Feminatywy? Co to jest i dlaczego nie są kontrowersyjne

Pani poseł czy posłanka? Pani prezes czy prezeska? Żeńskie nazwy zawodów lub funkcji budzą ożywione spory. Jedni się oburzają, inni śmieją. A przecież faktem jest, że społeczeństwo tworzą kobiety i mężczyźni. Każdy ma więc prawo, by mówić o sobie w zgodzie ze swoja płcią. - Język kształtuje naszą rzeczywistość i ją odzwierciedla - podkreśla Martyna Zachorska, z którą rozmawia Martyna Kaczmarek, twórczyni podcastu "Ciałość". - Skoro 51 proc. społeczeństwa to kobiety, fajnie byłoby, gdyby to było widać też w języku - dodaje.

Martyna Zachorska to influencerka, znana w sieci jako Pani od Feminatywów, językoznawczyni, doktorantka na Uniwersytecie Adama Mickiewicza i autorka książki pt. "Żeńska końcówka języka". Pokazuje, jak język – zwyczaje językowe, przysłowia czy potoczne zwroty – buduje obraz świata, w którym żyjemy i wpływa na to, jak postrzegamy m.in. płeć, ciało czy seksualność.

Jak definiuje siebie Martyna Zachorska? – Jednego dnia  jestem influencerką, drugiego –  badaczką, trzeciego – nauczycielką, a czwartego – tłumaczką konferencyjną. To jest po prostu dużo rzeczy zmiksowanych w jednej osobie. Lubię w sobie to, że łączę ich kilka jednocześnie. Mam dwie koszulki, jedną z napisem "naukowczyni", drugą z napisem "influencerka" i chciałabym pokazywać ludziom, że to się ze sobą nie gryzie, że można robić te dwie rzeczy i być wiarygodną – tłumaczy gościni Martyny Kaczmarek.

Zróbmy miejsce na ławeczce

Pani od Feminatywów edukuje i tłumaczy, że świat jest różnorodny, język powinien więc tę różnorodność odzwierciedlać. – Inkluzywność to jest przeciwieństwo ekskluzywności, czyli nie zamykamy się na innych, tylko otwieramy. Wyobraźmy sobie, że nasz język to jest taka ławeczka, na której siedzimy. Inkluzywność to zrobienie miejsca na tej ławeczce dla innych osób. Nie tylko dla tych, które wyglądają tak samo jak my, ale też dla osób, które od nas odbiegają, czy to jeśli chodzi o sprawność fizyczną, o kolor skóry, tożsamość płciową czy o orientację psychoseksualną. Tych cech jest mnóstwo. Inkluzywność to jest takie podejście do człowieka, które zakłada wysłuchanie go. Powtarzam: zauważ w człowieku człowieka – tłumaczy Martyna Zachorska.

Badaczka podkreśla, że w każdej chwili potrzebne są namysł, refleksja i szacunek. Ważne jest, by zastanowić się, dlaczego dla kogoś pewne zwroty lub słowa są nieodpowiednie, jaki to ma związek z historią lub doświadczeniem danych grup społecznych. Tu pojawiają się feminatywy, symbole inkluzywności, czyli żeńskie formy gramatyczne nazw zawodów i funkcji, z przyrostkami potocznie zwanymi "żeńskimi końcówkami".

– Feminatywy to jest konsekwencja tego, że mamy w języku rodzaje gramatyczne i musimy w jakiś sposób je zaznaczyć. Możemy to robić za pomocą konstrukcji z pani, np. „pani psycholog" czy „pani kierownik".  Możemy to robić również za pomocą form z tzw. żeńskimi końcówkami, czyli feminatywów, np. psycholożka, kierowniczka, dyrektorka, doktorantka. Oba warianty są poprawne i zgodne z zasadami gramatycznymi naszego języka i tutaj nie powinno być żadnych kontrowersji. Formy takie jak fryzjerka, kelnerka, tancerka nikogo nie rażą. Choć od jednej pani usłyszałam niedawno: „moja koleżanka jest tancerzem dyplomowanym i nie pozwala o sobie mówić "tancerka", ponieważ "tancerka to na rurze" – mówi Martyna Zachorska.

Przeciwnicy i przeciwniczki feminatywów utożsamiają, często nieświadomie, kobiecość z czymś gorszym. Dlaczego "męskie końcówki" bywają postrzegane jako bardziej prestiżowe. Męskość jest potocznie utożsamiana z władzą, wykształceniem, mądrością, inteligencją i kompetencjami. Żeńskość kojarzy się natomiast z czymś infantylnym, mniej wyedukowanym, niekompetentnym.

fot. shutterstock

Staropolski obyczaj

Feminatywy są nawet starsze niż polszczyzna. – Nasz język wywodzi z języka prasłowiańskiego, w którym feminatywy występowały. Pamiętajmy jednak, że tych form nie było wiele, dlatego że nie było funkcji, które kobiety mogły pełnić. Dopiero na początku XX wieku kobiety wywalczyły prawo do edukacji uniwersyteckiej i do wykonywania niektórych zawodów, które wcześniej były zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn, np. do zawodów prawniczych. Pierwsze adwokatki  pojawiły się dopiero w dwudziestoleciu międzywojennym. Znalazłam np. wycinek z czasopisma „Bluszcz" z 1921 r., w którym napisano o adwokatkach z Irlandii, pierwszych dwudziestu kobietach, które uzyskały tam stopień doktorek prawa. Wtedy ta forma nie szokowała, była utworzona analogicznie do obecnych już w polszczyźnie form takich jak nauczycielka, fryzjerka, tancerka – wyjaśnia Pani od Feminatywów. 

Żeńskie formy nazw zawodów i funkcji torując sobie powoli drogę do powszechnej świadomości. Coraz mniej dziwią prezydentki, sołtyski ani burmistrzynie. Jak zauważa autorka książki "Żeńska końcówka języka", dzieci intuicyjnie, w naturalny sposób używają feminatywów.

W tym tkwi nadzieja na zmianę.

Zobacz wideo

Dajmy ludziom wolność

Oczywiście nic na siłę.  – Dajmy ludziom wolność.  Jeśli dana osoba nie chce używać feminatywów, to jest w porządku. Pamiętajmy, żeby nie dyskryminować drugiego człowieka za to, jakie formy językowe preferuje. Każda z nas może uważać jakieś formy za głupio lub brzydko brzmiące. Np. ktoś może powiedzieć że "rajstopy" to taki dziwny wyraz, bo co to jest za raj dla stóp, ale nie będzie kazał wyrugować tego słowa z języka polskiego. Tak samo powinno być z feminatywami. Jeżeli komuś nie podoba się słowo "adwokatka", niech go nie używa, ale pozwala się innym tak określać. Bardzo bym chciała, żebyśmy dożyli takiej sytuacji, w której feminatywy nie będą  pretekstem do hejtu, do wyzywania, do pisania bardzo obraźliwych komentarzy – mówi Martyna Zachorska.

fot. shutterstock

– Język kształtuje naszą rzeczywistość i ją odzwierciedla. To działa w dwie strony. Dlatego ważne jest, żeby język był precyzyjny.  Skoro 51  proc. społeczeństwa to kobiety, to fajnie byłoby, gdyby to było widać też w języku – dodaje.

Łamańce językowe?

Przeciwnicy feminatywów twierdzą czasem, że trudno je wymawiać. Podają tu przykłady takich nazw zawodów jak "chirurżka", "adiunktka" czy "psycholożka". Wiadomo przy tym, że język polski do łatwych nie należy i wymowa niektórych wyrazów sprawia kłopoty. Szczycimy się nawet tym, że nie straszne nam takie łamańce językowe jak: „W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie". – Chwalimy się tym, że mamy trudny język, ale nasze super moce uciekają, gdy mamy wypowiedzieć słowo "chirurżka". Skoro nie możemy używać feminatywów, bo one są trudne, to co maja powiedzieć mieszkańcy Szczebrzeszyna, Skarżyska Kamiennej czy Szczecina – zastanawiała się Martyna Zachorska.

Ucieczka od żeńskich form wyrazów prowadzić może do wykluczenia, do usuwania spraw związanych z kobiecością z przestrzeni publicznej i do powielania stereotypów. Martyna Zachorska cierpi na endometriozę, a wokół tej choroby narosło wiele mitów. Powtarza się np. że miesiączka musi boleć albo "jesteś kobietą, to musisz cierpieć".  – Słowa mają moc. To nie są tylko słowa, to są aż słowa – podkreśla.

Wyjątkowe rozmowy z wyjątkowymi kobietami

Martyna Kaczmarek, założycielka Fundacji Ciałość, propaguje tematy związane z ciałopozytywnością i akceptowaniem swojego ciała. Była pierwszą modelkę plus-size w domu Top Model. Działa na rzecz kompleksowego wsparcia osób, które zmagają się z zaburzeniami odżywiania i doświadczają dyskryminacji ze względu na wygląd.

Partnerem podcastu "Ciałość" w ramach serii #więcejniżciało jest firma Deichmann.

materiał promocyjny

Materiał promocyjny marki Deichmann.