Coraz częściej zdajemy sobie sprawę z faktu, że to, jak dbamy o środowisko, ma wpływ na nas samych. Nie tylko ograniczamy użycie plastików, czy kupujemy kosmetyki o dobrych składach, lecz także rezygnujemy z dalekich podróży samolotem. Wszystkich, którzy poszukują porad, jak poprawić los swój i planety, zapraszamy na nasz nowy cykl pt. "Dbam o siebie i środowisko" w co drugi wtorek o godz. 16.
Polskie Banki Żywności podają, że według różnych źródeł od 30 proc. do nawet 50 proc. produkowanej żywności rocznie ląduje na śmietniku. Niestety, ale my (Polacy) znajdujemy się w niechlubnej europejskiej czołówce pod względem marnowania żywności. Zajmujemy 5. miejsce tuż za Wielką Brytanią, Niemcami, Francją i Holandią. Według danych Polskiej Federacji Banków Żywności statystyczny Polak wyrzuca aż 1/3 zakupionego jedzenia. Najczęściej marnujemy pieczywo, mięso, warzywa oraz owoce. Kupujemy na zapas, ślepo ulegamy promocjom, myśląc, że w ten sposób oszczędzamy, jednak zazwyczaj nie jesteśmy w stanie wszystkiego zjeść i wyrzucamy produkty, nie tylko tracąc pieniądze, lecz także wpływając negatywnie na środowisko. Paradoks marnowania żywności polega również na tym, że tony zdatnego do spożycia jedzenia wędrują do kosza, a co kilka sekund na świecie z niedożywienia umiera dziecko.
- Faktem jest, że według badań ponad połowa żywnościowych śmieci trafia na wysypiska z rąk konsumentów, jednak u podstawy problemu leży przepełnianie rynku nadmiarem żywności. Przy obecnej nadprodukcji sytuacja, w której sklepy wyprzedadzą wszystkie produkty i tym samym ograniczą marnowanie żywności do zera, jest nierealna. Sklepy zamawiają więcej, niż są w stanie sprzedać, a konsumenci kupują więcej, niż są w stanie zjeść i koło się zamyka - podaje FPBŻ.
Wyrzucając żywność, produkujemy nie tylko więcej odpadów, lecz także marnujemy energię, wodę czy pracę innych ludzi, która potrzebna była do wyprodukowania, transportu czy dystrybucji tych produktów. Nie da się ukryć, że takie działanie ma bardzo negatywny wpływ na ekologię i generuje ze strony środowiska bardzo wysokie koszty. Jak podaje Intergovernmental Panel on Climate Change, zmarnowana żywność przekłada się aż na 8-10 proc. globalnej emisji dwutlenku węgla, 1 kg wyrzuconej wołowiny oznacza zmarnowanie aż 5-10 ton wody, które zostały zużyte na jej wyprodukowanie, natomiast metan pochodzący z gnijącej żywności jest nawet kilkunastokrotnie groźniejszym gazem cieplarnianym niż CO2.
Pamiętaj! Każdy gram zmarnowanej żywności oznacza również:
Nie od dziś mówi się o tym, jak bardzo szkodliwa dla środowiska jest hodowla popularnego na Instagramie awokado. Nie dość, że producenci masowo wycinają lasy, to do ich produkcji potrzebna jest ogromna ilość wody (wyhodowanie trzech sztuk awokado wiąże się ze zużyciem około 500 litrów wody). - Do wzrostu awokado potrzeba energii, wody, nawozów i pestycydów, potrzebne są też materiały opakowaniowe, transport oraz energia do utrzymywania ich w chłodzie, aby zachowały świeżość. Im dalszą drogę muszą przebyć, tym większy ma to wpływ na środowisko - powiedział w jednej z rozmów Tom Cumberlege, zastępca dyrektora firmy Carbon Trust.
Awokado to niestety niejedyny modny produkt spożywczy, którego hodowla zagraża naszej planecie. Okazuje się bowiem, że migdały i pochodzące z nich mleko migdałowe, tak uwielbiane przez wegan i wegetarian, również nie są ekologiczne. Amerykańskie uprawy migdałów kalifornijskich przyczyniają się nie tylko do degradacji ekosystemu, lecz także są przyczyną masowego umierania pszczół. "The Guardian" podaje, że ponad 50 miliardów pszczół wyginęło w przeciągu zimy 2018/2019, a kalifornijscy rolnicy przyznają, że rocznie tracą co najmniej 30 proc. pszczół zapylających migdały. Za tak wysoką śmiertelnością stoi m.in. ogromna ilość stosowanych pestycydów.
Nie da się ukryć, że przemysł organiczny rośnie w ekspresowym tempie, a eko-konsumpcjonizm i bezmyślne podążanie za żywieniowymi trendami staje się naprawdę sporym problemem. Kupowanie żywności z napisem eko czy bio wcale nie oznacza troski o planetę. Wszystko ze względu na wydajność upraw ekologicznych, która jest mniejsza, niż w przypadku tradycyjnych form rolnictwa, a plon z hektara jest skromniejszy, co wymaga pól o większych rozmiarach i przyczynia się do wycinki lasów.
- "Ekologiczna" produkcja żywności (roślinnej i zwierzęcej) wymaga większych powierzchni ziemi dla uzyskania takich samych ilości jedzenia. Mówiąc inaczej, plon z hektara jest mniejszy. To przyczynia się do większej wycinki lasów, a w związku z tym większej emisji CO2 i efektu cieplarnianego. Szwedzcy naukowcy policzyli, że żywność "ekologiczna" ma około 50 proc. bardziej niekorzystny wpływ na klimat. Czasem jest to nawet 70 proc. Uważam też, że żywność "ekologiczna" jako ekskluzywny produkt dla bogatych, czyli tak jak jest obecnie, to ślepa uliczka już w założeniach. Nasza planeta nie potrzebuje "ekologicznej" żywności dla kilku procent najbogatszych. Nasza planeta potrzebuje konwencjonalnej żywności, dostępnej dla wszystkich, która będzie miała możliwie jak najmniejszy, negatywny wpływ na klimat - wyjaśnia dietetyk, dr Damian Parol.
Nie da się ukryć, że skala marnowania żywności jest naprawdę duża i stanowi poważny problem w codziennym życiu każdego z nas. To aspekt, który negatywnie wpływa zarówno na nasze środowisko, jak i na stan naszych portfeli. Co zatem możemy robić, by skutecznie ograniczyć marnowanie produktów spożywczych? Najważniejsze to zacząć od siebie, stosując metodę małych kroków:
Poznaj też poprzednie odcinki naszego cyklu "Dbam o siebie i o środowisko". Znajdziesz je TUTAJ >>