#Fishporn - czyli ryba w epoce Instagrama

Jest przykładem na to, że z pasji i ciężkiej pracy rodzą się wielkie sukcesy. Gdy zaczynała pracę w Zakładzie Hurtowym Bogusław Kowalski nie przypuszczała, że ćwierć wieku później będzie podejmować decyzje, jaką rybę jedna trzecia świata będzie zajadała ze smakiem z eko-puszki. O tym, czy ryba jest sexy oraz czy może być smart posiłkiem i jaką rybę powinna jeść 20-latka, a jaką 40-latka, a także czym warto zastąpić słowo "problem" i co ma wspólnego branża puszek rybnych ze sztuką - rozmawiam z Justyną Frankowską, Członkiem Zarządu i Dyrektorem ds. Handlu i Marketingu w Grupie Kapitałowej Graal S.A.

Świat zarządu, wysokich stanowisk to wciąż mocno męski świat. A na pewno tak było, gdy ponad dwie dekady temu zaczynała pani swoją karierę zawodową. Udało się pani w tym męskim świecie zaistnieć – jeszcze przed trzydziestką została pani dyrektorem! To nieczęste dziś, a co dopiero kilkanaście lat temu.

Wciąż większość liderów ma męskie twarze. Ale to się mocno zmienia i coraz więcej wysokich stanowisk piastują kobiety. Nasza firma jest na to najlepszym przykładem. Gdy 25 lat temu przyszłam do firmy, do działu sprzedaży, byłam jedyną kobietą w męskim świecie. Zaczynałam od wpisywania zamówień w tabele, z czasem awansowałam. Po kilku latach zostałam kierownikiem działu sprzedaży i miałam swój zespół. To nie było łatwe, bo w moim zespole byli w zasadzie sami mężczyźni i to nieraz starsi ode mnie. To były lata wyzwań, przyznaję. Zostałam kilka razy wrzucona na głęboką wodę.

Trzeba było się szybko nauczyć pływać?

Ja się w dziedzinie sprzedaży czuję jak - nomen omen - ryba w wodzie (śmiech). Uwielbiam kontakt z klientem, wsłuchiwanie się w jego potrzeby, wszelkie wyzwania z tym związane tylko mnie motywują. Moja dewiza, którą się dzielę nie tylko z moim zespołem, ale i z moim dorastającym synkiem brzmi: "Nigdy się nie poddawaj”. Działam, aż wymyślę, aż zrobię. Myślę, że prezes powierzając mi tę rolę wiedział, co robi - ma dobre wyczucie do ludzi. Daje swoim pracownikom bardzo ambitne zadania, wierzy w ich możliwości, a to bardzo motywuje.

Pani działa tak samo ze swoim zespołem?

Jestem zdania, że zdecydowanie najlepszą metodą zarządzania zespołem jest wyznaczanie jasno określonych celów i wspieranie zespołu w ich realizacji. Ludzie muszą wiedzieć, dokąd mają dojść ale idą samodzielnie, obdarzeni zaufaniem. Z mojego doświadczenia to dobra strategia dla obu stron - i menadżera, i zespołu.

Jakie były największe wyzwania na pani drodze zawodowej?

Było kilka takich wydarzeń w historii firmy, które sprawiły, że strategia naszych działań ewoluowała. Na pewno rok 2005 i przygotowanie się do wejścia na Giełdę Papierów Wartościowych – spora zmiana dla firmy, można powiedzieć - rodzinnej, bo taka panowała wówczas atmosfera. I zresztą do dziś, mimo znacznego przyrostu zatrudnienia, wciąż jest to dla nas jedną z ważniejszych wartości. Wejście na giełdę skłoniło nas do stworzeni brandu Graal. Kolejnym takim dużym wyzwaniem były akwizycje. Ten krok zrobiliśmy dwa lata temu, łącząc się z Funduszem Inwestycyjnym Abris. Wprowadzamy do naszej - znów podkreślę: rodzinnej firmy - dobre praktyki biznesowe wielkich graczy rynkowych.

To były odważne decyzje, które dziś wspominamy sentymentalnie. Ale wówczas to wymagało odwagi i ogromnego nakładu pracy. To było dla nas nowe doświadczenie, które pozwoliło nam zostać liderem w Polsce - w puszkach rybnych w brandzie Graal i w łososiach wędzonych w brandzie Superfish. Teraz szykujemy się na świat, choć już dziś jesteśmy obecni na jednej trzeciej rynków - dostarczamy do 38 krajów na całym świecie!

Mydło czy rajstopy wylansować na pożądany produkt jest stosunkowo łatwo. Ryba, co tu kryć, już nie jest taka sexy. Mnie się kojarzy raczej z tradycją i szprotką w puszce na biwaku. Jak się robi z ryby pożądany produkt w świecie internetu?

Wpisując się w świat Instagrama z hasztagiem "fishporn"! (śmiech). Konsekwentnie pokazujemy, ze puszka rybna może być sexy, że to wcale nie jest relikt przeszłości. Z własnego doświadczenia wiem, że puszka jest dobra na każdą okazję, bo jest to smaczna, zdrowa i wygodna przekąska. Jako lider i firma globalna obserwujemy trendy światowe i z sukcesem wdrażamy je na nasz rodzimy rynek. To dla mnie ważne żeby mieć oczy szeroko otwarte na świat, na ludzi i nowe rozwiązania. Gdybym miała określić jednym słowem naszą firmę - i to zarówno w obszarze produktu, jak i organizacji - użyłabym słowa "innowacyjna". Bardzo się rozwijamy, szybko odpowiadamy na potrzeby rynku. Obserwujemy naszych konsumentów i wiemy, czego chcą, a nawet idziemy krok dalej: wyprzedzamy jego myśli i wiemy, czego będzie potrzebował niebawem. I, oczywiście, kreujemy trendy. Salatino jest najlepszym dowodem na to, że jesteśmy odważni i innowacyjni.

Widziałam puszkę dedykowaną 20-latkom, 30-latkom i 40-latkom… Przy kremach do twarzy rozumiem zróżnicowanie, ale - hm… Czy to nie za daleko posunięta innowacja?

Podobnie jak w przypadku kremów – Salatino Pro-Age odpowiadają na bardzo konkretne zapotrzebowania w zależności od wieku. Przedziały wiekowe są umowne, a my jako eksperci głęboko przeanalizowaliśmy potrzeby zarówno ciała, jak i ducha kobiet w różnym wieku. Z naszych badań wynika, że 20-latce zależy na energii i urodzie, 30-latka potrzebuje zadbać o siebie, o formę, a dla 40-latki ważna jest kondycja i balans witaminowy. Oparliśmy składy sałatek rybnych na sosach ziołach, które odpowiadają dokładnie na te potrzeby, a wszystko to na podstawie receptur ojca Klimuszki. I mamy na tę wizję potwierdzenie ze strony rynku: za ten produkt zostaliśmy wyróżnieni. Zespół analityczny Mintela, bazując na badaniach, wybrał limitowaną wersję Salatino Pro Age jako innowację kwietnia 2019 wśród wszystkich funkcjonalnych produktów na całym świecie!

Wy też opieracie się na badaniach.

Nasze działania opierają się zawsze na obserwacji potrzeb klientów i tego, co dzieje się na świecie oraz, oczywiście, na badaniach. Tu nie ma miejsca na intuicję. 20 lat temu najwięcej konsumowano paprykarza, sałatki pikantnej z makreli i szproty w pomidorze. Dziś największe zapotrzebowanie jest na filety z makreli i tuńczyka. Obserwujemy bardzo dynamiczny rozwój kategorii rybnych sałatek jako convenience.

Sałatka rybna na przekąskę w pracy - przyznam, że to odważne. Raczej nie lubimy tych, co podjadają rybę przy biurku w openspace…

I właśnie to podejście chcemy zmienić, co wymaga odwagi, przyznaję. Nie boimy się niekonwencjonalnych rozwiązań i wyzwań. Salatino to odpowiedź na trendy, które mówią nam, co jest dziś dla ludzi istotne: healthy food, wellbeing, fit, smart… A do tego wygoda, coś, co można łatwo zjeść w dzisiejszym zabieganym świecie. Tu puszka ma same plusy, bo to opakowanie, które nie otworzy się nam w torebce. I taką porcję sałatki można zjeść w pracy przy komputerze, bo… wcale nie pachnie rybą. A składniki są tak zbalansowane, że po takiej przekąsce człowiek jest syty. Można wyrzucić opakowanie do kosza na śmieci przy biurku i -zaręczam - nikt nie będzie czuł zapachu ryby.

A jak z tym opakowaniem? Też się wpisuje w ekotrendy?

Jako duży producent jesteśmy odpowiedzialni za środowisko. Przede wszystkim o odnawialne zasoby morskie. Ale i za to, by tam, gdzie mamy fabryki, środowisko było nienaruszone. Konsekwentnie o to dbamy. Nasze puszki są przyjazne środowisku, są BPA free, nie wyobrażam sobie, by było inaczej!

A jak jest z tym obserwowaniem trendów na świecie: jedzie pani na wakacje - zamawia w knajpce rybę i nagle olśnienie: "Tak! To chcemy mieć u nas!"?

