Jestem samotną trzydziestolatką. Nazywacie mnie zdesperowaną singielką. Napaloną, chętną, ale wymagającą i kapryśną. Tak jak napisał pan Tomasz w liście „Samotne trzydziestolatki, jesteście wspaniałe, ale rozumiem mężczyzn, którzy odpuszczają”, jestem atrakcyjna, zadbana, wysportowana. Chodzę regularnie do kosmetyczki, na fitness, jestem na diecie pudełkowej. Nikt mi nigdy nie mówił, że to grzech dbać o siebie.
Mam dość podejścia - albo jesteś ładna, albo mądra. Nie można być i mądrą, i ładną? Czy my żyjemy w XIX wieku? Mądrych się unika, z ładnymi robi się dzieci? Kobieta ma siedzieć w domu i robić pranie? Nie może nie tylko chodzić do kosmetyczki, ale też pójść do teatru? Wychować dzieci i czytać dobre książki? Musimy wybierać? Pan Tomasz wspomina, że te samotne, zadbane trzydziestolatki tak bardzo różnią się od jego żony czy sióstr – kobiet wartościowych, bo wybrały bycie kurą domową. Serio? Upraszczam, ale pan Tomasz też upraszcza. Dla mnie żadna z nas nie ma problemu. Ani ja, ani te zahukane kury domowe.
Jeśli wybrały takie życie, to jest ich wybór. Jeśli wolą związać tłuste włosy w kucyk i bawić się z dzieckiem na dywanie, ale jeśli to jest ich wybór, a nie ich męża, to wszystko jest okej. Ja wolę w tym czasie iść do fryzjera, na wystawę, przeczytać książkę. Nie widzę problemu. Każdy wybiera to, na co ma ochotę.
Ja też nie mam ochoty spotykać się mężczyznami, którzy nie rozumieją moich potrzeb intelektualnych. I nikogo nie zmuszam do zabawiania mnie rozmową w metrze czy tramwaju. Wymagam dużo od innych, ale jeszcze więcej od siebie. To prawda, kiedy idę na randkę bardziej interesuje mnie to, co facet przeczytał w zeszłym miesiącu, niż to, co jadł na obiad w tym tygodniu. Dlaczego niby to źle? Nie wymagam, żeby każdy dyskutował ze mną o Literackiej Nagrodzie Nobla. Nie wymagam, żeby każdy chodził do teatru, był na bieżąco z kinem niezależnym.
I nikogo do niczego nie zmuszam. Kiedyś poszłam na randkę w ciemno zainicjowaną przez moją kuzynkę. Chłopak zaproponował kręgle. Myślę sobie – czemu nie. Umówiliśmy się w warszawskiej Hulakuli, jeszcze jak była w BUW-ie (w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego, przyp. red.). Pijemy piwo, rozmawiamy, gramy, jest nawet dość zabawnie. Nagle gość opowiada mi jako miejską legendę, że słyszał, że tu gdzieś jest ponoć jakaś biblioteka. Jakaś biblioteka. Zaśmiałam się, myślałam, że to żart. On mnie zapytał, dlaczego się śmieję. Mina mi zrzedła. Pomyślałam – po co mam się męczyć? Przecież poszłam na randkę dla swojej przyjemności. Jeśli od początku widać, że do siebie nie pasujemy, to po co mam udawać? Jestem tego świadoma, więc jestem
Wolę poczekać dłużej na faceta, który woli iść ze mną do Zachęty niż umawiać się z byle kim, kto woli grać w kręgle w bibliotece. Mój wybór.
Sylwia
***
"Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz na co trafisz" - ten znany cytat Forresta Gumpa, dla wielu z nas brzmi aż nazbyt znajomo. Zdarzył ci się niespodziewany zwrot w życiu? Masz za sobą albo planujesz nieoczekiwaną, wielką zmianę? A może zwykły, mały przypadek sprawił, że musiałaś obmyślić życiowy "Plan Be"? Podziel się z nami swoją historią i napisz na kobieta@agora.pl, najciekawsze historie opublikujemy i nagrodzimy.
***
Akcja #mojplanb jest połączona z premierą filmu "Plan B" Kingi Dębskiej, reżyserki hitu "Moje córki krowy". Plan B zapowiadany jest jako "historia o niełatwym poszukiwaniu miłości, o znajdowaniu sensu w relacjach z innymi i o tym, że zawsze jest nadzieja". Bohaterów poznajemy tuż przed walentynkami, w chwili, gdy w ich życiu wydarza się coś całkiem nieoczekiwanego. Sytuacje, z którymi się konfrontują, prowadzą do zaskakujących rozwiązań. Natalia, Mirek, Klara i Agnieszka spotkają na swojej drodze ludzi, którzy dają nadzieję na to, że w życiu zawsze jest jakiś plan B. W rolach głównych zobaczymy: Kingę Preis, Marcina Dorocińskiego, Edytę Olszówkę, Romę Gąsiorowską, Krzysztofa Stelmaszyka i innych. W kinach od 2 lutego.