Wyszłam za mąż za Nigeryjczyka. Było jak w bajce, ale okazało się, że on ma drugą żonę [LIST]

Aleksandra wyszła za mąż za Nigeryjczyka. Ma z nim 5-letniego syna. Na początku myślała, że złapała Pana Boga za nogi. Później okazało się, że ukochany ma drugą żonę.

Od paru tygodni urządzam się w moim - tylko moim nowym mieszkaniu i coraz bardziej przepełnia mnie radość i duma z siebie. Wreszcie podjęłam konkretne kroki i wreszcie odcinam się od tego, w czym byłam uwięziona przez prawie siedem lat.

Gdy poznałam mojego (jeszcze) obecnego męża myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi. Szczególnie po zakończonym pierwszym małżeństwie, z którego wyczołgałam się zmaltretowana nie tylko psychicznie. 

Nie miało znaczenia, że ma inny kolor skóry, że słabo mówi po polsku. Nasza znajomość rozwijała się i po roku wzięliśmy ślub. Nie oponowałam, gdy zaproponował wyjazd do Anglii. Szłam za nim jak w dym. Z tobołkami i kilkumiesięcznym synkiem pojechaliśmy na obczyznę, by żyło nam się lepiej.

Zajęta dzieckiem, później szukaniem pracy i nowym rozkładem dnia, nie zauważyłam tego, co się dzieje w naszym małżeństwie. Nigeria, rodzinny kraj mojego męża oraz jego rodzina byli oddaleni ode mnie i naszego syna o całe lata świetlne. Ale nie dla mojego męża, który był z nimi cały czas w kontakcie.

Mój zapracowany mąż, który dla nas nie miał czasu, pracował i pracował. Wszystko po to, by wysyłać pieniądze - na szkołę dla rodzeństwa, lekarstwa, operacje, nowy biznes brata, budowę domu i jego wyposażenie. Dom miał być podobno matki, a jak się później okazało, był jego drugiej żony. Wziął z nią ślub, gdy wyjechał do rodzinnego kraju na półtora miesiąca.

Nie jest teraz ważne, jak się o tym dowiedziałam i co wtedy czułam. Nie będę też opisywać, co czułam, gdy dowiedziałam się o tym, że od dnia naszego przyjazdu i urządzenia się w nowym mieszkaniu miał założone konta na kilku portalach randkowych, gdzie podawał, że jest w separacji i ma syna. 

Flirtował i wyjeżdżał z nią, obdarowując ją prezentami, a mnie wyliczał pieniądze i groził wyrzuceniem z domu, gdy nie dołożę się do wydatków. Nie opiszę także rozmowy z jego niby kuzynką, później żoną, z którą pojechał sobie wakacje oraz jak wyglądały jego tłumaczenia, przepraszanie i wciskanie mi jego prawd o obowiązkach i plemiennej tradycji, które do dzisiaj tam obowiązują. Nie umiem opisać tego, co czułam, gdy widziałam jego zdjęcia i film ze ślubu. Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego już wtedy nie wystawiłam mu walizek za drzwi i nie zakończyłam tej farsy, którą mi zgotował. Bezwiednie pomalutku dawałam sobą jeszcze przez parę miesięcy manipulować.

Pomimo że długo zbierałam się do decyzji o odejściu, to i tak jestem z siebie bardzo dumna. Z moim cudownym synkiem, (który wciąż tęskni za tatusiem), żyję teraz spokojniej, bez poczucia niepewności, rozdrażnia, które pojawiało się, gdy mąż wychodził z telefonem do drugiego pokoju lub na dwór.

Ale w końcu, z szacunku do siebie, przyszedł ten moment, że powiedziałam sobie STOP! KONIEC! Podjęłam decyzję, że odchodzę. Kilka miesięcy odkładałam tyle, ile mogłam, (bo przecież i tak utrzymywałam nasz dom ze swojej wypłaty), złożyłam wniosek na mieszkanie oraz pozew o rozwód.

Mój mąż nie rozumie mojego odejścia i decyzji o rozwodzie. Wmawia mi, że nadal mnie kocha, a to, że ma żonę w Nigerii, to tutaj nic nie zmienia. Mieszka przecież tu gdzie ja, a do Nigerii jeździ raptem dwa razy do roku.

Pomimo że dostałam od życia dwa razy nieźle w kość, to teraz coraz spokojniej patrzę w przyszłość. Trzeba spojrzeć na to, co się wydarzyło jak na nieodwołaną zmianę, która sprawiła, że będzie po prostu inaczej. Nie tragicznie, nie źle, lecz inaczej.

Ja już rozpoczęłam nowy rozdział swojego życia. Mam plany i małymi kroczkami będę je realizować. Nowa praca, powrót do dawnej pasji i jak najwięcej wspólnie spędzonego czasu z najważniejszym mężczyzną mojego życia - teraz 5-letnim synkiem.

- Aleksandra

***

"Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz na co trafisz" - ten znany cytat Forresta Gumpa, dla wielu z nas brzmi aż nazbyt znajomo. Zdarzył ci się niespodziewany zwrot w życiu? Masz za sobą albo planujesz nieoczekiwaną, wielką zmianę? A może zwykły, mały przypadek sprawił, że musiałaś obmyślić życiowy "Plan Be"? Podziel się z nami swoją historią i napisz na kobieta@agora.pl, najciekawsze historie opublikujemy i nagrodzimy.

Akcja #mojplanb jest połączona z premierą filmu "Plan B" Kingi Dębskiej, reżyserki hitu "Moje córki krowy". Plan B zapowiadany jest jako "historia o niełatwym poszukiwaniu miłości, o znajdowaniu sensu w relacjach z innymi i o tym, że zawsze jest nadzieja". Bohaterów poznajemy tuż przed walentynkami, w chwili, gdy w ich życiu wydarza się coś całkiem nieoczekiwanego. Sytuacje, z którymi się konfrontują, prowadzą do zaskakujących rozwiązań. Natalia, Mirek, Klara i Agnieszka spotkają na swojej drodze ludzi, którzy dają nadzieję na to, że w życiu zawsze jest jakiś plan B. W rolach głównych zobaczymy: Kingę Preis, Marcina Dorocińskiego, Edytę Olszówkę, Romę Gąsiorowską, Krzysztofa Stelmaszyka i innych. W kinach od 2 lutego.