"Mój ojciec nigdy nie przestał pić. A ja? Podobno nie o ilość w uzależnieniu chodzi" [LIST]

- Moją przestrogą jest mój ojciec. To, czego najbardziej nie lubię w nim, to fakt, że jest słaby - pisze nasza Czytelniczka. Dlaczego o tym mówi? Bo też lubi alkohol, ale pije inaczej niż jej tata.

Miałam robić zupełnie coś innego, ale postanowiłam napisać notkę o alkoholu. Bo spędzam dziś z nim wieczór. Spoko, spoko. Żadne tam upijanie się i żadne duże ilości. Ot, dwie lampki wina, bo źle mi. I właśnie o to chodzi. Zrobiłam sobie dwa testy. Według obu - piję ryzykownie. I zdaję sobie z tego sprawę. Pochodzę z rodziny alkoholowej, mój ojciec jest alkoholikiem. Od zawsze chyba. Wiem, jak wygląda życie z alkoholikiem. Tym pijącym, mój ojciec nigdy nie przestał pić i nie mam wątpliwości, że nie przestanie.

Podobno w takich sytuacjach drogi są dwie - albo idziesz śladami rodzica i wpadasz w uzależnienie, albo stronisz od alkoholu. Ja alko po prostu lubię. Smakuje mi wino, piwo i właściwie wszystko inne. Zdaję sobie sprawę, jak działa alkohol i w jaki sposób uzależnia. Czy mi z tym łatwiej? Nie wiem.

Nie piję dużo (tak wiem, właśnie tak mówią alkoholicy). Ale tak jest. Rzadko się zdarza, że puszczam wszelkie hamulce. A jak już, to zwykle jestem u siebie, gdzie wiem, że jestem bezpieczna i nic mi się nie stanie. Czyli jest lepiej, bo w czasach późnego liceum i wczesnych studiów film urywał mi się przynajmniej raz w miesiącu. Teraz syndrom dnia następnego jest zbyt dotkliwy i się kontroluję, bo po prostu nie lubię mieć kaca. Jednak podobno nie o ilość w uzależnieniu chodzi. Chodzi o, to dlaczego i jak pijesz.

Pijam sama. Rzadko. Ale jednak się zdarza. Chociażby dziś. Wracam zmęczona do domu. Jest późno. Pierwsze, na co się natykam to wymiociny mojego kota. Trzecie w tym dniu. W pokoju się zsikał. Jest prawie 21. W mieszkaniu syf przeogromny. Jestem zmęczona, głodna. Muszę na jutro napisać sprawozdanie. I jeszcze korki przygotować. Chce mi się płakać. Wszystko jest nie tak.

I wtedy właśnie przychodzi ta myśl. Muszę się napić. Niedużo. Tylko tyle, aby zeszło ze mnie napięcie, aby się rozluźnić i przestać stresować. Otwieram barek, a tam napoczęte wino. Świetnie! Akurat tyle, ile maks mogę wypić, bo przecież jutro do pracy, więc nie ma opcji na coś więcej. Wyciągam kieliszek, nalewam wino. Piję i czuję, jak spływa po mnie spokój i ciepło.

Problemy wciąż są, ale już nie takie straszne. Kolejny łyk. Zaczynam działać. Sprzątam brudne rzeczy, wstawiam pralkę. Kolejny łyk, mam więcej energii i siły. I kolejny. Zaczynam się uśmiechać. Przecież to nie są jakieś wielkie problemy, zaraz dam i radę. Jest mi wesoło, fajna muzyka płynie z głośników, ma dużo siły i energii, aby ogarnąć tej bajzel. Kot dostaje antybiotyk. Ogarnęłam. A potem już tylko spać, spać, spać. Mój sen po alkoholu jest twardy. Nawet bardzo chwilami. I krótki. 5 godzin i budzę się totalnie wyspana. 

Jestem dość silna. Nie twierdzę, że na zawsze. Moją przestrogą jest mój ojciec. Nie chcę być jak on. Nie chcę moich porażek i niepowodzeń zwalać na innych, nie chcę, aby to alkohol był ode mnie silniejszy. To, czego najbardziej nie lubię w moim ojcu, to fakt, że jest słaby. Nie chcę być słaba. To ja rządzę sobą, a nie nałóg. To ja decyduję o tym, co tu i teraz. I mam nadzieję, że tak pozostanie. Oczywiście, ta cecha (ja mam kontrolę nad wszystkim) jest typowa dla DDA, wiem. 

- Magdalena

***

Chcesz podzielić się z nami swoją historią? Uważasz, że powinniśmy poruszyć konkretny temat w ramach cyklu "Alkopolacy"? Napisz do nas: listydoredakcji@gazeta.pl

Więcej o: