Jak odchudza specjalista

Próby samodzielnego odchudzania najtrafniej ujęła amerykańska aktorka komediowa Totie Fields: "Przez dwa tygodnie byłam na diecie i wiecie, ile straciłam? Dwa tygodnie!"

Nikt nie chce, by jego starania skończyły się tylko stratą czasu i zawiedzionymi nadziejami. Żeby nie podsumować swoich wysiłków tak, jak zrobiła to amerykańska aktorka komediowa Totie Fields, warto podejść do rzeczy fachowo i oprzeć się na poradach specjalisty.

Nadwaga i otyłość mogą mieć bardzo różne podłoże - od zapalenia błony śluzowej żołądka (tak! tak!) poprzez bezsenność aż po nieumiejętność radzenia sobie ze stresem. Dlatego też i kuracja w każdym przypadku musi być inna. Dobra, skuteczna terapia uwzględni nie tylko przyczyny problemów z nadwagą, ale również stan zdrowia pacjenta, który może nie pozwalać na podejmowanie bardzo aktywnych ćwiczeń, albo restrykcyjnych, niezbilansowanych diet.

Internista (może być nim nawet nasz lekarz rodzinny) pomoże stwierdzić, czy nasze dodatkowe kilogramy nie są aby przejawem jakiegoś schorzenia, zleci dodatkowe badania i konsultacje - na przykład gastrologa czy endokrynologa. Dietetyk, biorąc pod uwagę nasze kulinarne sympatie, dobierze indywidualny jadłospis - wszak chodzi o to, by schudnąć, a nie by się umartwiać. Psychoterapeuta wspomoże nasze wysiłki, nauczy, jak sobie radzić z "zajadaniem" stresu czy niedostatkiem motywacji.

Możemy też poszukać ośrodka, który oferuje pomoc w tych wszystkich dziedzinach razem, gdzie nas przebadają i opracują indywidualny program naprawczy, ze szczegółową dietą, zestawem ćwiczeń i wsparciem psychicznym włącznie. Listę ponad tysiąca gabinetów, w których znaleźć można fachową poradę dostępna jest na stronie www.odchudzanie.org.pl

Nasi bohaterowie z takiej właśnie pomocy skorzystali. Ich terapią kierowała dr Ewa Matyska-Piekarska, ekspert z Europejskiego Centrum Leczenia Otyłości Dzieci i Dorosłych.

AGNIESZKA, 27 lat, mama na urlopie wychowawczym. Utyła, gdy przestała karmić piersią

Przez całe dorosłe życie Agnieszka ważyła około 65 kg przy wzroście 168 cm. W ciąży przytyła, ale po urodzeniu dziecka szybko odzyskała figurę. Przez 12 miesięcy karmiła piersią i w tym okresie jej waga utrzymywała się na stałym poziomie. Za to od zakończenia karmienia zaczęło jej przybywać kilogramów, średnio po jednym miesięcznie. Po roku, gdy ważyła już 78 kg i ciągle tyła, podjęła decyzję o odchudzaniu.

Agnieszka większość czasu poświęcała opiece nad córeczką. Dopóki karmiła piersią, starała się odżywiać zdrowo (mając na uwadze dobro dziecka). Potem skupiła się na przygotowywaniu pełnowartościowych posiłków dla córki: gotowała zupki z ekologicznie hodowanych warzyw i wyciskała świeże soczki, ale zaniedbała własną dietę. Podjadała w biegu - zwykle kanapki, a coraz częściej słodycze. Kupowanie batoników podczas codziennych spacerów stało się nawykiem. Dojadała też po córeczce wszystkie przekąski, słodkie serki, jogurty itp.

Pełny posiłek Agnieszka jadła dopiero po godz. 20, gdy córka spała. Zasiadali wtedy z mężem do wspólnie przygotowanej obiadokolacji. Mąż cenił tradycyjną kuchnię, więc potrawy były wysokokaloryczne: smażone mięso z ziemniakami, warzywa polane masłem i posypane tartą bułeczką, surówki ze śmietaną lub majonezem, na deser ciasto. Wieczory spędzali, jedząc i oglądając telewizję, po czym kładli się spać.

