Książę Harry oświadczył się Meghan Markle i świat wstrzymał oddech. Ironizuję oczywiście, ale tak się czułam przez ostatnie dwa tygodnie. Meghan to, Meghan tamto. I nieważne, że dziewczyna rozsądna, sensowna, inteligentna. Liczy się to, że rozebrała się raz czy dwa w jakimś serialu, który już niewiele osób ogląda. Ale mnie zdziwiło coś innego: Harry i Meghan zaręczyli się po 16 miesiącach znajomości. Czy tylko mi się wydaje, że to dość szybko podjęta decyzja?
Kiedy ludzie się kochają, krótki staż związku nie ma znaczenia? No nie wiem... Takie farmazony dobre są w babskich gazetach niższych lotów. W życiu jest trochę inaczej. To nasze babcie wychodziły za mąż po trzech miesiącach znajomości. Teraz ludzie wolą się poznać, sprawdzić – jakby to egoistycznie i wyrachowanie nie zabrzmiało.
Lepiej wiedzieć, czy ukochany/ukochana nie będzie nas zwyczajnie wnerwiać, kiedy zamieszkamy razem. Trzeba sprawdzić, czy nie odłoży szczoteczki nie po tej stronie umywalki, czy faktycznie będziemy mieli ze sobą o czym rozmawiać albo o czym milczeć przez całe życie. A może teściowa okaże się diabłem wcielonym i będzie się wtrącać we wszystko? Lepiej wiedzieć. Nawet jeśli bilans zalet i wad wyjdzie niekorzystnie, a my i tak wpakujemy się w ten związek, to zrobimy to świadomie, będziemy wiedzieć, na co się piszemy. I pretensje będzie można mieć tylko do siebie.
Miłość miłością, ale trochę ponad rok to za mało, aby naprawdę poznać drugą osobę. Jak ślepo i naiwnie trzeba być zakochanym, żeby tak szybko podjąć decyzję o zmianie całego swojego życia. W końcu Meghan nie tylko ma przeprowadzić się do innego kraju i zdać egzamin na obywatelstwo brytyjskie. Ma też zostać ochrzczona i rzucić swoją dotychczasową karierę. Już nie zobaczymy jej w żadnym serialu czy na czerwonym dywanie. Może zawróciły jej w głowie pieniądze i dworskie życie? Tylko nie wiem, którą kobietę przy zdrowych zmysłach, nawet zakochaną, pociąga dworskie życie. I której pieniądze są w stanie to wynagrodzić. To w końcu wieczne przestrzeganie etykiety, rezygnacja ze wszystkiego, co się lubi, do czego jest się przyzwyczajonym.
Zapytałam o to koleżanek. Bo przecież mogę być nieobiektywna, patrzeć tylko na koniuszek swojego nosa. Wszystkie zgodnie przyznały na początku, że to romantyczne, że one też by tak chciały, że miłość nie wybiera i ani wiek partnera, ani tym bardziej staż związku nie ma znaczenia. Potem zapytałam, po jakim czasie zdecydowały się przyjąć pierścionek i wyjść za mąż. Średnio po trzech latach mówiły "tak", po kolejnych dwóch brały ślub. Romantycznie było wciąż, tylko spontaniczność jednak zostawiły w domu. Bo spontaniczność jest dobra w romansidłach i, jak się okazuje, w rodzinach królewskich. My możemy sobie na nich popatrzeć w telewizji i pozazdrościć, łapiąc pod rękę swojego męża czy narzeczonego z wieloletnim stażem.
Czekamy na Wasze historie, którymi chcecie się podzielić. Wybrane teksty, za Waszą zgodą oczywiście, będą publikowane na kobieta.gazeta.pl. Piszcie: kobieta@agora.pl.
Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Autorka tego listu dostanie „Trening życia. Deynn&Majewski trenuje” wydawnictwa Flow Books.