Wszyscy na ślubie życzyli jej dzieci, których nie chce mieć. "Najlepiej całego stadka słodkich bachorków"

Wesele mieliśmy pół roku temu i ogólnie byłam z niego bardzo dumna. Bawiliśmy się świetnie, niestety momentami atmosferę psuła moja rodzinka. Głównie mama, tata i wujek Andrzej z ciocią Agatą - siostrą mojego ojca. Już przed ślubem zresztą zachowywali się podobnie. Moja rodzina ubzdurała sobie, że sprowadzimy na świat co najmniej trójkę dzieci. Co wkurza mnie podwójnie, ponieważ doskonale wiedzą, jakie poglądy mam na ten temat ja i mój dopiero co poślubiony mąż - pisze w liście nadesłanym do naszej redakcji 30-letnia Tamara.
Zobacz wideo Zobacz wideo: Lili Antoniak wspomina tropikalny ślub: Gdyby wiedzieli, to by nie przyjęli tego zlecenia

Więcej listów do redakcji znajdziesz na Gazeta.pl

Odkąd zaczęliśmy się z Kacprem spotykać, wiedzieliśmy, że niespecjalnie poczuwamy się do roli rodziców. Jesteśmy razem sześć lat i od tamtej pory to się nie zmieniło. Wiedzieliśmy jednak, że chcemy się pobrać. I mieszkać pod miastem z psem oraz kotem. Udało nam się kupić działkę na kredyt, kończymy teraz budowę niewielkiego domu. Tak więc na marzenia nie narzekamy, można powiedzieć, że spełniają się jedno po drugim.

Ale oczywiście według mojej mamy życie we dwójkę bez dzieci nie ma sensu. "Pies i kot to będzie wasza rodzina?" - ironizowała w każdej wolnej chwili. Oczywiście argumentów ze szklanką wody na starość nie zliczę. Dzielnie i konstruktywnie odpierałam ten zmasowany atak, ale wtedy zaczynał się szantaż emocjonalny. Ze szklistymi oczami powtarzała, jak bardzo nie wyobraża sobie tego, że miałaby nigdy w życiu nie wziąć swojego wnuka na ręce. - Zobaczysz, jak będziesz stara, będziesz gorzko żałować. Albo skończysz jak Irenka, wiesz, ta spod siódemki... Nie miała z mężem dzieci i baaardzo jest nieszczęśliwa, biedna... Obudziła się z ręką w nocniku! - próbowała mi wmawiać, choć ja dobrze znam Irenę i wiem, że co roku lata z mężem na wakacje w egzotyczne miejsca i ogólnie na niezadowolonych nie wyglądają.

Na szczęście mieszkamy daleko od moich rodziców i nie widujemy się zbyt często, ale kiedy już do tego dochodzi, za każdym razem pojawiają się dyskusje o dzieciach. Abstrahując już od tego, że to po prostu nie ich sprawa, to denerwuje mnie to, że mama myśli, że takim gadaniem może jakkolwiek na mnie wpłynąć. Na naszym ślubie przeszła samą siebie. Oczywiście najlepszą okazję miała podczas składania życzeń.

- Piękni moi, ja wiem, że to wasz dzień i nie chcę wam tu smęcić. Ale wiecie, czego ja wam życzę... Dzieci to największy dar, największe błogosławieństwo! Żebyś, Tamarciu, się przekonała, że to sama radość, duma. Im więcej tym lepiej, my z tatą pomożemy! - perorowała, obcałowując nas po policzkach.

- Kochani, dzieci, dzieci, jeszcze raz: dzieci! Najlepiej całego stadka słodkich bachorków, żeby wujek z ciocią mogli odwiedzać maluchy. Od razu bierzcie się do roboty! - rechotał z kolei wujek Andrzej, poklepując po ramieniu mojego męża. Miałam ściśnięte gardło, bo nie znoszę takich tekstów, zwłaszcza że wujek wie, że nie planujemy powiększać rodziny. Na końcu języka miałam odpowiedź, że jak wujek tak bardzo życzy sobie dzieci, to niech bierze się do roboty. No ale powstrzymałam się, bo wybuchłaby kłótnia.

Dalsza rodzina, babcia, rodzeństwo mojego męża, jego rodzice... nie byli lepsi. Dosłownie wszyscy na ślubie życzyli nam dzieci. Puszczali oczka, komentowali, że "dobrze, że się pobieramy, bo to już czas najwyższy", ale "z dzieciaczkami tak nie zwlekajcie". - Już się nie mogę doczekać, aż poniańczę swojego wnusia! - świergotała matka Kacpra. Miałam ochotę momentami po prostu zniknąć. I z trudem opanowywałam złość.

Wujek nie dawał za wygraną i kontynuował temat przy stole. Zaczął rozwodzić się nad tym, że o pierwsze dziecko to najlepiej już od razu po ślubie zacząć się starać, bo "w waszym wieku, kochani, to już nie będzie takie łatwe, hehe" (mamy po 30 lat). Myślałam, że wybuchnę, słuchając tych aroganckich komentarzy. Wtórowali mu oczywiście moi rodzice.

Pomyślałam, że jeśli moja rodzina nie rozumie prostych komunikatów, które usiłuję im przekazać, będę te wszystkie komentarze o dzieciach olewać - brzmi prosto, ale proste wcale nie jest. Choć na razie całkiem dobrze mi idzie. Trzymajcie kciuki.

Tamara

***

Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.

Więcej o: