"To zabrzmi jak bluźnierstwo, ale dzieciństwo w latach 80. było lepsze" [LIST]

"Pamiętam, jak tata przywoził z zagranicznej konferencji pomarańcze, a ja zapraszałam na nie koleżanki. Kiedy na Mikołajki znalazłam w bucie truskawkowe mentosy, niosłam je w rękach do szkoły jak największy skarb. Które dziecko dzisiaj potrafiłoby się tak cieszyć?"

Niedawno mój przyjaciel kupił siostrzenicy telefon na kartę. Po rozpakowaniu mała Pola była bardzo niezadowolona i szybko oznajmiła, że powinien był kupić iPhone'a, bo taki właśnie model ma klasowa trendsetterka. To właśnie wtedy nauczyłam się tego słowa i to właśnie wtedy kolejny raz doceniłam moje dzieciństwo w komunizmie.

Gdy wyjechaliśmy z Polski do Włoch, celnicy dziwili się, że wróciliśmy.

Ach, tamte czasy. Urodziłam się w 1980 roku, więc moje pierwsze wspomnienia przypadły właśnie na okres, kiedy świat ograniczony był politycznymi zakazami i restrykcjami. Pamiętam tatę, który przygotowywał się na nocne czekanie w kolejce po benzynę i mamę, która realizowała kartki w sklepie. Pamiętam, jak przejmowała się, kiedy tata nielegalnie przywoził ze wsi mięso od babci. Kiedy udało się nam wyjechać na tydzień do Włoch, celnicy dziwili się, że wracamy. Ale...

Pamiętam, jak godzinami mogliśmy grać w klasy czy gumę.

No właśnie. Ale. Pamiętam też, jak pracowała dziecięca wyobraźnia, kiedy nie miała kolorowych filmów i zabawek. Pamiętam, jak osiedlowy śmietnik z trzepakiem zmieniał się w statek kosmiczny, z którego organizowaliśmy ucieczkę przed kosmitami. Pamiętam, jak godzinami mogliśmy grać w klasy czy gumę (kiedy ostatnio widzieliście dziewczynki grające w gumę?), jakim przeżyciem była zabawa w podchody, jak ważnym społecznie miejscem były drabinki na placu zabaw. Pamiętam, jak mama musiała niemalże siłą zaganiać mnie do domu, często przemoczoną od jazdy na sankach czy bieganiu w deszczu, ale szczęśliwą jak mało kiedy. Kiedy wystawiała głowę przez okno i wołała mnie do domu, prosiłam o jeszcze pięć minut. I jeszcze pięć. I jeszcze.

Gdy dostałam mentosy, zaniosłam je do szkoły - jak skarb.

Ile radości sprawiały prezenty! Pamiętam, jak tata przywoził z zagranicznej konferencji pomarańcze, a ja zapraszałam na nie koleżanki. Pamiętam, jaką radość sprawiła mi para żółtych jak kanarek rajstop, przywiezionych przez znajomego gdzieś z zachodnich Niemiec. Kiedy na Mikołajki znalazłam w bucie truskawkowe mentosy, niosłam je w rękach do szkoły jak największy skarb. Które dziecko dzisiaj zrozumiałoby, jaką radość sprawiła wymiana szarych zeszytów szkolnych na te z kolorowymi okładkami z obrazkami? A te kolorowe długopisy z wieloma wkładami, które można było zmieniać jednym przyciskiem? Kto doceniłby dzisiaj tak małe, a jednak tak wielkie rzeczy?

Mieliśmy mało, ale umieliśmy się cieszyć się z tego jak dzisiaj nie cieszą się dzieci. Umieliśmy wyczarować coś z niczego, sprawić, że szare było kolorowe wyłącznie dzięki naszej wyobraźni. Dorastaliśmy w trudnych politycznie czasach, ale dzieciństwo mieliśmy piękne. Czy piękniejsze niż dzisiaj, gdzie trendy wyznaczają modele telefonów i liczba like'ów na Facebooku? Nie wiem, nigdy już nie będę dzieckiem. Ale jak patrzę na młodzież, która siedzi przy jednym stole, każde wpatrzone we własny telefon, tak mi się wydaje.

Marta

[Od Redakcji: Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Tym razem jest to książka "Zaduch" Marty Szarejko. Życzymy miłej lektury.]

zz z

Więcej o: