"W Sylwestra trzeba gdzieś pójść. Jak zostajesz w domu, to przegrałeś życie" [LIST]

- Nie chcę wychodzić nigdzie w Sylwestra. To impreza jak każda inna - pisze pani Julita, dodając, że ma dość narzuconej przez innych presji, obowiązku zabawy poza domem.

Nie lubię Sylwestra i tego, że koniecznie musisz go gdzieś spędzić. Jak zostajesz w domu, idziesz spać, to przegrałeś życie. To znaczy, że jesteś - w najlepszym wypadku - samotny i nieszczęśliwy, nie masz dziewczyny, chłopaka czy przyjaciół. W gorszym wypadku zostajesz okrzyknięty dziwadłem. Bo przecież tej nocy nie można być samemu. Trzeba się bawić. Ta noc do innych niepodobna.

A prawda jest taka, że nic się nie zmieni. Zmiana cyferki w kalendarzu nic nikomu nie pomoże ani nie zaszkodzi. Ot, kolejny rok. Ale jeśli tego nie uczcisz, nie ubierzesz się w sukienkę, w garnitur, nie wypijesz lampki szampana (i morza wódki po drodze), to przegrałeś życie.

Nie chcę wychodzić nigdzie w Sylwestra. To impreza jak każda inna. Będzie DJ, alkohol, panowie na siłę wbici w garniaki, panie z tapirem na głowie i brokatowymi makijażami. Czym to się różni od imprezy cosobotniej w warszawskich klubach? Presją i odliczaniem do północy.

Więc biorę to na klatę i jak co roku bojkotuje Sylwestra. Jeszcze niedawno kłamałam koleżankom z pracy – idziemy z mężem na domówkę, kameralna impreza, myślimy o maratonie filmowym w Multikinie, jedziemy na narty. Wymyślałam cokolwiek. Ale w tym roku dość. Otwarcie mówię, że zostajemy w domu, będziemy, jak co wieczór, oglądać seriale. I około 23-24 pójdziemy spać. Jedyne, co będzie różniło ten wieczór od naszej typowej soboty, to to, że nie będziemy mogli zamówić pizzy. Niestety nikt nie dowozi w Sylwestra.

- Julita

Czekamy na Wasze historie, którymi chcecie się podzielić. Wybrane teksty, za Waszą zgodą, będą publikowane na kobieta.gazeta.pl. Piszcie: kobieta@agora.pl.

Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem.

Więcej o: