Przeczytałam artykuł "Mężczyźni udawali, że śpią, żeby nie ustępować miejsca ciężarnej. 'Ustępują głównie kobiety'” i chciałabym podzielić się zgoła innymi doświadczeniami.
O ile całym sercem popieram zwyczaj ustępowania miejsca kobietom w ciąży, o tyle sama nigdy nie miałam problemu z mężczyznami udającymi, że mnie nie widzą lub śpią. Do tej pory to wyłącznie z męskiej strony otrzymywałam jakąkolwiek propozycję pomocy czy ustąpienia głupiego miejsca w autobusie.
Obserwuję za to mnóstwo krótkowzrocznych "świętych krów", które same zapomniały już, jak to jest być w ciąży, mieć opuchnięte kostki czy po prostu czuć się źle. Zapomniał wół, jak cielęciem był - jak podsumował jedną z moich ostatnich współpasażerek miły staruszek. Ale po kolei.
Jestem w siódmym miesiącu ciąży. Przyznaję szczerze: nie widać. Taka moja uroda, takie geny. Zwykle nie potrzebuję, żeby ktoś ustępował mi miejsca w autobusie czy metrze. Ale zdarzają mi się sytuacje, kiedy jest mi słabo, jestem skrajnie zmęczona, mam gorszy dzień. Jak każdemu, nie tylko kobietom w ciąży. I wtedy zawsze trafiam na "święte krowy". Jak pech, to pech. Oto kilka przykładów.
Sytuacja numer jeden. Jechałam metrem, czytałam książkę. Nagle słyszę kobietę, która głośno i dobitnie zwraca się do mężczyzny z dwójką dzieci w wieku szkolnym, żeby usiadł, żeby dzieci usiadły. Stanęła nade mną i zaczęła się wydzierać personalnie do mnie. Wokół siedzieli inni mężczyźni. Może się bała zwrócić im (nieuzasadnioną!) uwagę? Krzyczała, że nie wie, kto mnie wychował, że my tu w Warszawie ustępujemy miejsca bardziej potrzebującym.
Gdy powiedziałam, że jestem w ciąży, usłyszałam, że to skandal tak kłamać i że karma wróci. Kiedyś sama będę w potrzebie i nikt się mną nie zainteresuje. Dodam jeszcze, że ojciec wcale nie chciał siedzieć. Podziękował, powiedział, że dzieci są duże, nic im się nie stanie, jak postoją.
Sytuacja numer dwa. Wsiadłam do tramwaju, zajęłam miejsce oznaczone jako miejsce pierwszeństwa dla kobiet w ciąży, rodziców z dziećmi, niepełnosprawnych i starszych. Po chwili usłyszałam awanturnicę: Nie chce się wstać? Matka byłaby dumna, na pewno nie tak cię wychowała, gówniara jedna...
Podniosłam wzrok, a nade mną stała dziarską pięćdziesięciolatka, może sześćdziesięciolatka. Gdyby to była staruszka o lasce, wstałabym od razu. Ale w tym wypadku zagotowało się we mnie, spojrzałam za siebie, dosłownie dwa miejsca dalej było wolne siedzenie. Więc grzecznie, ale stanowczo odpowiedziałam: "Bardzo źle się czuję, jestem w siódmym miesiącu ciąży, nie dam rady stać". W odpowiedzi usłyszałam prychnięcie i bezczelne: "Jeśli ty jesteś w ciąży, to ja jestem królową angielską".
Wstał mężczyzna, który siedział za mną i skomentował: "Pani siada, tylko niech się pani już zamknie". Nie zamknęła się, "święta krowa" znalazła sobie koleżankę i razem z nią głośno nadawały na mój temat.
Przykłady mogę mnożyć. Ale przecież nie o to chodzi. Nie mam problemu z tym, żeby poprosić kogoś o ustąpienie miejsca, gdy go potrzebuję. Po prostu proszę i nie zdarzyło się, żeby ktoś mi odmówił.
Z przytoczonych doświadczeń wyciągnęłam dwa wnioski. Po pierwsze, noszę przy sobie aktualne usg i podtykam pod nos awanturującym się "świętym krowom", z którymi naprawdę nie mam ochoty (ani obowiązku) dyskutować. Po drugie - i tu rada dla wszystkich - strzeżcie się, nigdy nie wiadomo, kiedy spotkacie królową angielską. A, jak się okazuje, z manierami u nich bywa różnie.
Łucja
***
A jakie są wasze doświadczenia? Czy rzeczywiście przyszłym mamom nikt nie ustępuje? Podziel się z nami swoimi historiami i napiszcie na kobieta@agora.pl. Autorom opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem.