić mnóstwo cennej wiedzy. Lubię układać moje zdrowe posiłki i nie mogę żyć bez endorfin po wysiłku fizycznym. Wagę zostawiam w kącie łazienki jednak nie dlatego, że boję się na nią wejść, ale dlatego, że wyciągnęłam miarkę i stare dżinsy, które będą wyznacznikiem efektywności mojej diety. Każdemu może się udać nawet maniakom słodyczy i niedowiarkom! Jestem tego najlepszym przykładem.

Więcej o: