Więcej podobnych materiałów znajdziecie na Gazeta.pl
Ten test był dla mnie niezłym wyzwaniem, bo przyznam szczerze, że zdecydowanie częściej na śniadanie wybieram posiłki na słodko. Mogę do nich zaliczyć, chociażby owsiankę, omlet z masłem orzechowym, czy bananowe pancakes. Postanowiłam jednak sprawdzić, co się stanie jeśli zrezygnuję kompletnie z węglowodanów w pierwszym zjedzonym posiłku każdego ranka. Takiego efektu się nie spodziewałam.
Śniadania białkowo-tłuszczowe to nic innego jak posiłki niskowęglowodanowe z dużą zawartością białka. Wiele osób uważa, że to właśnie dzięki nim udaje im się osiągnąć wymarzony efekt i schudnąć. Moim celem nie było odchudzanie, a sprawdzenie co się stanie, jeśli takie śniadanie będę jeść codziennie. Dietetycy są jednak zgodni, że takie śniadanie częściej sprawdzi się u osób, które w ogóle nie trenują lub nie trenują rano, bo ich zapotrzebowanie na węglowodany nie jest tak wysokie jak u osób, które trening wykonują w godzinach porannych. Ja zaliczam się do tej pierwszej grupy i jeśli trenuję to raczej wieczorem, zatem wynik tego testu może być w miarę proporcjonalny.
W internecie jednym z najpopularniejszych śniadań białkowo-tłuszczowych jest boczek i jajka. Patrząc na to z perspektywy laika, może nam się wydawać to dość dziwne, w końcu boczek zalicza się do tłustych potraw i nie kojarzy się z odchudzaniem. Tym bardziej chciałam sprawdzić, jak takie śniadanie będzie na mnie wpływać.
Codziennie na moim talerzu lądowały dwa plasterki smażonego boczku, dwa smażone jajka, mozzarella i jakieś warzywa, na zdjęciu akurat są pomidory, ale czasem był to ogórek, a czasem gotowany burak. Śniadanie zwykle jem koło 8:30. Jest to dla mnie optymalny czas na zjedzenie posiłku, tym bardziej że dzień zaczynam koło 7:00 od wypicia szklanki ciepłej wody z cytryną i miodem. Przyznam szczerze, że posiłek mi smakował. Obawiałam się jedynie tego, że szybko stanę się głodna. Jednak bardzo się zdziwiłam, kiedy uczucie głodu poczułam dopiero koło 12:00.
Przez tydzień jadłam śniadanie białkowo-tłuszczowe fot. materiały prywatne
Zupełnie inaczej wygląda to u mnie kiedy na śniadanie jem np. owsiankę. Wtedy koło 11:00 muszę coś przekąsić. Zwykle jest to kanapka.
Niemniej jednak po trzech dniach chciałam się już ugiąć i dorzucić sobie do śniadania kawałek ciemnego pieczywa. Czułam po prostu, że brakuje mi węglowodanów. Wytrwałam jednak w postanowieniu do końca tygodnia. Ostatecznie mogę powiedzieć, że test nie był katorgą, a nawet pojawiły się przyjemne skutki uboczne.
Zacznę może od tego, że bardzo przyjemnym uczuciem było uczucie sytości, które trwało naprawdę długo. To było spore ułatwienie w dni, kiedy miałam dużo pracy i nie miałam nawet chwili, żeby przygotować sobie np. drugie śniadanie. Drugi plus śniadań białkowo-tłuszczowych to spadek masy ciała. Oczywiście nie był on spektakularny, ale po tygodniu moja waga zmniejszyła się o prawie kilogram. Czy to śniadanie białkowo-tłuszczowe miało na to największy wpływ? Być może tak, bo znacząco ograniczyłam spożycie węglowodanów. Jedynym minusem jest fakt, że może i czułam się syta, ale czasem odczuwałam spadek energii, z którym zwykle świetnie sobie radzą sobie właśnie węglowodany, które jadłam rano.
Przez tydzień jadłam śniadanie białkowo-tłuszczowe fot. materiały prywatne
Ten test pokazał mi, że śniadanie białkowo-tłuszczowe rzeczywiście czasem się sprawdza, ale póki co na jakiś czas zrezygnuję z jedzenia boczku, a już na pewno nie będę go jeść codziennie.