Warsaw Comic Con. John Ryhs Davies
Ma Pan troje dzieci. Ben, Tom i Maia są w różnym wieku. Wiem, że jeden z synów jest wielkim fanem J.R.R. Tolkiena.
Świat dzieli się na dwa typy ludzi, a moi synowie są tego idealnym przykładem. Jedni zakochują się w powieściach Tolkiena od pierwszego wejrzenia i czytają je, kiedy są jeszcze dziećmi, inni rezygnują po przeczytaniu kilku stron. Kiedy pierwsza część Władcy Pierścieni pojawiła się w sklepach, Ben od razu zamknął się w swoim pokoju i zniknął na pięć dni. Widzieliśmy go tylko wtedy, gdy skradał się do kuchni po coś do jedzenia. Tom się poddał. Wtedy wpadłem na pomysł, żeby przeczytać mu tę książkę. Byłem jej ciekaw. Tu muszę się przyznać, że wcześniej po nią nie sięgnąłem. Kiedy usiadłem w jego pokoju i zacząłem czytać, zasnął zaraz przed tym, kiedy to mi urwał się film.
Co z Maią?
Maja nigdy nie widziała Władcy Pierścieni. Jedyny film z moim udziałem, jaki oglądała to Pamiętnik księżniczki 2: Królewskie zaręczyny, gdzie grałem Viscounta Mabrey'a. Reszta kompletnie jej nie interesuje. Pewnie gdybym zagrał w Harrym Potterze, byłaby skłonna zerknąć... Wiesz, ma 12 lat i jest zakochana w tym młodym chłopaku [Daniel Radcliffe - przyp.red] (śmiech).
Jak czuje się wiedząc, że jej ukochany tata to Gimli z filmu, o którym wciąż mówi cały świat? Jest podekscytowana, chwali się przyjaciołom?
Muszę powiedzieć, że Maia jest tym faktem bardzo... zażenowana. To taki wiek, kiedy wszystko i wszyscy albo bardzo Cię ekscytują, albo doprowadzają do szewskiej pasji. Zawsze jej mówię: "Moją ojcowską rolą jest zawstydzać Cię tak mocno i tak długo, jak tylko mogę". Cóż, jak do tej pory jestem w tym świetny. Ostatnio zabrałem ją na Michingan Comic Convention. Z początku nie była tym zachwycona, ale kiedy zobaczyła tłumy chcące przywitać się z jej ojcem, dumnie położyła rękę na moim ramieniu, jakby chciała zaznaczyć teren (śmiech).
W dalszym ciągu nie przeczytał Pan Władcy Pierścieni?
Miałem trzy lub cztery podejścia. Dopiero za ostatnim zrozumiałem, czego Tolkien chciał dokonać, a jest to niezwykłe. Jego powieści nie posiadają narracji, która w odczuciu czytelnika jest nieodłączną częścią powieści. Przez swoje krótkie historie i używając sarkastycznego języka, Tolkien tworzy jedyny w swoim rodzaju, trójwymiarowy świat. To niesamowite osiągnięcie.
Warsaw Comic Con. John Rhys Davies Filmweb
Niewiele osób wie, że z początku nie chciał Pan przyjąć roli Gimlego.
Kiedy zaproponowano mi rolę we Władcy Pierścieni, a ja przeczytałem scenariusz, stwierdziłem, że to nie ma sensu. Fakt, że powieści Tolkiena zajmują połowę każdej księgarni wcale do mnie nie przemawiał. Co więcej, byłem śmiertelnie przekonany, że ten mały człowieczek z Nowej Zelandii nie ma pojęcia, na co się porywa...
Ma Pan na myśli reżysera, Petera Jacksona.
Peter nakręcił wiele świetnych, ale małych produkcji. Umówmy się, każdy może stworzyć film, w którym gra czterech bohaterów. Ty też mogłabyś to zrobić i byłabyś w tym świetna. Daj mi miesiąc, a zapewniam Cię, że mogę nauczyć każdego, jak reżyserować film z kilkuosobową obsadą. Kiedy masz do okiełznania 21 głównych bohaterów, półtora tysiąca statystów, kilkaset koni, a przed sobą wizję 14 miesięcy ciągłej pracy na planie, sytuacja nie jest już taka prosta. Nie chciałem grać w tym filmie. Nie chciałem męczyć się z kilkoma warstwami makijażu i doklejanym silikonem przez okrągłe 3 lata. Po co nakładać na twarz tyle świństwa, jednocześnie chcąc być znany ze swojej roli? Tak to wtedy postrzegałem.
Co na to Pana agent i Ben, wielki fan Tolkiena?
Mój agent powiedział krótko: "John, jeśli nie przyjmiesz tej propozycji, nie sądzę, bym mógł Cię dłużej reprezentować". Urocze, prawda? Ben, mój starszy syn, stwierdził, że jeśli odrzucę tę rolę, będę zwykłym wariatem.
Podjęcie decyzji trwało kilka tygodni. Co musiało się stać, że zdecydował Pan o wzięciu udziału w produkcji?
Postanowiłem zobaczyć to wszystko na własne oczy i pojechałem do Nowej Zelandii. Poranki spędzałem w jednym dziale, popołudnia w kolejnym i tak na okrągło przez 2 tygodnie. Sprawdzałem, jak oni to robią, zadawałem mnóstwo pytań. Ku mojemu zdziwieniu, spotkałem się nie tylko z ogromnym entuzjazmem, ale przede wszystkim umiejętnościami, jakimi mogą pochwalić się twórcy z największych produkcji filmowych Hollywood. Pomyślałem wtedy: "Jezu, oni naprawdę są świetnie przygotowani." Postanowiłem więc podpatrzeć ostatnią rzecz - jak radzi sobie z tym wszystkim sam Peter Jackson. Tu przeżyłem szok. Kiedy w ciągu jednego dnia przychodzi do Ciebie setka ludzi z wątpliwościami, pytaniami, obawami i tym, co tylko możliwe, a Ty wciąż masz na to wszystko odpowiedź, jesteś po prostu wybitnym reżyserem. Jackson taki jest. Radził sobie w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. Kiedy zobaczyłem to na własne oczy, zdałem sobie sprawę, że stworzymy arcydzieło.
Dlatego podczas jednej z konferencji prasowych, wstał Pan i...
... i powiedziałem, że Władcy Pierścieni odniosą większy sukces niż Gwiezdne Wojny. Siedzący obok mnie Peter Jackson zrobił wielkie oczy i zakrył twarz obiema rękami.
Warsaw Comic Con. John Ryhs Davies
Czy po 18 latach od pojawienia się pierwszej części trylogii, dalej podtrzymuje Pan swoją opinię?
Tak. Władcy Pierścieni to jedna z najlepszych produkcji filmowych naszych czasów, w mojej opinii lepsza niż Gwiezdne Wojny.
Ile z Gimlego jest w Panu, jako człowieku?
Gimli to uosobienie wszystkiego, co złe w ludzkości: ksenofobia, wrogość, agresja, podejrzliwość. Myślę, że powinnaś zadać to pytanie mojej żonie i dzieciom. Są przecież na mnie skazani (śmiech). Niestety, wszyscy mamy w sobie te okropne cechy. Na szczęście Gimli reprezentuje też to, co dobre: zdolność do nawiązywania przyjaźni, lojalność i wielką odwagę. Jak leciała ta słynna scena? "Pewność śmierci, małe szanse na przetrwanie - na co my czekamy?" [mówi, udając swoją postać]. Gimli nie jest człowiekiem, ale odzwierciedla człowieczeństwo. Kiedy spędzasz 3 lub 4 lata ze swoją postacią, albo ją kochasz, albo nienawidzisz. Bez względu na to, jaki jest, kocham go. Uwielbiam jego chęć obrony hobbitów i chyba z tym najbardziej się utożsamiam.
Kogo Pan broni?
Każdy ma swój cel w życiu. Ludzie chcą kochać i być kochani - ja na szczęście tego doświadczam. Ale najważniejszą dla mnie rzeczą na świecie jest dać moim własnym hobbitom, a mam tu na myśli swoje dzieci i wnuki, wszystko, czego nie miałem ja. Zadaniem człowieka jest przeżyć i tak jak nasi przodkowie, zapewnić młodemu pokoleniu to, o co sami musieliśmy walczyć, bo życie to ciągła bitwa.
Niedawno w mediach pojawiła się informacja, że platforma Amazon nabyła prawa do serialu opartego o Władcę Pierścieni i inne dzieła J.R.R. Tolkiena. Nie jest Pan zachwycony tą informacją...
O powstaniu serialu dowiedziałem się podczas jednego z wywiadów. Dziennikarz zapytał, co o tym myślę, sugerując, że będzie to re-make filmu. Krótko mówiąc - nic nowego. Stwierdziłem wtedy, że to totalna głupota, a sam Tolkien pewnie przewraca się w grobie. Kiedy okazało się, że to serial jedynie oparty o Władcę Pierścieni, moje zdanie diametralnie się zmieniło. Muszę przeprosić i powiedzieć, że się myliłem. Jeśli powstanie coś, co wypełni luki nieopowiedzianych w filmie historii - uważam, że to świetny pomysł.
Gdyby zaproponowano Panu udział w serialu, zdecydowałby się Pan na ponowną przygodę z Tolkienem?
Nigdy w życiu! Nie wyobrażam sobie nakładać na twarz silikonu przez kolejne miesiące. Nigdy nie zapomnę tych ogromnych, krwawiących ran, jakich nabawiłem się podczas ściągania tego cholerstwa. Pamiętasz, jak jako dziecko przewróciłaś się na chodniku? W miejscu upadku pojawiała się żywa, czerwona tkanka - to właśnie miałem pod oczami. Wyobraź sobie proces gojenia! Kiedy moja ówczesna żona zobaczyła mnie w takim stanie, powiedziała: "Wiesz, kocham Cię, ale wyprowadź się na jakiś czas. Nie mogę na Ciebie patrzeć." (śmiech)
Warsaw Comic Con. John Ryhs Davies
Jutro wielki dzień, spotka się Pan z fanami na Warsaw Comic Con. Lubi Pan interakcję z widzami podczas takich przedsięwzięć?
Muszę przyznać, że kiedy po raz pierwszy pojawiłem się na Comic Conie i zobaczyłem tych wszystkich dziwaków w strojach Lorda Vadera, złapałem się za głowę. Pomyślałem: "Ludzie, zajmijcie się swoim życiem!". Dziś wiem, że takie spotkania to możliwość nawiązania niezwykłej więzi z publicznością. To zwykli - niezwykli ludzie. Ok, może czasem denerwuje mnie to, że od prawie dwóch dekad odpowiadam na te same pytanie o Gimlego. Wiem natomiast, że dla niektórych Władca Pierścieni to coś, co trzymało ich przy życiu w trudnych chwilach. Pamiętam, jak w Szwecji pewna kobieta powiedziała mi, że w końcówce ciąży, każdego dnia oglądała wszystkie trzy części filmu. Wzruszają mnie takie spotkania.
rozmawiała: Karolina Chibowska