Zamówiłam czarne spodnie, dostałam szmaciane dżinsy. Nie kupujcie na chińskich stronach [LIST]

Nasza czytelniczka Kasia zrobiła zakupy na platformie sprzedażowej i ostrzega: Uczcie się na moich błędach. Nie zamawiajcie produktów na nieznanych stronach. Kupiłam spodnie. Nie liczę na zwrot gotówki, nie liczę na nic.

Znacie te takie śmieszne zdjęcia ciuchów, które ludzie publikują w sieci? Zdjęcia ubrań, które zamówili kontra zdjęcie tego, co otrzymali. Oczekiwania vs. rzeczywistość. Na pierwszym zdjęciu mamy uśmiechniętą, wychudzoną Azjatkę w skąpym kostium kąpielowym, na drugim trzy plastikowe sznurki we wściekłym kolorze rzucone na podłogę. Można się pośmiać.

Zarzekałam się, że nigdy, ale to nigdy, nie kupię nic na żadnym Aliexpresie czy innej chińskiej stronie. Koleżanki kupowały, niektóre nawet z sukcesem. Ja nie. Ale przyszła pora i na mnie.

Pierwsza rzecz, którą kupiłam – jak się później okazało – z Szanghaju, to kolczyki. Stwierdziłam – drogie nie są, nawet jak nie przyjdą, trudno. Kupiłam za niecałe 20 złotych sześć par kolczyków. Kupiłam i zapomniałam. Można zapomnieć o zakupie, jak dostawa trwa około 100 dni. Nagle zaczęły przychodzić. Tak przychodzić. Przychodziły kolejne 100 dni, każda para kolczyków w oddzielnej paczce. Dostałam w sześć różnych malutkich paczek – każde kolczyki przyszły w innej przesyłce. W niektórych paczuszkach było po kilka sztuk tych samych kolczyków. Nie muszę chyba mówić, że praktycznie żadne nie były podobne do tego, co zamówiłam. Może jedne. Reszta – tandeta i plastikowe złoto. Ale to jeszcze nic. Niezrażona porażką, zamówiłam spodnie.

Oglądałam na Zalando piękne, acz drogie spodnie, kupiłam swój rozmiar, okazało się, że są znacznie za duże. Zwróciłam i wtedy na mojej tablicy na Facebooku pojawiły się dokładnie te same spodnie, tej samej marki, z tymi samymi zdjęciami. Oczywiście na jakiejś nieznanej platformie sprzedażowej. Stwierdziłam, że zaryzykuje. Spodnie, które zwróciłam do producenta, kosztowały 900 zł. Te niecałe 200. Pomyślałam, że nawet jeśli też będą za duże (ale wiadomo, rozmiar rozmiarowi nierówny), to będzie opłacało się przerobić je u krawcowej.

Kupiłam i... zapomniałam o zakupie. Po ponad 100 dniach przyszły. Jak wielkie było moje zdziwienie (i zdenerwowanie), kiedy otworzyłam paczkę. Zamówiłam czarne, materiałowe spodnie – dostałam niebieskie, dżinsowe. Zamówiłam oryginalne, markowe – dostałam z podejrzanie złego materiału dżinsy. Nie zgadza się nawet kolor. Pomijam fakt, że na zdjęciach były oryginalne spodnie z metkami, to, co dostałam ja, to kawałek bezmarkowej szmaty. Prawo do zwrotu, reklamacji? Niby jakieś jest. Ale poprzeklikaniu się przez formularze, nie dostałam żadnego potwierdzenia. Nic.

Nie liczę na zwrot gotówki, nie liczę praktycznie na nic. Chciałam was tylko ostrzec. Nie kupujcie na chińskich stronach! Kuszą nas cenami, ofertami, pięknymi zdjęciami. Ale tak naprawdę wysyłają chłam! Uczcie się na moich błędach.

Kasia

Czekamy na Wasze historie, którymi chcecie się podzielić. Wybrane teksty, za Waszą zgodą oczywiście, będą publikowane na kobieta.gazeta.pl. Piszcie: kobieta@agora.pl.

Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Autorka tego listu dostanie „Trening życia. Deynn&Majewski trenuje” wydawnictwa Flow Books.