Agnieszka stale przybywała na wadze. Bagatelizowała problem do chwili, gdy mąż złośliwie zażartował z jej bujnych kształtów. Od tej pory jadła mniej przy wspólnym stole, za to w nocy budziła się głodna i dojadała w ukryciu. Potajemne buszowania w lodówce wpędzały ją w poczucie winy.

Ocena sytuacji

Badania ogólne u Agnieszki nie wykazały odchyleń od normy. Przyrost masy ciała był następstwem chaotycznego i niezdrowego jedzenia. Fatalne w skutkach było objadanie się na noc i dojadanie po dziecku (pozornie niewinne, małe porcje były stałym źródłem dodatkowych kalorii). Agnieszka nie mogła narzekać na brak ruchu: codziennie robiła zakupy, sprzątała mieszkanie, wychodziła z dzieckiem na co najmniej dwugodzinny spacer. Ale nie robiła nic dla siebie, co jej samej sprawiałoby prawdziwą przyjemność. Pogrążała się coraz bardziej w monotonii dnia codziennego. Pogłębiający się stan frustracji rekompensowała sobie podjadaniem.

Zalecenia

Agnieszce zaproponowano zmianę sposobu odżywiania. Jej program wygląda następująco:

dieta 1200-1300 kcal, zawierającą we właściwych proporcjach wszystkie konieczne dla zdrowia elementy: razowe produkty zbożowe, warzywa, owoce, chude mięsa, ryby, jaja i przetwory mleczne; odstawienie produktów o wysokim indeksie glikemicznym (powodujących gwałtowny wzrost poziomu cukru we krwi: łakoci, słodkich napojów, dżemów, miodu itp.);jedzenie 5 razy dziennie niewielkich posiłków o stałych porach (co 3 godziny); ostatni posiłek w postaci lekkiej kolacji nie później niż ok. godz. 19; koniec z dojadaniem po dziecku; regularna gimnastyka 2 razy w tygodniu po 40 minut (poza domem, w grupie - działa motywująco).

W związku z obniżoną samooceną Agnieszce doradzono również spotkania z psychologiem. Na jedno zaproszono ją z mężem, by uświadomić mu, jak może wesprzeć żonę. Z pomocą profesjonalisty udało się ułożyć wspólnie taki scenariusz dnia codziennego, by Agnieszka miała więcej czasu dla siebie. Dwa razy w tygodniu mąż zostawał z dzieckiem, a ona szła na ćwiczenia. Sute, niezdrowe kolacje zastąpiły lekkie dania.

Efekty

Agnieszka schudła 13 kg w ciągu

4 miesięcy, bez efektu jo-jo. Przestrzeganie nowych zasad żywienia już nie sprawia jej trudności. Odzyskała pewność siebie, jej relacje z rodziną bardzo się poprawiły.

EWA, 35 lat, pracownica banku. Walczy z otyłością od lat, przetestowała kilkanaście diet

Ewa z nadmierną tuszą borykała się od dzieciństwa. Jej mama jest otyła, choruje na cukrzycę i nadciśnienie tętnicze. Ewa, by nie pójść w jej ślady, od kilkunastu lat odchudzała się za pomocą najróżniejszych metod polecanych przez koleżanki. Była już na diecie kapuścianej, Cambridge, warzywno-owocowej, wysokobiałkowej i wielu innych, stosowała też kilkudniowe głodówki. Czasem dołączała ćwiczenia fizyczne, ale za nimi nie przepada. Wytrzymywała 2-3 tygodnie, chudła parę kilogramów, a potem szybko tyła, za każdym razem przekraczając wagę wyjściową - klasyczny efekt jo-jo. Przy wzroście 170 cm Ewa ważyła 105 kg (BMI - 37).

W ramach narzuconych sobie ograniczeń Ewa powstrzymywała się od śniadań. Pierwszym posiłkiem był obiad w stołówce. Wybierała niskokaloryczne potrawy, za to na podwieczorek zjadała codziennie drożdżówkę z ulubionej piekarni i jogurt owocowy. Ewa nie przepadała za swoją pracą w banku i bała się szefa. Każdy bezpośredni kontakt z przełożonym okupowała stresem i... zjedzeniem co najmniej połowy tabliczki czekolady. Pracując przy komputerze, pogryzała orzechy, migdały, suszone owoce. Po powrocie do domu jadła wczesną kolację. Mama serwowała jej ulubione dania: pierogi, naleśniki, kopytka.

Ocena sytuacji

Badania wykazały podwyższone stężenie cholesterolu całkowitego we krwi, natomiast ciśnienie, stężenie glukozy i hormonów tarczycy pozostawało w normie. Ewa uskarżała się na zgagę i bóle nadbrzusza.

Dlaczego w tym przypadku wszystkie próby odchudzania okazały się zawodne? Ewa popełniała ciągle te same błędy. Nie starała się zmienić na stałe sposobu odżywiania, odchudzanie traktowała jako jednorazową akcję. Stosowała różnego rodzaju diety jednostronne, które szybko ją nudziły, więc je porzucała. To najlepsza metoda, by przytyć, bo dieta spowalnia metabolizm. Gwałtownie przerwana sprawia, że organizm nie jest w stanie przerobić większych porcji jedzenia i odkłada je w postaci zapasów tłuszczu. Pomiędzy kolejnymi dietami Ewa powracała do starych nawyków: jadła za dużo produktów wysoko węglowodanowych - słodkie wypieki i mączne potrawy przygotowywane przez mamę. Jej posiłki były też najzwyczajniej zbyt obfite w stosunku do wzrostu i siedzącego trybu życia. Codzienne przegryzki w postaci bakalii też były źródłem kalorii (100 g orzechów to ok. 600 kcal). W jej diecie brakowało świeżych warzyw i ryb (za którymi Ewa nie przepadała).

Dolegliwość ze strony przewodu pokarmowego (bóle nadbrzusza, zgaga) świadczyły o zapaleniu błony śluzowej żołądka i początkach choroby refluksowej (zarzucanie kwaśnej treści pokarmowej z żołądka do przełyku). Skutkiem refluksu jest często fałszywe poczucie głodu.

Zalecenia

W przypadku Ewy program odchudzania wstępnie został zaplanowany na 7 miesięcy. Zaproponowano jej: lekkostrawną dietę nieprzekraczającą 1200 kcal, łagodzącą objawy choroby refluksowej; jedzenie o określonych porach 4- -5 posiłków dziennie (dzięki temu nie dochodziło do spadku poziomu cukru we krwi, co mogło być jedną z przyczyn apetytu na pokarmy słodkie;

odstawienie słodyczy. Dla Ewy było to zadanie szczególnie trudne, słodycze stanowiły jej antidotum na stres w pracy. Nie udało jej się spełnić tego warunku, choć starała się ograniczać do minimum ilość łakoci. Przez pierwsze 5 tygodni schudła tylko 2 kg i była bliska rezygnacji. Otrzymała więc lek (sibutraminę), który zmniejszył łaknienie.

Sytuacja wyraźnie poprawiła się po kilku sesjach z psychoterapeutą. Ewa miała po raz pierwszy okazję przeanalizować swoje zaburzone relacje z szefem, poznała proste techniki radzenia sobie ze stresem sytuacyjnym. Psycholog pomógł też Ewie wybrać formę ruchu, którą była skłonna uprawiać (basen 2 razy w tygodniu).

Efekty

Ewa kończy obecnie czwarty miesiąc terapii. Schudła już 13 kilogramów, stosowanie diety przestało być problemem, mogła zrezygnować ze wsparcia farmakologicznego. Objawy refluksu ustąpiły, co wpłynęło na zmniejszenie łaknienia. Przed Ewą jeszcze kilka miesięcy pracy, ale zaakceptowała nowy styl odżywiania i jest szansa, że nie zacznie znów popełniać tych samych błędów.

JAREK, 38 lat, informatyk. Utył, gdy przestał palić

Od czasu rzucenia palenia tył średnio 1 kg miesięcznie. Cały czas był głodny. Jadał regularnie trzy obfite posiłki: śniadanie, obiad i kolację. Nie był w stanie najeść się do syta, miał wrażenie, że mógłby jeść na okrągło. Starał się nad tym panować, jeść pomiędzy posiłkami jak najwięcej owoców, ale z czasem doszły do tego słodycze, paluszki, orzechy, chipsy. Nigdy nie miał wrażenia sytości. Po półtora roku przy wzroście 180 cm ważył 98 kg (przytył 15 kg). Poważnie zastanawiał się nad powrotem do palenia. Ocena sytuacji

W badaniu lekarskim i badaniach laboratoryjnych nie stwierdzono u Jarka żadnych nieprawidłowości. Za to jego dieta pozostawiała wiele do życzenia: jadał za dużo mięsa, białego pieczywa, słodkich owoców i różnego typu przekąsek, a za mało warzyw, ryb, razowych produktów zbożowych. Nie uprawiał żadnych sportów, spędzał kilkanaście godzin dziennie przy komputerze. Szybki przyrost masy ciała był bez wątpienia konsekwencją rzucenia palenia (nikotyna przyspiesza metabolizm).

Zalecenia

Dieta właściwa dla Jarka nie powinna przekraczać 1500 kcal. Ich liczenie wydawało mu się trudne i nie chciał zawracać sobie tym głowy, więc zaproponowano mu prosty schemat żywieniowy: 5 porcji produktów zbożowych, 4 porcje warzyw, 3 porcje produktów mlecznych, 2 owoce i 1 porcję produktu bogatego w białko.

1 porcja produktu zbożowego to np. 1 kromka chleba lub 4 kromki pieczywa chrupkiego lub 3 łyżki ryżu, kaszy lub makaronu; 1 porcja warzyw to np. 1 duża papryka lub 250 g kalafiora, lub 2 średnie pomidory; 1 porcja produktu mlecznego to ok. 80 g białego chudego sera lub szklanka kefiru czy mleka; 1 porcja produktu bogatego w białko to np. 200 g ryby lub kotlet (150 g) z drobiu lub innego mięsa.

Dzięki temu Jarek szybko nauczył się, jak komponować różnorodne posiłki tak, by zawierały wszystkie wymienione produktów we właściwych ilościach. Dodatkowym zaleceniem było zwiększenie aktywności fizycznej: 2 razy w tygodniu jazda rowerem lub intensywny marsz, 1 raz w tygodniu basen.

Efekty

W ciągu pół roku Jarek schudł 14 kg.

ROBERT, lat 48. Utył, gdy został dyrektorem firmy i zaczął jadać na mieście

Jeszcze na studiach miał fatalne nawyki żywieniowe. Uwielbiał fast-foody, słodkie gazowane napoje, wypijał dziennie kilka filiżanek mocno posłodzonej kawy. Jadał nieregularnie, często tuż przed snem. Po ślubie sytuacja się poprawiła, bo żona dbała o niego - szykowała mu do pracy drugie śniadanie, codziennie gotowała obiad. Ale wieczorem Roberta dopadały ataki głodu, które zaspokajał, sięgając do lodówki po "coś konkretnego": parę plastrów żółtego sera, kiełbasę, kabanosy. Robert regularnie grywał w tenisa 2 razy w tygodniu, dzięki czemu do 43. roku życia utrzymywał stałą, choć nieco podwyższoną masę ciała - 81 kg przy wzroście 175 cm. Problemy zaczęły się, gdy został dyrektorem firmy. Coraz więcej czasu spędzał w pracy, jadał w stołówce lub na mieście i szybko wrócił do dawnych upodobań, często np. prosił sekretarkę o zamówienie pizzy. Jadł tylko dwa posiłki: lunch i obfitą kolację. Wieczorem wypijał 1-2 lampki wina. Na grę w tenisa zabrakło mu czasu. W 5 lat przytył 22 kg. Postanowił się odchudzać, gdy jego waga sięgnęła 103 kg (BMI - 33).

Ocena sytuacji

Badanie lekarskie i dodatkowe badania laboratoryjne oprócz podwyższonego ciśnienia tętniczego krwi nie wykazały istotnych zmian zdrowotnych.

Przyczyną przyrostu masy ciała u Roberta było zjadanie dwóch obfitych posiłków (zamiast 4-5 mniejszych) i dopychanie się serem lub kiełbasą tuż przed snem. W ciągu dnia Robert wypijał około 1,5 litra słodkich napojów (ok. 600 kcal), co już po miesiącu może prowadzić do przytycia o 2-2,5 kg. Wypijany wieczorem alkohol nie tylko dostarczał dodatkowych kalorii, ale i pobudzał apetyt. Przypieczętowaniem fatalnego odżywiania była rezygnacja z aktywności fizycznej.

Zalecenia

Robert był zajętym człowiekiem i nie miał czasu skupiać uwagi na diecie. Przy takim podejściu, trybie życia i upodobaniach odchudzanie było wyjątkowo trudne. Z pomocą przyszła żona. Dzięki niej Robert zaczął jadać 5 lekkich posiłków dziennie, zamiast 2 dużych. Drugie śniadanie, lunch i podwieczorek, przygotowane przez żonę ściśle według zaleceń dietetyka, zabierał do pracy. Zadaniem Roberta było już tylko przestrzeganie diety, gdy interesy zmuszały go do jedzenia na mieście. Zaczął znów grać w tenisa, co bardzo poprawiało mu nastrój.

Efekty

Początkowy okres odchudzania nie był łatwy, Robert był stale głodny, co męczyło go najbardziej wieczorami. Po kilkunastu dniach przyzwyczaił się do diety. Schudł 20 kg przez 6 miesięcy, od roku utrzymuje stałą masę ciała. Spadło mu ciśnienie.

JOLANTA, 47 lat. Utyła, choć zawsze dbała o zdrową dietę, ma niedoczynność tarczycy

Od zawsze przywiązywała dużą wagę do prawidłowego odżywiania. Jadała żywność z ekologicznych sklepów, jak najmniej przetworzoną, bez konserwantów. W menu dominowały: razowy chleb, kasze, płatki, warzywa, owoce (0,5-1 kg dziennie), chude mięso, ryby, jogurty naturalne i owocowe, chudy biały ser. Jej dieta była naprawdę wzorcowa. Prócz tego Jola codziennie rano ćwiczyła ok. 20 minut. Ważyła 60-62 kg przy wzroście 165 cm. Mimo to w okresie ostatnich dwóch lat przytyła aż 15 kg, chociaż jej styl życia nie uległ zmianie.

Ocena sytuacji

Wywiad lekarski sugerował, że Jola może mieć poważny problem zdrowotny. Skarżyła się na nadmierną senność, stałe uczucie zimna, obrzęki powiek i rąk, szczególnie rankiem. W badaniach dodatkowych stwierdzono podwyższone stężenie cholesterolu i hormonu TSH i obniżone stężenie hormonów tarczycy, co wskazywało na jej niedoczynność. Jednym z objawów choroby jest przyrost masy ciała.

Dodatkową przyczyną tycia Joli był wiek. Po 40. roku życia jajniki zwalniają pracę i produkują mniej kobiecych hormonów płciowych. W następstwie zmieniają się proporcje między hormonami kobiecymi i męskimi, czyli androgenami. A te sprzyjają otyłości typu męskiego: odkładaniu się tkanki tłuszczowej m.in. na brzuchu, karku i ramionach. W tym wieku zmniejsza się też masa mięśni, co nie jest bez znaczenia, bo właśnie między innymi mięśnie odpowiadają za tempo przemiany materii w organizmie.

Zalecenia

Endokrynolog zalecił Joli przyjmowanie hormonów tarczycy. Zaproponowano jej też dietę 1000 kcal oraz systematyczne uprawianie ćwiczeń: gimnastyka w basenie, pilates, spacery.

Efekt

Jola schudła 10 kg przez 6 miesięcy, waży 65 kg, co przy jej wzroście jest wartością prawidłową. 1