Minister zdrowia Republiki Irlandii - Simon Harris - zapowiedział, że w styczniu 2019 roku skończą się prace legislacyjne nad zmianami w prawie dotyczącym aborcji. Podczas spotkania z przedstawicielami ruchów pro-choice przyznał, że czuje ogromny żal, że kobiety z Irlandii Północnej nie mają dostępu do możliwości zakończenia ciąży.
W Irlandii aborcja jest nielegalna, a można ją wykonać jedynie, kiedy istnieje zagrożenie zdrowia lub życia kobiety. Kobieta musi urodzić dziecko z wadami letalnymi, poczęte z gwałtu czy czynu kazirodczego, kiedy jest nieletnia.
Nie ma konkretnych opisów krytycznych zagrożeń, dlatego lekarze odmawiają terminacji ciąży - nawet w przypadkach, które spełniają te kryteria. Za nielegalną aborcję grozi nawet dożywocie. Według oficjalnych statystyk legalnych aborcji między 2006 a 2012 przeprowadzono w Irlandii 262.
Terminacji można dokonać do 12. tygodnia ciąży i przy pomocy tabletek. Kobiety ciąże usuwają - jeżdżą w tym celu do Walii i Anglii. W zeszłym roku z turystyki aborcyjnej miało skorzystać nawet 4000 kobiet, choć liczba ta może być zaniżona.
W wyniku majowego referendum 66,4 procent Irlandczyków opowiedziało się za złagodzeniem restrykcyjnego prawa aborcyjnego. Ewentualne zmiany nie obejmują jednak kobiet w Irlandii Północnej. Minister zdrowia Irlandii zapewnia jednak, że na złagodzeniu prawa skorzystają także i one. Aborcja będzie dla ich legalna w Republice Irlandii, będą jednak musiały za nią zapłacić.
Na złagodzenie przepisów antyaborcyjnych w Irlandii Północnej jej mieszkanki nie mają co liczyć. W Irlandii Północnej rządzą Partia Konserwatywna i Demokratyczna Partia Unionistyczna. Tę drugą znawca brytyjskiej polityki Robin Wilson wprost nazywa: grupą bigotów, ksenofobów, homofobów i izolacjonistów. Niektórzy z członków ugrupowania kwestionują fakty związane ze zmianą klimatu i ewolucją.