Marcin ma 24 dioptrie i pojechał rowerem do Chorwacji. "Myślicie, że nic nie widzę. A ja nie widzę przeszkód" #ZWYKLINIEZWYKLI

Góralu, czy ci nie żal? Marcinowi Żarneckiemu z Nowego Targu nie żal niczego. Nawet tego, że w inkubatorze popsuto mu wzrok. Gra jak anioł, maluje jak szatan, a za rok chce pokonać na rowerze prawie 5 tys. kilometrów. Bo czemu nie?

Dom w górach można stworzyć w parę minut. Zaczyna się od krótkiej czarnej kreski. Gdy Marcin Żarnecki ciągnie ją cienkopisem po papierze, oczy ma prawie przy samej kartce. - Ludzie myślą, że jak ktoś ma minus 24 dioptrie, to już jest ślepota, taki człowiek nic nie widzi, nic nie zrobi. A ja widzę, tylko niewyraźnie i małe literki muszę sobie czytać z bliska. No i jak pada, to staram się nie wychodzić, bo wtedy mało widzę i się denerwuję. Światło za bardzo odbija się w mokrym asfalcie.

Tymczasem dom rośnie od dachu: kreska zamienia się w gont, ściany, okna, podmurówkę, dalej drzewa i wzgórze porośnięte trawą. Prawie czuć, jak trawa faluje na wietrze. Po 10 minutach stoją już dwa domy, a my nie wierzymy własnym oczom. - Narysuję wam dowolny krajobraz albo architekturę. Teraz mam zamówienie na akwarelę dla ludzi, których poznałem w Chorwacji. Będę malował ich dom ze zdjęcia - mówi Marcin.

Fot. Paulina Dudek

Zobaczyć Adriatyk, nim oślepnie? Wcale nie o to chodziło

Gdyby nie Chorwaci, nie dowiedzielibyśmy się o "38-letnim góralu, który pojechał rowerem z Nowego Targu do Zagrzebia, by - zanim całkowicie straci wzrok - pierwszy i ostatni raz zobaczyć Adriatyk". Marcin przyznaje, że historia jest dużo mniej dramatyczna, a media sporo przekręciły, pewnie przez błędne tłumaczenie.

Wcale nie tracę wzroku, moja wada się dzięki Bogu zatrzymała. Jestem wcześniakiem i lekarze popsuli mi wzrok w inkubatorze, ale nie rozpamiętuję tego, bo to było dawno, inne czasy.

I dodaje: Do Chorwacji chciałem pojechać, bo Bałtyk już widziałem - morze jak morze, przede wszystkim zimne. Adriatyk jest ciepły, przyjemny, a odległość praktycznie taka sama jak nad Bałtyk. I zachwyciła mnie Chorwacja oglądana na YouTubie.

Polaków w Chorwacji w wakacje nie brakuje, ale taki był tam tego lata jeden. Sensacja. - Już celnicy na granicy nie mogli uwierzyć, że przyjechałem z Polski na rowerze. I że jadę dalej. Ja też byłem przeszczęśliwy po pokonaniu czterech pasm górskich i 130 km na Węgrzech, gdzie widzisz tylko słoneczniki i kukurydzę! - cieszy się Marcin.

Polska sensacja w Chorwacji podczas mundialu

Dalej wypadki potoczyły się szybko. - Dojechałem do Zagrzebia i tam szukałem informacji turystycznej. Odesłali mnie na dworzec kolejowy, a że miałem wetkniętą w sakwę roweru polską flagę, zaczepił mnie Polak, Łukasz Lisowski. On też nie mógł uwierzyć, że pokonałem taką trasę. Razem ze swoją chorwacką rodziną zaczął szukać mi noclegu, wrzucili post na Facebooka.

Fot. Paulina Dudek

Następnego dnia były już pierwsze media, w tym chorwacka telewizja. Opowiedziałem im, jak dalej ma przebiegać moja podróż i ufundowali mi całe wczasy! Bardzo im za to dziękuję, zobaczyłem niesamowite miejsca. I wróciłem w chorwackiej koszulce, akurat był mundial! - Marcin jest poruszony gościnnością Chorwatów.

Dlaczego pojechał na rowerze? - Nie jest prawdą, że miałem tylko 50 euro w kieszeni. Ja mam co prawda 630 złotych renty, ale pieniądze zawsze człowiek sobie jakieś znajdzie, dorobi. Można było jechać autobusem, ale ja tak nie chcę, wolę rower i przygodę. Spocić się, a coś przeżyć.

"Nie chcę mówić: Ludzie, dajcie mi, bo jestem biedny"

Marcin na wyprawy rowerowe jeździ... co roku. Inaczej - jak mówi - zapada na chorobę "brakus wyprawus". - Nosi mnie po domu, chodzę w kółko jak na jakimś wielkim rondzie! To zaczęło się od wypadu na Słowację na dwa dni. I po tych dwóch dniach pomyślałem: A ciekawe, co tam jest jeszcze dalej? Zawsze chodzi o to, co jest dalej, co jeszcze możesz zobaczyć. Z siodełka roweru więcej widać. Nawet jak jest 43,5 stopnia Celsjusza (tyle miałem na Węgrzech) i marzysz o rozbiciu namiotu w fontannie, to jest fajnie. Na rowerze możesz sprawdzić siebie - kończy.

Tylko jak jeździć rowerem po Europie widząc tak słabo? Marcin protestuje: Wcale nie widzę słabo. Do każdej wyprawy się świetnie przygotowuję. Mam wszystkie mapy, mam specjalną lupkę. Ludzie czasem nawet nie zauważają, że mam mocne okulary. Gdy widzą, to chcą pomagać, ale nie potrzebuję tego. Adriatyk zobaczyłem. Z bliska wyraźnie.

Fot. Paulina Dudek

A co z finansami? - Muszę sobie radzić, żeby nie mówić: Ludzie, dajcie mi. Już w przedszkolu uwielbiałem rysować. Zrobiłem dwuletnie kursy na ASP w Krakowie. Lubię grafikę, czyli ołówek, piórko. Lubię akwarele i pastele suche. Jak trafi się klient, to sprzedaję swoje obrazy. Albo robię na zamówienia. Przez zimę maluję ponad 400 obrazków. Tylko w Polsce jakoś trudno mi się przebić.

"Gram na tym, czego na co dzień nie widujecie"

Rower, malowanie - to już by wystarczyło, by obdzielić zainteresowaniami dwie osoby. Ale od progu da się wyczuć, że chyba największą pasją Marcina jest muzyka. W niewielkim nowotarskim mieszkaniu swoje honorowe miejsce mają klawisze i wyjątkowe huculskie cymbały, na ścianach wisi kilka rodzajów dud, a gdy Marcin wysuwa szufladę biurka, prawie wysypują się z niej flety i piszczałki.

Z fletem to była śmieszna historia. Jestem po szkole muzycznej dla niewidomych, ale na flecie nigdy nie próbowałem grać, dopóki nie dostałem fletu na imieniny. "Hmm, flet mi kupili" - pomyślałem. Na drugi dzień wziąłem go i... kurde, ja umiem grać na flecie! Dziś zbieram flety i gram na 30 ich rodzajach.

Fot. Paulina Dudek

Marcin gra też na sześciu rodzajach dud i cymbałach huculskich. - To instrumenty góralskie, typowe dla Karpat i Bałkanów. Nie widujecie ich na co dzień, a ja chcę wam je przybliżyć - Marcin od razu łapie dudy, a salon zamienia się w salę koncertową. W jednej chwili gra jak anioł, a w drugiej jak bohater Kusturicy.

- Jestem z Karpat, ta muzyka płynie w mojej krwi. Ciągle szukam, czego jeszcze mogę się poduczyć, kogo posłuchać, przekopuję YouTube. Po to też pojechałem do Chorwacji - posłuchać bałkańskiej muzyki, nasycić się tamtymi pejzażami.

"Są na świecie chorzy ludzie. Ale to nie ja"

Marcin ma talent, z kilku konkursów wrócił z nagrodami. I skromne marzenia: Chciałbym regularnie grać, np. w restauracjach. Teraz koncertuję indywidualnie, ale tylko od czasu do czasu. Inni mogą, czemu nie ja? Może wy mnie wypromujecie. Chciałbym bardzo nagrać solową płytę. Wszystkie moje instrumenty uwielbiam, każdy ma swoją duszę. Nie ma tak, że któryś jest ulubiony.

Jego rada na życie:

Nie przejmować się, a przede wszystkim nie załamywać. Nigdy! Nie zamykać się na ludzi. Ja mam przyjaciół, mam moją Kasię, piękna dziewczyna! Trzeba mieć pasje i się realizować. Ja, gdybym miał lepszy wzrok, to może wcale bym tych moich pasji nie miał? Wy myślicie, że ja nic nie widzę. Ja nie widzę przeszkód. Są na świecie naprawdę chorzy ludzie. Ale to nie ja.

Znasz kogoś, kto też jest Zwykłym Niezwykłym? Powiedz nam o nim! Pisz na adres: zwykliniezwykli@agora.pl.