Nasza planeta potrzebuje nas dziś jak nigdy. Oceany i plaże zaśmiecone są plastikiem. Klimat zmienia się radykalnie. Co jednak zrobić, by realnie jej pomóc? W naszym cyklu "Ludzie w klimacie" pokażemy wam inspirujące sylwetki osób, które zmianę zaczęły od siebie i które dziś pokazują nam, co zrobić, żeby lepiej dbać o nasz dom - Ziemię. Na kolejne odcinki cyklu zapraszamy w każdy piątek o 16 na Gazeta.pl.
Gdybyś mogła zmienić jedną rzecz dotyczącą naszego klimatu/naszej planety, co by to było?
Jeżeli to miałoby być pytanie do złotej rybki i miałabym tylko jedno życzenie, postawiłabym na to, żeby politycy słuchali naukowców i wspólnie z nimi planowali i wdrażali zmiany, kierując się długofalowo dobrem obecnych i przyszłych pokoleń, a nie swoimi własnymi prywatnymi, interesami wyborczymi. Myślę, że ta jedna rzecz załatwiłaby lawinowo wszystkie inne: transformację energetyczną, budowę zbiorników retencyjnych, wydajny system recyklingu, edukację ekologiczną itd.
Ciekawa inicjatywa, która przyciągnęła ostatnio twoją uwagę to:
Europejski Green Deal, nad którym pracuje Komisja Europejska. Jest to zbiór ustaw, które mają spowodować, że Europa będzie carbon neutral do roku 2050. Głównie koncentruje się na bioróżnorodności, gospodarce obiegu zamkniętego, ograniczeniu emisji CO2 i innowacjach w tym zakresie. Wydaje mi się, że obecnie w tej części świata nie ma ważniejszej inicjatywy.
***
Martyna Sztaba*: Sadza jest niezastąpionym produktem w produkcji gumy, a tym samym w produkcji opon. Opona bez sadzy byłaby w stanie przejechać tylko 100 km, inaczej by się starła. Sadza utwardza, ale też barwi. Jest pigmentem do barwienia rzeczy z tworzyw i z gumy.
Nie tylko ty. Tymczasem rocznie zużywamy jakieś 14 mln ton sadzy globalnie, a ponad 70 proc. produkcji sadzy jest zużywane do opon. Branża automotiv oczywiście teraz zwalnia, bo przez pandemię produkuje się chwilowo mniej samochodów, ale sadza będzie cały czas nam potrzebna.
Syntoil korzysta z dobrodziejstw circular economy, czyli gospodarki obiegu zamkniętego. Normalnie sadzę pozyskuje się, spalając paliwa kopalne. Obieg produkcji opon jest dzisiaj liniowy, bo palimy paliwa kopalne, żeby dostać sadzę, potem ta sadza jest używana do produkcji opon, a jeszcze później te opony są spalane - i nic z nich nie odzyskujemy. A przecież to bez sensu. My postanowiliśmy wejść w ten proces i zamknąć obieg. Nie przerabiamy opon bezpośrednio, lecz jesteśmy na końcu łańcucha recyklingowego. Recyklingerzy opon je recyklingują, a jednym z produktów tego recyklingu jest zanieczyszczona sadza, z którą się wcześniej nic nie robiło - szła do spalenia do cementowni. My odbieramy zanieczyszczoną sadzę, czyścimy i znowu wprowadzamy na rynek.
To wynik długiego procesu. Firma powstała w 2015 r., ale poszukiwania tego, czym mogłaby się zająć, zaczęły się dużo wcześniej. Moi wspólnicy współpracowali z tzw. RIPOK-iem, czyli Regionalną Instalacją Przetwarzania Odpadów Komunalnych i zobaczyli, że jest spory problem z oponami. Ale to nie był jeszcze ten ostateczny problem, na którym się skupiliśmy. W startupach jest tak, że szukasz swojego produktu, czegoś, na czym faktycznie będziesz w stanie zarobić. I dlatego startupy często zmieniają swój kierunek, bo muszą szukać dla siebie rynku. Bo nie zawsze pierwszy produkt, który wymyślasz, jest tym produktem, na którym skończysz.
Dokładnie! Ale po trzech latach zobaczyliśmy, że to nie tak. Że tak naprawdę największym problemem na rynku recyklingu opon jest to, co zrobić z produktami po recyklingu, żeby zwiększyć ich wartość. Zaczęliśmy sprawdzać, dlaczego są one tak niskiej jakości i dlaczego nie wracają z powrotem do obiegu. Wygasiliśmy na jakiś czas ten poprzedni projekt związany z samym recyklingiem opon i zajęliśmy się już tylko doczyszczaniem produktów po recyklingu. Można powiedzieć, że cały czas siedzimy w oponach, ale przenieśliśmy się z początku na koniec łańcucha.
Ja uważam, że moje życie wyglądało wtedy, kiedy to wszystko robiłam dokładnie tak samo, ale rzecz, którą się teraz zajmuję jest faktycznie kompletnie inna. Bo tak jak startupy piwotują, to ja też tak piwotuję. Tylko mam teraz inny problem do rozwiązania niż wtedy.
Piwot - oczywiście z angielskiego - to w języku startupów zwrot w poszukiwaniu właściwiej drogi dla swojego biznesu, zmiana modelu biznesowego albo czasami całego produktu. Ja mam trochę szczęścia w życiu, bo mam wrażenie, że problemy same przychodzą do mnie, żeby je rozwiązać. I tutaj, z oponami - było tak samo. Jestem ciekawa nowych rzeczy. Przed Syntoilem też zajmowałam się rozwiązywaniem problemu w dziedzinie, na której początkowo się nie znałam, współprowadziłam startup blockchainowy. Kiedy blockchainowa droga się zakończyła, to przyszedł do mnie mój dzisiejszy wspólnik, Bogdan, który jest równocześnie moim ojcem, i zapytał czy nie dołączyłabym do zespołu Syntoila. Stwierdziłam, że tego też nigdy nie robiłam, więc zacznę, bo problem z oponami wydał mi realny i do rozwiązania w przeciągu kilku lat. Chyba cierpię na syndrom takiej wiecznej dyletantki: muszę się cały czas uczyć nowych rzeczy.
To jest trochę jak z "Człowiekiem z marmuru", który jest filmem o zyskiwaniu świadomości, więc ja też po prostu w tym czasie, kiedy tworzył się Syntoil, zyskiwałam świadomość. Tyle, że ekologiczną. Te wszystkie rzeczy, które wiem o ochronie środowiska, klimacie - nie wiedziałam ich 10 lat temu! Pamiętam, jak się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam, że Syntoil może znacząco obniżyć wielkie emisje dwutlenku węgla przy produkcji sadzy z recycklingu. A oprócz tego uznałam za genialne to, że używamy jeszcze raz czegoś, co bez naszego procesu musiałoby zostać wyrzucone albo spalone. Kwestie klimatyczne stały się dla mnie ważne dopiero jakiś czas temu. Mam wrażenie, że wcześniej żyliśmy jak pączki w maśle, w stanie ciągłego dobrobytu, nadprodukcji. Mnie nigdy właściwie w życiu niczego nie brakowało. I nagle uświadomiłam sobie, że pewne zasoby są skończone. Zaczęłam więc z tego dobrobytu rezygnować.
Team Syntoil archiwum prywatne
Ja mam skromne potrzeby życiowe, a pandemia pokazała mi, jak mogę je zredukować jeszcze bardziej. Wynajmuję mieszkanie blisko centrum, na jedzenie wydaję 800 zł miesięcznie, wcześniej wydawałam więcej, ale odkąd nie jadam na mieście, to okazało się, że nie przekraczam tej kwoty. Nie kupuję nowych ubrań, bo ich nie potrzebuję - kompletnie mi na tym nie zależy. Poza tym nikt nie patrzy specjalnie jak się ubieram, bo jestem dziewczyną, która robi w oponach - nikogo nie obchodzi, co mam na sobie.
Nie maluję się na co dzień i od lat używam kremu za 10 zł. Moje potrzeby są zredukowane do rzeczy, które mnie interesują - książki kupuję na czytnik, opłacam platformy streamingowe i mam kilka subskrypcji na czasopisma. Nie mam auta, bo mieszkam w mieście, a tu są carsharingi i jak potrzebuję pojechać gdzieś na weekend kilka razy w roku, to po prostu wynajmuję auto. A do tego Warszawa ma świetny transport publiczny, poza tym jeżdżę rowerem, co jest w ogóle najprzyjemniejsze. Samolotami też praktycznie nie latam, po pierwsze dlatego, że za tym nie przepadam, a po drugie dlatego, że też nie bardzo lubię się ruszać z domu. Wszystko, co mam, jest tutaj: pracuję w domu, wszystkie spotkania też staram się przenieść na Skype'a. Oczywiście jestem skrajnie uprzywilejowana i mam tego świadomość. Najgorsze, co można zrobić, to przyjąć siebie za punkt odniesienia i uznać, że skoro ja się najadłam to znaczy, że nie ma głodu nie świecie. Nie wszyscy mają taki komfort i to, co mogę zrobić, to mieć świadomość tego faktu i nie widzieć swojej sytuacji jako uniwersalnej.
Joanna Erbel odpaliła u mnie proces krytycznego patrzenia na kapitalizm. Wcześniej wydawało mi się, że wolny rynek jest jedyną drogą, bo nie widziałam i nie znałam innej perspektywy. Potem dochodzili kolejni ludzie, którzy uświadamiali mi kolejne rzeczy. Ja nie zbudowałam siebie sama, jestem zbudowana przez tych ludzi, którzy mnie uczyli i których spotkałam na swojej drodze. Niesamowitej ilości wiedzy dostarczyła mi moja przyjaciółka Ania Pięta, która jest specjalistką od rynku mody i rozwiązań ekologicznych. Do tego Pięta jest bardzo uważna na różne rzeczy związane ze zrównoważonym rozwojem i często podrzuca mi ciekawe rozwiązania. To dzięki tym kobietom i innym osobom weszłam w taki moment zadawania pytań i kwestionowania, uczenia się krytycznego myślenia wobec rzeczy, które wydawały mi się zupełnie nienaruszalne.
Czy musi nam towarzyszyć ciągły wzrost? Czy trzeba wybierać zawsze najtańszą drogę, czy może można ułożyć system dostaw, żeby ślad węglowy był możliwie najniższy? Czy optymalizacja wszystkiego to jedyna droga?
Nie! Banały? Dla mnie nie. Choć ostatnio mi się wydaje, że ciągle mówię banały. Np. wydaje mi się oczywiste, że koronawirus to taki trailer, symulacja tego, jak będzie wyglądał świat po katastrofie klimatycznej. Ale wydaje mi się, że ludzie tego tak nie widzą, więc o tym mówię, bo może dla kogoś to będzie ciekawa perspektywa. Że to właśnie dzisiaj możemy doświadczyć tego, co będzie się z nami działo - we względnie kontrolowalnych jeszcze warunkach.
Bo jeszcze nie zabrakło nam wody, chociaż już widzimy, że nadchodzi wielka susza, ale jeszcze ta woda tu jest i my mamy, co jeść. Ale są pewne ograniczenia, które zostały w sposób kontrolowany wprowadzone, że w pierwszych tygodniach kwarantanny można było kupić określoną ilość produktów albo ich nie było. Urodziłam się w roku 1984 i nie pamiętam jakoś szczególnie PRL-u, więc taka sytuacja, że czegoś nie mogę zrobić np. wyjechać albo czegoś kupić, wydarza się po raz pierwszy w moim życiu. Przećwiczmy sytuację, w której czegoś nie ma albo czegoś nie możemy, póki jest czas. I zobaczmy, co możemy zrobić, aby było lepiej.
Ulgę tak, bowiem uprościła wiele. Jeżeli nie masz wielu rzeczy - nie martwisz się, że je stracisz. Gdybym miała auto, musiałabym się ciągle nad nim zastanawiać, a to ubezpieczenie, a to zmienić opony, ja nie mam takich problemów, bo po prostu niczego nie posiadam. Więc moją jedyną troską jest nasza firma. Jest najbardziej wartościową rzeczą, którą współprowadzę i współposiadam. Natomiast nie chcę, żeby ktoś miał takie wrażenie, że tylko moje osobiste wybory są w stanie sprawić, że uratujemy świat.
Nie, to nie jest prawda. To jest jakiś taki proces składany z wielu współczynników. Z jednej strony to są oczywiście wybory ludzi - czy ja będę kupować jak szalona, czy nie będę? Ale z drugiej strony to jest olbrzymia odpowiedzialność i sektora biznesowego i sektora publicznego, który po prostu musi wprowadzić bardzo konkretne regulacje. I bez tego wszystkie osobiste wybory ludzi na całym świecie nie będą miały żadnego znaczenia, bo nigdy nie osiągną potrzebnej skali zmian. Powiedzenie ludziom "kupujcie mniej" albo "nie konsumujcie" - nie wystarczy i nie zadziała. Konsumentom można sugerować odpowiedzialne wybory, ale to producentom można czegoś zakazać np. produkowania opakowań, których nie da się przetworzyć ponownie.
Potrzebne są regulacje odgórne, które są w stanie wprowadzić pewne zasady: już zresztą mieliśmy takie przypadki w historii, gdy potrzebowaliśmy bardzo mocnych regulacji, żeby było dobrze: prawa wyborcze kobiet czy zniesienie niewolnictwa. I trzeba było tego pilnować, bo ludzie by tego sami nie utrzymali, byłoby im zbyt wygodnie lub byli do czegoś przyzwyczajeni. W przypadku ekologii jest dokładnie tak samo, a historia pokazuje, że wszystkie największe zmiany społeczne były wprowadzane w taki sposób. Jasne, że był ruch oddolny, który zainicjował krytyczne myślenie, ale ktoś musi to na końcu zrobić z tego normę regulacjami. Czyli właśnie np. ograniczyć to, w jaki sposób wielkie korporacje, czy po prostu jak sektor prywatny w ogóle na tym polu działa. To jest jasne, że wszystkie firmy, które emitują bardzo dużo CO2 nigdy się same nie uregulują, bo to nie jest w ich interesie. Producenci opakowań nigdy nie wybiorą materiału, który zostanie poddany recyklingowi dopóki będzie on droższy albo dopóki nie będzie regulacji, które to unormują.
