Rodzice zmuszają mnie do zorganizowania wesela. Mama zaczęła za mnie układać listę gości. Wyobrażam sobie, jaką histerię urządzi

Odkąd pamiętam, nie pociągały mnie huczne zabawy na trzysta osób, biała, koronkowa suknia, welon, i spotkania z ciotkami z zagranicy, których nawet nie kojarzę. Nie mówiąc już w ogóle o rzucaniu bukietem, oczepinach, wodzireju weselnym i tych wszystkich zabawach, które po prostu wywołują u mnie odruch wymiotny. Wesela nie są imprezami w moim klimacie, nigdy nie były i nie będą. Całe szczęście mój narzeczony podziela to zdanie. Czego niestety nie mogę powiedzieć o mamie i tacie - pisze Nina w liście nadesłanym do naszej redakcji.
Zobacz wideo Zobacz wideo: Lili Antoniak wspomina tropikalny ślub: Gdyby wiedzieli, to by nie przyjęli tego zlecenia

Więcej listów do redakcji znajdziesz na Gazeta.pl

Mateusz oświadczył mi się około rok temu, ale nie śpieszyliśmy się ze ślubem. Od początku wiedzieliśmy, że chcemy zrobić to po swojemu, i że nie spodoba się to naszym rodzicom. Najbardziej chcielibyśmy po prostu pójść we dwójkę do urzędu cywilnego, podpisać co trzeba i cieszyć się swoim towarzystwem. A kasę (której trochę zaoszczędziliśmy) przeznaczyć na fantastyczną podróż! Myśleliśmy już o tournée po Azji: backpacking w Wietnamie, Laosie, Kambodży, Tajlandii... no właśnie, wszystko fajnie, gdyby nie moi rodzice.

Z weselami mam najgorsze skojarzenia. Pijani wujkowie, disco-polo, tłuste jedzenie i obcałowujące mnie wyżej wspomniane ciotki, z którymi nic mnie nie łączy. To te rodzinne, ale u moich znajomych wcale nie było lepiej. Byłam świadkową na ślubie mojej najlepszej przyjaciółki, pomagałam w organizacji wieczoru panieńskiego i oczywiście wesela. To, co Daria przeżyła podczas przygotowań, to istny koszmar. Wydała ponad dwa tysiące złotych na sukienkę, to raz. Każdy weekend z głowy - bo przecież trzeba jeździć i sale oglądać. To samo z dekoracjami, menu, deserami, fotografem - jednym słowem mnóstwo roboty tylko po to, żeby pobawić się jedną noc. Finalnie wydali z mężem coś ponad 25 tysięcy złotych. Niektórzy powiedzą, że to i tak nie jest najgorzej (nie dla mnie!). Ale jak na fakt, że zdążyła jedynie pokręcić się w niewygodnej kiecce i kilka razy zdenerwować na obsługę albo wtryniających się we wszystko rodziców, to moim zdaniem jednak zbyt wysoki koszt.

Ale do rzeczy. Odkąd moja mama dowiedziała się o zaręczynach, nie ma dnia bez telefonu od niej. "A wybraliście już salę?", "Masz już sukienkę? Może pojedziemy razem powybierać, co?". Na początku na moje wymijające odpowiedzi (że teraz jest mała dostępność tych sal, nie ma nic ciekawego, itp.) potrafiła odpowiedzieć, że "jak ktoś chce, to wszystko znajdzie" i "dla chcącego nic trudnego". Załamać się można było...

Za mnie zaczęła układać listę gości. Jak usłyszałam przez telefon, że "Agatkę trzeba zaprosić z Michałem koniecznie, teraz im się drugie dziecko urodziło" więc może pomyślmy o zatrudnieniu animatora dla dzieci, bo przecież nie tylko oni przyjdą z maluchami... Rzucała poleceniami od koleżanek, dotyczących DJ-ów, kapel, wodzirejów. Tata jest nieco mniej zaangażowany, ale nie wyobraża sobie ślubu bez zabawy dla całej rodziny, i to w dodatku w mojej rodzinnej miejscowości - nic innego nie wchodzi w grę. Moi rodzice są oczywiście wierzący, ja i Mateusz nie, więc czeka mnie jeszcze przeprawa dotycząca ślubu kościelnego, na który również naciskają...

Jak już wspominałam, nigdy nie chciałam mieć wesela. Moglibyśmy pójść na kompromis i np. urządzić małe, kameralne przyjęcie dla najbliższych w jakiejś fajnej restauracji. Kiedy rzuciłam taką sugestię, mama zareagowała jak oparzona. - Do restauracji możesz sobie pójść zawsze, a ślub się bierze raz w życiu - stwierdziła. Potem oskarżała mnie o to, że "wstydzę się swojej rodziny" i że "łamię jej serce". Zwykły, emocjonalny szantaż. Rodzice zmuszają mnie do zorganizowania wesela, a ja nie mam na to najmniejszej ochoty. Chcą się dołożyć finansowo, ale nie zamierzam z tego skorzystać. Czuję się, jakby to miała być wielka impreza dla nich.

Mimo wszystko podjęłam już decyzję i weźmiemy z Michałem ślub sami, obecni będą tylko świadkowie - jego najlepszy kumpel i moja młodsza siostra. Już sobie wyobrażam, jaką histerię urządzi moja mama, gdy tylko się dowie. Ale to nasz dzień, mój i Mateusza. Spędzimy go tak, jak chcemy.

Nina

***

Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.

Więcej o: