Więcej listów do redakcji znajdziesz na Gazeta.pl
Chciałam podzielić się refleksją odnośnie świąt w polskich domach. Na naszym wigilijnym stole zawsze jest puste nakrycie. I choć większość moich znajomych także stawia dodatkowy talerz, przyznają, że nie zdarzyło im się: ani w dzieciństwie, w domu rodziców, ani we własnym domu, aby ktoś przy nim zasiadł.
Po co więc ta cała szopka z dodatkowym nakryciem, jeżeli intencje nie są szczere? - Bo tak nakazuje tradycja - słyszę. A gdy pytam się, czy naprawdę by przyjęli kogoś na Wigilię, mówią, że obcych nie wpuszczą do domu. Dziękuję za taką tradycję, skoro dziś oznacza tylko grę pozorów.
Nie wiem, z czego to wynika? Z sytuacji politycznej w Polsce, w której wciąż straszy się nas "obcymi"? Doszło do tego, że boimy się już nawet Polaków. Biednych, bezdomnych czy samotnych. Wydaje mi się, że kiedyś symbolika pustego talerza była prostsza.
Żeby nie być gołosłowną, sama zawsze proponuję ugoszczenie tym, którzy na święta zostają w domu sami. Tak było z moją koleżanką. Razem pracujemy, ot, zwykłe koleżanki z pracy. Gdy jednak dowiedziałam się w tym roku, że święta spędzi sama, bo rozeszła się z mężem, a ze swoją rodziną nie utrzymuje kontaktu, zaproponowałam jej, by odwiedziła nas w Wigilię.
Czy to jest sytuacja komfortowa? Na pewno dziwna, gdy obca nam osoba zasiada do rodzinnego stołu. Ale po to jest Boże Narodzenie, byśmy czynili dobre uczynki. Kiedy zatem, jak nie teraz, podczas Wigilii przemóc się i zaproponować pomoc drugiej osobie?
Mimo że koleżanka ma opory gwarantuję jej, że zawsze przyjmiemy ją z otwartymi ramionami. Bo w Wigilię nikt nie powinien być sam. A jeżeli wiemy, że taka osoba w naszym otoczeniu istnieje, to zaopiekujmy się nią. A co byście zrobili, gdyby wędrowiec rzeczywiście zapukał do waszych drzwi?
Wasze historie są dla nas ważne. Czekamy na listy i komentarze. Piszcie do nas na adres: kobieta@agora.pl. Najciekawsze listy opublikujemy.