Często tak właśnie to wygląda! Muszę przyznać, że naprawdę jestem pasjonatką ryb. Moja dieta składa się w ogromnej mierze z ryb, a gdy zapraszam na kolację przyjaciół: serwuję rybę. I nasi goście to uwielbiają, mam wrażenie, że specjalnie na tę rybę wpadają! (śmiech). A tak na poważnie: uważam, że w tym tkwi tajemnica sukcesu, w wiarygodności. Kiedyś przeczytałam złotą myśl, z którą się bardzo utożsamiam i przekazuję ją moim współpracownikom - by osiągnąć sukces w sprzedaży musisz: kochać swojego klienta, kochać swój produkt i kochać siebie. Jeżeli lubię mojego klienta i go słucham - jestem dla niego wiarygodna. Uwielbiam produkty, które wytwarzamy, naprawdę jestem z nich dumna i mi smakują. I trzeci akcent: akceptuję siebie. Gdy mnie ktoś pyta o receptę na sukces: to właśnie to! Z małej firmy można zrobić lidera, największą firmę w Polsce i największego przetwórcę w Europie w naszej kategorii puszek rybnych. I zachować przy tym wartości właściwe rodzinnej firmie: zgrany zespół.

By osiągnąć taki sukces potrzebna jest też wizja. Na ile to pani wizja?

Ja to widzę tak: nasza firma jest jak statek, a za sterem stoi kapitan - człowiek z wizją, który płynie z mapą w ręku, do celu. Ten człowiek to prezes Bogusław Kowalski. Na statku jest też cała załoga, z biegiem czasu coraz liczniejsza, która pracuje na ten wspólny sukces, jakim jest bezpieczny, szczęśliwy rejs. Potrzebny jest też sprawnie działający statek, czyli cała infrastruktura.

A gdzie pani siebie widzi na tym statku?

Stanowimy z prezesem zgrany duet od 25 lat, uzupełniamy się, więc jestem pewnie gdzieś niedaleko. Pan prezes przy sterze, a siebie widzę w roli osoby, która dobrze doradza.

To może w bocianim gnieździe? Obserwuje pani, mając szerszą perspektywę i dostrzega ewentualne mielizny?

To faktycznie może być dobre miejsce dla mnie (śmiech). Choć tam mało ruchu, a ja wychodzę z założenia, że sukces to jest 1% szczęścia i 99% potu. Gdzieś to kiedyś przeczytałam i się pod tym podpisuję obiema rękami! Trzeba ciężko pracować, by coś osiągnąć. I trzeba mieć pasję. Bo jak się kocha to, co się robi, to to nie jest praca. To zaczyna być przyjemność. Widzi się nowe możliwości, rozwój, grono wspaniałych ludzi, z którymi się tworzy i ustala taktykę. Z którymi można się dzielić wątpliwościami – jak rozwiązać dane wyzwania. Bo ja nie lubię słowa „problem”.

Powiedziała pani, że praca to pasja - w tym jest pewne ryzyko. Gdy się człowiek tak mocno zaangażuje w pracę, to ciężko przestać o niej myśleć. Pani potrafi być „po pracy”?

Pracuję nad tym (śmiech). Ale muszę przyznać, że poniekąd przez to, że pracuję w firmie już tyle lat, mam też tutaj - w pracy - przyjaciół. Jestem za to bardzo wdzięczna, bo to mi dało tę przestrzeń, która jest potrzebna "po pracy". Ale tak, pewnie gubi się coś po drodze, gdy się czuje tak intensywną pasję. To trochę jak artysta, który tworzy cały czas, dzień i noc, nawet gdy fizycznie tego nie robi, głowa mu pracuje. Ale uważam, że tylko gdy tworzy się z pasją - może powstać coś pięknego.

Sprzedaż się rozwija, odpowiadacie na trendy, macie plan ekspansji na świat. Zdaje się, że będzie jeszcze więcej pracy. Ma pani chyba silną potrzebę wyzwań, hm?

W całej historii naszej firmy zawsze tak było: ciągle pojawiały się nowe wyzwania. I wciąż są kolejne. W biznesie jest tak, że gdyby nie było nowych wyzwań, to firma by się cofała. My wręcz musimy dawać sobie nowe zadania, by ludzie, cała załoga tego statku - czuli, że coś tworzą, że mają swój obszar do zagospodarowania.

A jaka jest pani ulubiona ryba?

Na pewno makrela. Ale uwielbiam też śledzie. Sałatki rybne. Ja codzienne jem ryby. Nie dlatego, że tu pracuję, ale dlatego, że naprawdę je uwielbiam! (śmiech). Ryba to zdrowy, codzienny, świadomy wybór w moim menu. Dzięki tak dobranemu jadłospisowi czuję się lekka, zdrowa i pełna energii do działania. Jestem pewna, że jedząc ryby dziś, inwestuję w urodę, zdrowie i witalność.