Gdynia-Katowice, odjazd 3:59
W roku 1999 lato minęło szybko. Nie byłem w żadnym związku. Nie
wiedziałem, co z sobą zrobić, wiec poszedłem na studia. Kuzyn doradził mi: idź tam gdzie jest konkurs świadectw. Tak też zrobiłem i dostałem się do Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni.
Nie miałem innego pomysłu, więc pojechałem do Gdyni, na drugi koniec Polski. Studentem byłem przez tydzień. Zadzwoniłem w międzyczasie do kuzyna, a on mówi do mnie: Paweł, przyszedł polecony z politechniki, że jest dla ciebie miejsce. Podpisałem za ciebie, że rozpoczynasz studia.
Wtedy istniały już e-maile i komórki, ale nie było jeszcze ani YouTube, ani Facebooka. Zresztą do tej pory uznaję tylko e-maile, reszta do szczęścia nie jest mi potrzebna. Więc biorę, co swoje z gdyńskiego akademika i tylko niektórym mówię, że już mnie nie zobaczą. Wstaję w środku nocy i idę na stację w Gdyni. Kupuję bilet Gdynia-Katowice. Pociąg odjeżdża o 3:59.
Początek trasy, środek nocy, siadam w przedziale. Przychodzi jeszcze jakaś Kobieta, do której mówię: Proszę bardzo, miejsce wolne. Przedział w 2 klasie jest pusty. Rozciągam się na całej długości. Pani, która jedzie ze mną, rozciąga się naprzeciwko. Pociąg rusza. Pasażerowie zasypiają. Rano jakiś kasownik od biletów wlazł i coś mrucząc wziął bilety. Oddał i już był koniec spania.
Pani z naprzeciwka na pewno ma więcej lat niż ja, ale tylko jej oczy zdradzają, że jest starsza. Kształty ma jak warszawska syrenka. Gadamy o banałach, jak to w podroży. Ona wraca od rodziny. Potem dowiaduję się, że ma syna, ale z mężem nie jest. Ona w 1999 roku miała pewnie tyle lat, ile ja mam dziś, w 2018 roku.
Ludzi w przedziale przybywa. Pani wychodzi na korytarz. Ja też wychodzę, ale zanim to zrobię, na końcu gazety, którą czytała, piszę jej mój numer telefonu oraz swoje imię. Domowy, nie miałem wtedy komórki i nawet nie pamiętam, czemu. Ona zresztą też nie miała. Wychodzę na chwilę na korytarz, mówiąc znajomej-nieznajomej, co napisałem jej na odwrocie gazety. ”Jakbyś miała jakieś problemy z komputerem” - tak jakoś to sformułowałem.
Wysiadłem przed Katowicami i od razu poszedłem do dziekanatu nowej uczelni. Tak, miejsce jest, w poniedziałek pierwsze zajęcia na politechnice.
Po krótkim czasie zadzwoniła do mnie ona. Jola. Mieszkała w południowej części Katowic. Pamiętam nazwę ulicy. Jechałem do niej miejskim Ikarusem z sąsiedniego miasta. Sprawdziłem, a której mam ostatni kurs powrotny - po 22. Więc albo wrócę ostatnim tego dnia albo hmmmm... pierwszym rano....
Pijemy wino, gadamy, jesteśmy tylko ja i Ona. Jest między nami duża różnica wieku, jej syn ma chyba 7 lat mniej niż ja. Oczywiście go nie ma, Jola pomyślała o wszystkim. Nikt nam nie przerywa naszego czasu, tylko jakieś pismo z administracji przynieśli. Ale to tylko chwila.
Nasze ręce kleją się do siebie i ciała tez. Ona po rozwodzie, je bez partnerki. Tyle że taki gówniarz przy niej jestem, ale nie myślę o tym. Dalej jesteśmy ubrani, ale z każdą godziną coraz bliżej siebie. Pytam wprost: Jola, ostatni autobus mam po 22, potem już nic aż do rana, a wiesz, że nocą bezpiecznie nie jest. “Dziś nie zostawaj, bo to mogłoby się źle skończyć” - odpowiada.
Pamiętam, ze lubiła góry i wycieczki górskie. Pytała, czy chciałbym się na coś takiego z nią wybrać. Pieszczoty i pocałunki skończyły się o 22. Cały czas byliśmy ubrani, ale oboje poznaliśmy swoje kształty bardzo dobrze. Jola jest lekka jak piłeczka. Mógłbym ją nosić po górach.
Trzeba złapać ostatni autobus, zgodnie z zaleceniem gospodyni domu. Rozstajemy się na dziś. Wracam i myślę nad tym wszystkim dniami i nocami. Ona po przejściach, ja niewiele starszy od jej syna, którego nie widziałem.
Dzwoni pewnego dnia, czy byśmy gdzieś w góry nie pojechali, ale zasłaniam się początkiem studiów. Nie, w ten weekend nie mogę. Wiem, że dzwoniła jeszcze raz, ale wtedy mnie nie było i ten sam kuzyn odebrał. Spytała go, czy wróciłem go Gdyni. Kuzyn chyba powiedział jej prawdę, że jestem tu, na miejscu.
Nie miałem odwagi zadzwonić do Joli. Nie chciałem dalej tego ciągnąć. I choć to jeszcze naprawdę się nie zaczęło, wiem, że pewnie zaangażowałbym się w związek 25-latka z 40-tka. Nie chciałem ranić jej ani mojego serca.
Wiem, że zrobiłem dobrze. Moja siostra lat czterdzieści kilka poznała gościa 26-letniego, z którym zaszła w ciążę. Jej starszy syn ma 20 lat. Związek nie przetrwał nawet roku i teraz jest samotną matką.
O mojej przygodzie nie wiedział nikt poza mną, Jolą i tym kuzynem. Teraz wie ileś osób więcej. Jola teraz może nawet jest blisko emerytury. I oby była dla niej spokojna.
Myślę, że zrozumiesz, Jola, dlaczego nie pojechaliśmy wtedy w góry i nastąpiła cisza w eterze. Po prostu bałem się zakochać w dużo starszej kobiecie, a jeszcze by mi twój syn może czasem chciał twarz wyprostować z mamy krzywdy.
Politechnike skończyłem. Chciałem zostać w Polsce, ale splotło się kilka rzeczy tak, że wyemigrowałem. Mieszkam na innym kontynencie z calą rodziną, daleko od Polski.
Tak, to pisałem ja. Moje imię zostanie pominięte.
Czytelnik
Autor listu otrzymuje pierwszą nagrodę w naszym konkursie na list opisujący wakacyjny romans. Dziękujemy i gratulujemy!
Jeśli chcecie podzielić się z nami swoją historią - miłosną lub inną - piszcie! Adres: kobieta@agora.pl. Opublikowane listy nagradzamy książkami.