Poniższa historia pochodzi z książki Daphne de Marneffe "Sztuka życia razem".
Martha i Aron przyszli do mnie po tym, jak Aron wdał się w romans z kimś z pracy. Koleżanka, która mu się podobała, zaczęła rozmawiać z nim w zaufaniu o swoim nieudanym małżeństwie. Iskrzyło między nimi w sferze seksualnej. Na dorocznym zjeździe oboje się upili, a potem przez sześć miesięcy spotykali się w hotelu w pobliżu ich miejsca pracy. Martha znalazła ich esemesy w telefonie Arona i zrobiło się jej niedobrze. Zagroziła odejściem.
Aron przyznał się do wszystkiego i przeprosił, spanikowany, że mógłby stracić ją i dwoje dzieci. Początkowo obwiniał wszystkich wokół - twierdził, że został uwiedziony, potem przez krótki czas próbował zrzucać winę na Marthę, na to, jaka była spięta, jak trudno było mu odpocząć przy niej od poczucia odpowiedzialności.
Kiedy przyszli do mnie po raz pierwszy, mieli za sobą tydzień łez, przyprawiającej o mdłości dezorientacji i prawdziwego nieszczęścia. Najgorsza burza już przeszła - rozmawiali, a nie tylko płakali i krzyczeli - lecz czuli się wyczerpani, zakłopotani, zagubieni i nie widzieli przed sobą drogi.
. Rys. Shutterstock Rys. Shutterstock
Podczas naszego pierwszego spotkania zaskoczyła mnie wyrozumiałość Marthy, szczupłej, poważnej trzydziestodziewięciolatki o pięknych oczach. Ich synek miał dziesięć, a córeczka osiem lat. Martha zrezygnowała z pracy dwa lata wcześniej, gdy u córki zdiagnozowano zespół Tourette'a. "Pomaganie jej w radzeniu sobie z lękiem to praca na pełen etat", powiedziała. Sytuacja córki była dla niej ważna, nawet w bieżącym kontekście, co pokazywało, jak bardzo ją wyczerpywała. Zorientowałam się, że pozorny spokój to jej sposób na trzymanie się w garści w sytuacji napięcia.
Aron stanowił jej przeciwieństwo. Czterdziestojednolatek z marniejącym wysportowanym ciałem emanował niespokojnym wigorem, który w innych okolicznościach mógłby uchodzić za niesforny urok. W obecności Marthy zachowywał się niepewnie, lękliwie, ale wyczuwałam w nim również nutę zniecierpliwienia.
Gdy mówił, wyraźnie dawał do zrozumienia, że nade wszystko pragnie zostawić przeszłość za sobą, wrócić do normalności.
- Ciężko mi tak tu siedzieć, nie wiedząc, co myślisz - zwrócił się do mnie. - Pewnie uważasz, że jestem łajzą. - Zaśmiał się niestosownie do sytuacji. Oczy mu lśniły i patrzyły czujnie. Zastanawiałam się, dlaczego tak szybko przejął się moją opinią. Czułam presję, żeby dać mu spokój. - Jeśli mam być szczery, moim największym problemem w tej chwili nie jest to, że się wygłupiłem - ciągnął. - Tylko to, że nie czuję się d o b r z e ze sobą. Nie jestem sobą już od pewnego czasu. Szczęśliwy facet, którym byłem, gdzieś zniknął. - Może cała ta sytuacja wpłynęła na twoje samopoczucie - podsunęłam. - A może brak wiedzy o tym, dlaczego to zrobiłeś, sprawia, że odczuwasz lekki niepokój? Popatrzył na mnie.
- Wiem, dlaczego to zrobiłem. Byłem egocentryczny. Nadarzyła mi się okazja, więc ją wykorzystałem. Nie chcę szukać wytłumaczenia swojego zachowania. - Aronowi bardzo zależało na tym, żeby ów epizod nic nie znaczył, z wyjątkiem tego, że był egoistycznym i powodowanym seksem "facetem" - łajzą. Po kilku takich wymianach zdań zrozumiałam, że Aron chciał wziąć odpowiedzialność na siebie, i podziwiałam jego dążenie do bycia szczerym. Tylko że kiedy ktoś tak bardzo jak Aron chce przyznać się do winy, a nawet skazać na potępienie, zastanawiam się, czy przypadkiem nie ma w tym drugiego dna, na myśl o którym ogarnia go jeszcze większe przerażenie. Bycie "egocentrycznym" i "owładniętym seksem" wydawało się dla niego relatywnie komfortowym obrazem. Oznaczało, że popełnił błąd, w sposób typowy dla "faceta", i nie musiało to mieć związku z czymś więcej. Ta chwila słabości nie wstrząsnęła niczym od podstaw i mógł powrócić do normalności.
W zdradzie zawsze o coś chodzi Rys. Shutterstock Rys. Shutterstock
- To, jak na siebie patrzysz, nie tłumaczy w pełni jednej rzeczy. Dlaczego teraz? Skoro to był przejaw męskiego egocentryzmu, dlaczego nie robisz tego co miesiąc albo co najmniej raz w roku?
Moje pytanie wyraźnie go zdenerwowało, ale uznał, że współpraca może być lepszym rozwiązaniem.
- Dobre pytanie. - Nie wiesz, co to oznacza - odezwała się Martha. - Ja też tego nie wiem, a dopóki nie postaramy się tego zrozumieć, będziemy się ślizgać po powierzchni.
I właśnie na tym poziomie Aron pragnął pozostać. Chciał wierzyć, że "to było nic", by chronić Marthę przed bólem (choć wiedział, że już wyrządził jej krzywdę) i przekonać samego siebie, że nie działo się nic poważniejszego, że może wrócić na właściwe tory bez głębszego rozgrzebywania sprawy lub rekonstrukcji. Mój ogląd sytuacji ograniczała moja perspektywa, bo przecież patrzyłam na nich jako na parę. Niemniej wyczuwałam w Aronie więcej emocji, silniejszy konflikt, niż chciał się do tego przyznać. Ewidentnie uważał, że postąpi słusznie, jeśli ponownie zaangażuje się całym sercem w małżeństwo. Chciał wrócić do swojej starej historii. Tylko że ona zmieniła się nieodwracalnie - trafili do niej nowi ludzie i nowe emocje. Jedyną szansą dla niego było znalezienie nowej historii, a w tym celu musiałby wykorzystać chaos do głębszego zrozumienia siebie i swoich związków.
Stopniowo odkrywałam, że za fasadą szukającego doznań "męskiego faceta" kłębiły się pogmatwane uczucia. Życie rodzinne - stresy związane z pracą, niekończące się listy rzeczy do zrobienia w weekend, pełne napięcia dyskusje o dzieciach - zabrało mu czas, który niegdyś wykorzystywał na spuszczenie pary, i w rezultacie walczył z lękiem i zrobił się wybuchowy. W przeszłości hulanki z przyjaciółmi i flirty z kobietami pozwalały mu utrzymać dobry nastrój. Teraz, nawet jeśli nadarzała się okazja, odwracała jego uwagę tylko na moment i zaczął już docierać do granic swoich sprawdzonych rozrywek. Zewnętrzne rozwiązania nie były teraz tak efektywne jak dawniej, a presja, by panować nad swoim wnętrzem, wzrosła. Niemniej dezorientacja, jaką wywoływały próby zbliżenia się do jego wewnętrznego świata, była impulsem do powstawania kolejnych taktyk ucieczki.
Aron znalazł się niemal na skraju możliwości - nie zrujnował swojego małżeństwa, ale był tego bliski. Nie lubił mówić o sobie. Nawet pominąwszy jego bieżącą sytuację, zmierzenie się z emocjami z przeszłości wydawało mu się niemożliwe. Jak mógłby wyzwolić się spod wpływu, jaki miały na jego duszę zmienne nastroje matki, spod chronicznego ciężaru i strachu towarzyszącego radzeniu sobie, pocieszaniu się i dbaniu o to, by nie być dla niej problemem - co oznaczało ukrywanie swoich potrzeb przed wszystkimi, także przed sobą samym? Jak mógłby pogodzić się z chłodem ojca? Ewidentnie był podatny na branie na siebie odpowiedzialności za kobietę swojego życia. Gdy zawodził żonę, a oboje zgadzali się, że robił to często, czuł wstyd, po którym przychodziła złość i chęć podbudowania samooceny za pomocą innych sposobów. Odgrywał wesołą, powierzchowną, pocieszającą rolę dla żony, równocześnie folgując sobie za jej plecami.
Gdyby mógł sprawić, że to będzie się zawsze sprawdzało, pewnie podjąłby próbę. Lecz kryzys wieku średniego zmusza nas do odkrywania głębszej prawdy, nawet jeśli staramy się temu przeciwstawić. Martha, jak się dowiedziałam, miała jeszcze trudniejsze dzieciństwo. Ojciec rzadko bywał w domu, a jego romanse, rzekomo "ukrywane", stanowiły upokarzającą rzeczywistość. Rodzice rozwiedli się, gdy miała dwanaście lat. Od tamtej pory miotała się między lojalnością wymuszaną przez matkę i pragnieniem, by przyciągać uwagę ojca. Po opuszczeniu domu i wyjeździe na studia znalazła pomocnych mentorów i dobrze sobie radziła. Odejście z pracy, by zająć się problemami córki, odczuła jako cios i stratę; nie mogła się po tym w pełni pozbierać. Martha czuła się głęboko skrzywdzona i była zła na Arona.
Równie mocno niepokoiło ją coś, co nazywała "problemem swojego Billa Clintona".
- Martwi mnie zazdrość seksualna, ale jeszcze bardziej poruszyło mnie to, że Aron mnie okłamał i nie umiał panować nad sobą. Nie potrafię go szanować.
Wciąż czuła, że go kocha, i chciała utrzymać rodzinę, tylko że zgasł w niej płomień zachwytu. Wyobrażała sobie przygnębiającą przyszłość życia obok siebie, z wypalonymi ideałami. Czuła się również zdezorientowana z powodu czegoś, co zaskakuje wiele par, które mają na swoim koncie romans partnera: ona i Aron nagle zaczęli czuć ogromny pociąg do siebie. Urzekło mnie zainteresowanie Marthy kwestią "dlaczego". W przeciwieństwie do Arona nie próbowała tłumić swoich myśli ani ukrywać ich konsekwencji.
- Mogłabym ulec pokusie i stwierdzić, że seks wynika z ulgi, bo przecież go nie straciłam, ale nie wierzę w to - wyznała. - Nie uważam też, że go odzyskałam w jakiejś zwierzęcej rywalizacji. To jest coś dziwniejszego. Zdobyłam nową wiedzę na temat tego, kim on jest w oddzieleniu ode mnie, jakby stał się nieznajomym. Mam wrażenie, że chodzi tu o coś głębszego niż tylko nasze osobowości.
Gdy spotykam się z parą po tym, jak jedno z partnerów miało romans, w powietrzu wiszą dwa pytania: "Czy oboje chcecie wrócić?" i "Do czego chce wrócić każde z was?". Romanse dotykają tak wielu kwestii w przypadku pokrzywdzonego partnera: nadużycia zaufania, seksualnej zazdrości, poczucia odrzucenia, traumatycznego zaskoczenia, nagłego zagrożenia pojmowania rzeczywistości, bolesnego pytania, co robić dalej. Niewierni partnerzy, którzy jeszcze nie odeszli, wpadają w panikę. Przepraszają rozpaczliwie, wyrażają skruchę, błagają o kolejną szansę. Starają się opatrywać rany drugiej strony, ale nierzadko sami też czują się tak, jakby potrąciła ich ciężarówka. Pragną się wytłumaczyć, niemniej często nie rozumieją tego, co się właśnie wydarzyło i dlaczego zrobili to, co zrobili. Ich historia staje się zbyt skomplikowana, by dało się ją opowiedzieć.
Mijają miesiące, czasami lata, na próbie zaabsorbowania traumatycznego wstrząsu, dostrzeżenia sensu w wydarzeniach i określenia, jak żyć dalej. Proces dochodzenia do siebie rzadko kiedy przebiega linearnie i niekiedy następuje potworny okres spokoju. Zraniona strona wciąż reaguje gwałtownie (małżonek się spóźnia, z niewyjaśnionych powodów kupił nową bieliznę, w telewizji pokazują film o striptizerkach - czyż nie robią tego zawsze?), a strona niewierna zaczyna się czuć coraz bardziej uwięziona w haniebnej roli, z której nie umie się wyzwolić. Będzie się na głos zastanawiać, narażając się na oskarżenie o gruboskórność, czy pokrzywdzony partner kiedykolwiek zapomni o romansie. Będzie się czuć gnębiona przez ciągłą traumę i ból zdradzonego partnera, chociaż wie, że nie jest to sprawiedliwe.
Małżonkowie/okładka książki ''Sztuka bycia razem'' (fot. Vidal Balielo Jr./pexels.com/mat. prasowe) Małżonkowie/okładka książki ''Sztuka bycia razem'' (fot. Vidal Balielo Jr./pexels.com/mat. prasowe) Małżonkowie/okładka książki ''Sztuka bycia razem'' (fot. Vidal Balielo Jr./pexels.com/mat. prasowe)
Historia Marthy i Arona jest fragmentem książki "Sztuka życia razem", która ukazała się nakładem Wydawnictwa Marginesy. Tłumaczenie: Agnieszka Wyszogrodzka-Gaik. Skróty pochodzą od redakcji.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.
KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER
Polub Weekend Gazeta.pl na Facebooku