Zauważyliście, że ostatnio pojawił się zupełnie nowy gatunek kobiet? Mają tyle cech wspólnych, że na własne potrzeby nazywam je w myślach "homo hialurons" (w nawiązaniu do kwasu hialuronowego i medycyny estetycznej).
Ostatnio leciałam z mężem na wakacje z pięcioma takimi "nadkobietami". Wszystkie miały długie, proste włosy, którymi bawiły się, co rusz gładząc końce pukli oraz długie i bardzo gęste rzęsy, w niektórych przypadkach znacząco utrudniające poruszanie powiekami i zawężające pole widzenia.
Do tego doszły jeszcze zmienione wypełniaczami i botuliną rysy twarzy. Były więc wzdęte dzióbki zamiast ust, kości policzkowe wyglądające jak bułeczki, smukłe noski, które marszczą się przy próbach uśmiechu (efekt unieruchomienia mięśni twarzy).
Kierując się niżej w kierunku południowym, miałam do czynienie z obfitym, ale nieulegającym sile grawitacji biustem, wąską talią, kształtną pupą i długimi szponami w kształcie migdałków.
Kiedy stojąc w kolejce do odprawy, złapałam wielce zainteresowany wzrok mojego męża, lustrujący grupkę rozbawionych kobiet z gatunku "homo hialurons", postanowiłam męża oświecić. Tym bardziej, że sama jestem dumna z tego, że jadę przez życie bez wspomagaczy, implantów i przedłużaczy kobiecości. Zdecydowałam, że czas na zimny prysznic i zderzenie męża z brutalną prawdą.
- Wiesz, że one mają doczepione włosy - demaskację zaczęłam od samej góry.
- Yyy, ale jak to? Peruki mają? - dopytał, szczerze zdziwiony.
- Nie, naturalne włosy doczepione pasmami u nasady, schowane pod ich własnymi włosami. Widzisz te przezroczyste koraliki u tej we włosach spiętych w motek?
- O, rzeczywiście! - zaimponowało mu moje śledztwo.
- Rzęsy też mają doklejone - kontynuowałam z rozbawieniem. Do prawdziwej rzęsy sztuczną - dłuższą i grubszą. Paznokcie też są sztuczne. Akrylowe, pomalowane lakierem hybrydowym, który trzeba usuwać acetonem na wacikach owiniętych wokół palców i dodatkowo srebrną folią. I usta mają powiększone. A w policzkach wypełniacze, żeby kości policzkowe mocno podkreślić. Czoła i okolice oczu wyprasowane botoksem...
- A biust? - mąż nie dowierzał.
- A jak myślisz? - zapytałam retorycznie, znacząco przewracając oczami. - A ta w klapkach z futerkiem, co chyba szortów zapomniała założyć, to ma jeszcze szkła kontaktowe zmieniające kolor tęczówki.
- Nie... - mąż miał już dość tej prawdy.
- Tak! - byłam bezwzględna.
Aż trudno mi uwierzyć, że mężczyźni łapią się na urodę, na której efekt miała wpływ tak duża ingerencja lekarzy medycyny estetycznej. Żeby utrwalić nowo zdobytą przez mojego partnera wiedzę, odpaliłam jeszcze jeden z plotkarskich portali, żeby pokazać "metamorfozy" dziewczyn występujących w programach typu reality show.
Jak wysiadaliśmy z samolotu, inaczej patrzył na wspomagane piękności. Czuję się trochę, jakbym powiedziała mu, że święty Mikołaj nie istnieje. Ale też czuję się jak adwokat kobiet, które wyglądają po prostu normalnie. Panowie, nie bądźcie naiwni, zachwycając się kolejny raz (sztuczną) urodą koleżanki.
N.
Wasze historie, rozterki czy opinie na różne tematy są dla nas ważne. Czekamy na Wasze listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.