Od kilku tygodni moja rodzina żyje zaskakującą informacją. Kuzyn Janek się rozwodzi. I to rok po ślubie. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że on i jego narzeczona tworzą idealny związek. Wydawałoby się, że mają przed sobą wspaniałą przyszłość. Życie napisało jednak inny scenariusz.
Nie krytykuję wyborów mojego kuzyna ani jego żony, bo przecież nic mi do tego. Ta sprawa przypomniała mi jednak o pewnym problemie sprzed kilku lat.
Gdy poznałam mojego męża, miałam 29 lat, a on 44. Nasz związek ze względu na różnicę wieku od początku wzbudzał ogromne zainteresowanie. Nigdy wcześniej w żadnej sprawie nie usłyszałam tylu tak zwanych "dobrych porad". Wiele osób odradzało mi ten związek. Jeszcze inni pytali, czy nie przejmuję się tym, co pomyślą o nas inni. - Znajdź sobie lepiej kogoś w swoim wieku - powiedziała mi pewnego razu moja babcia.
Ja jednak wtedy postanowiłam się tym zupełnie nie przejmować. W końcu to moje życie, a nie babci, czy wujka i nikt go za mnie nie przeżyje. Pięć lat po ślubie zupełnie nie żałujemy tej decyzji.
Dla mnie różnica wieku w związku nie jest żadnym problemem. Mam za sobą kilka nieudanych związków z rówieśnikami. Dlatego wiem, że to nie wiek jest gwarancją udanej relacji, a to, jaki jest ten drugi człowiek i jak się z nim dogadujemy.
Dlaczego więc różnica wieku między partnerami nadal wzbudza takie zdziwienie (a wręcz czasami oburzenie)? Czy jedyna słuszna droga, to związek osób w tym samym wieku? Jak pokazuje przykład mojego kuzyna, który właśnie rozwodzi się z równolatką - niekoniecznie.
***
Wasze historie i opinie są dla nas ważne. Czekamy na Wasze listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.