Mój plan B chyba nie do końca był planem B, bo tak naprawdę chodził mi po głowie od kilku miesięcy. Był odkładany w czasie, bo wydawało mi się, że może jednak go nie potrzebuję, że może mam już temat planu B przepracowany i nie muszę jednak do niego wracać. Bo wyjazd na wakacje, bo zmiany w pracy. Aż pojawił się on.
On najpierw sprawił, że po raz pierwszy od kilku lat znów się zakochałam. On sprawił, że po raz pierwszy w życiu przekroczyłam swoją strefę komfortu i otworzyłam się przed mężczyzną. To przy nim po raz pierwszy w życiu pomyślałam, że "tak, to jest mężczyzna, z którym chcę budować swoją przyszłość, założyć rodzinę". Zachłysnęłam się szczęściem.
Nie trwało to długo, bo oto on stwierdził, że nie jest gotowy na nową relację, po czym wrócił do byłej.
Ale nie o niego tu chodzi.
Mi zawalił się świat. Z, jak to mówią, twardej babki, pełnej energii stałam się wrakiem człowieka. Do tej pory wydawało mi się, że jestem osobą twardo stąpającą po ziemi, że nic mnie nie będzie w stanie złamać, bo znam swoją wartość i potrafię odnaleźć szczęście w samej sobie. Aż tu nagle jego odejście sprawiło, że dnia na dzień, przestało cieszyć mnie cokolwiek i przez chwilę nawet moja rodzina, która do tej pory była najważniejsza, przestała jakby istnieć.
Jedynym miejscem, w którym byłam w stanie jakoś się trzymać była praca. Ale od początku wiedziałam też, że nie chcę uciekać w pracę. Nie tym razem. I będąc w takim fatalnym stanie nadal przez chwilę myślałam, że plan B nie jest jeszcze na teraz. Że owszem przystąpię do niego, ale jak trochę ochłonę i dojdę do siebie.
Po czym, trochę pod wpływem impulsu, a trochę pod wpływem rozmów z bliskimi stwierdziłam, że po co czekać aż opadną emocję, że może właśnie o to chodzi, żeby do plany B przystąpić teraz.
I tak oto mój plan B trwa. Mój plan B to psychoterapia.
Odkładana, jak już wspomniałam, od paru miesięcy, Potrzebę głębszego przyjrzenia się swojemu życiu, a przede wszystkim emocjom zauważyłam wiosną zeszłego roku w trakcie spotkań ze swoją ówczesną mentorką w pracy. Niesamowita osoba, dzięki której odkryłam wiele rzeczy. I która pomogła mi dojść do momentu, w którym dotarło do mnie, że warto przyjrzeć się, dlaczego w swoim życiu postępuję według pewnych, niekoniecznie korzystnych, schematów. Że warto zmierzyć się z emocjami, które kumulowały się we mnie przez lata. Emocjami związanymi z rodziną, z moimi relacjami z mężczyznami, z pracą. Z wymaganiami, które stawiam przed sobą, z jak mi się wydawało niewidoczną i delikatną samokrytyką.
Nie było i nie jest łatwo. Od początku psychoterapii czułam, że siedzi we mnie całe mnóstwo emocji, a nie byłam ich w stanie uwolnić. Ale nadszedł ten moment, że przyszedł płacz. Dużo płaczu. Nie pamiętam, kiedy tyle płakałam. I nie pamiętam, czy kiedykolwiek wcześniej myślałam, że płacz może świadczyć o naszej sile. Bo to jednak trzeba mieć wiele siły w sobie, żeby zmierzyć się ze samym sobą, przyjrzeć się tym wszystkim skumulowanym emocjom, które nagle zaczęły wypływać.
Moja psychoterapia nadal trwa. Wiem, że przede mną jeszcze kawał drogi. Nadal bywa trudno. Momentami czuję się jakby mnie wrzucono w nową rzeczywistość, w której dodatkowo próbuję zdefiniować siebie na nowo.
Czasami tęskni mi się do tego dawnego ja. Karoliny radosnej, twardszej, bezproblemowej, mającej poczucie, że cokolwiek się wydarzy, to dam radę. Wiem, że do tamtego nie ma powrotu. Teraz już zawsze będzie inaczej, bo pozwoliłam sobie spotkać się ze swoimi emocjami, bo nie udaje,że mnie nic nie jest w stanie złamać, bo chcę dowiadywać się, czym spowodowane są pewne schematy, które powtarzam w życiu.
To jak teraz postrzegam siebie jest mocno inne. Kiedyś łzy były dla mnie oznaką słabości, kiedyś nie potrafiłam otwarcie powiedzieć "nie daję sobie z tym dzisiaj rady". A dziś i płaczę i głośno mówię, że jest mi źle i wcale nie uważam się za słabą osobę. Mam siłę, żeby zawalczyć o siebie. Daję sobie przestrzeń i czas na to, by pracować z emocjami, by odpowiedzieć sobie na wiele trudnych pytań. I pewnie za chwilę znów będę radosna, silniejsza, pewniejsza siebie, jednak to będzie już inne niż kiedyś. Bo szczere i niewymuszone.
Karolina
***
"Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz na co trafisz" - ten znany cytat Forresta Gumpa, dla wielu z nas brzmi aż nazbyt znajomo. Zdarzył ci się niespodziewany zwrot w życiu? Masz za sobą albo planujesz nieoczekiwaną, wielką zmianę? A może zwykły, mały przypadek sprawił, że musiałaś obmyślić życiowy "Plan Be"? Podziel się z nami swoją historią i napisz na kobieta@agora.pl, najciekawsze historie opublikujemy i nagrodzimy.
Akcja #mojplanb jest połączona z premierą filmu "Plan B" Kingi Dębskiej, reżyserki hitu "Moje córki krowy". Plan B zapowiadany jest jako "historia o niełatwym poszukiwaniu miłości, o znajdowaniu sensu w relacjach z innymi i o tym, że zawsze jest nadzieja". Bohaterów poznajemy tuż przed walentynkami, w chwili, gdy w ich życiu wydarza się coś całkiem nieoczekiwanego. Sytuacje, z którymi się konfrontują, prowadzą do zaskakujących rozwiązań. Natalia, Mirek, Klara i Agnieszka spotkają na swojej drodze ludzi, którzy dają nadzieję na to, że w życiu zawsze jest jakiś plan B. W rolach głównych zobaczymy: Kingę Preis, Marcina Dorocińskiego, Edytę Olszówkę, Romę Gąsiorowską, Krzysztofa Stelmaszyka i innych. W kinach od 2 lutego.