Team Syntoil archiwum prywatne
...to go raczej nie ma w tym kraju. Jest kilka startupów, które idą w tę stronę, ale ten duży biznes to w sumie nawet otwarcie mówi, że im się to na razie nie opłaca.
Pomyśl - po co mieliby to robić? Nie ma przymusu, a krótkofalowo im się to nie opłaca. Mam wrażenie, że tylko firmy z sektora premium, gdzie na produkcie była duża marża, starają się wdrażać jakieś rozwiązania. Ale reszta? To, co nie jest zabronione, jest dozwolone. Dlaczego nagle na ekologiczną stronę mają przechodzić producenci przemysłowego mięsa? Jeżeli mogą działać jak działają, to ciężko oczekiwać, że nagle zmienią swoje myślenie, bo przeczytali trochę artykułów albo zasugerowali się nauką, a nie swoimi opiniami.
Tej świadomości ekologicznej się nie nabywa ot tak. Jest takie zdanie, które w kółko powtarzam, że w XIX wieku firmy, które nie przeszły na automatyzację upadły. W XX wieku, firmy, które nie uwierzyły w internet też upadły - tak jak Kodak czy Nokia. Wydaje mi się, że w XXI wieku będzie to samo z firmami, które nie przejdą tej transformacji proekologicznej. Nie jestem w stanie stwierdzić kategorycznie, że tak będzie, ale mam nadzieję, że tak się stanie.
I być może będzie z tym jeszcze gorzej. Mnie się wydaje, że wcale nie będziemy po tym czasie pandemii bardziej wyciszeni i mądrzejsi, tylko wszystko ruszy trzy razy szybciej do przodu. Tak było po II wojnie światowej, tak było po ostatnim kryzysie. Dlatego regulacje są takie ważne i mam nadzieję, że Europa ich nie odpuści. Europejski Green Deal to bardzo konkretne zapisy dotyczące ograniczenia emisji, tego, żeby wspierać gospodarkę obiegu zamkniętego, bo dzisiaj tylko 9 proc. w ogóle całego świata jest oparte o circular economy. Przedsiębiorcy twierdzą, że to bardzo dużo, ale jak to słyszysz, to chyba też czujesz, że to jest prawie nic.
Możemy dobrze głosować: nie tylko w wyborach, na tych, którzy widzą problemy planety, lecz także portfelem. Za każdym razem na zakupach powinniśmy zadać sobie pytania: "Czy ja naprawdę tego potrzebuję?" albo "Czy ja tego niebawem nie wyrzucę?", albo "Czy to jest wystarczająco dobrej jakości, żeby przetrwało dłużej?".
Mogłabym jeszcze zasugerować, że ponieważ już wiemy, że zaraz dotknie nas największa susza w ostatnich dekadach, to powinniśmy ograniczać wodę. Ale ja mam świadomość, że w Polsce olbrzymia część zasobów wody jest zużywana przez elektrownie węglowe. Więc nawet jeśli my będziemy oszczędzali tę wodę, to co z tego, jak ponad 70 proc. z tego i tak pobierze polska energetyka węglowa? Staram się patrzeć holistycznie na te rzeczy. Ja mogę osobiście podjąć konkretne działania, ale jaki to faktycznie będzie miało udział w pełnym obrazie? Czasem robimy więc coś bardziej dla swojego świętego spokoju i dla swojego sumienia niż dlatego, że to się przełoży na jakieś efekty. Ja dla tego sumienia chodzę na protesty, uczestniczę w Młodzieżowych Strajkach Klimatycznych, bo czuję, że jesteśmy to winni młodszym pokoleniom. Nie opuściłam żadnych wyborów i zawsze głosuję. Ale spory sens ma uświadamianie ludzi na szeroką skalę - co ich czeka i dlaczego ich czeka.
Widzę to po moim najbliższym otoczeniu. Moja mama posłuchała naszego podcastu z Marcinem Popkiewiczem - fizykiem jądrowym, popularyzatorem nauki, klimatologiem, analitykiem megatrendów, autorem portali "Ziemia na rozdrożu" oraz "Nauka o klimacie", autorem książek o klimacie i energetyce - i zapytała mnie dlaczego Marcin Popkiewicz nie jest stałym rezydentem w TVN-ie. Dlaczego on codziennie przez godzinę nie mówi w telewizji tych rzeczy, które powiedział nam? Moja mama prowadzi na dolnym śląsku "Bar Dobrze". Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że ma ochotę wywiesić na nim wielki baner z napisem "Uratujmy planetę". Zaczęła wysyłać swoim przyjaciółkom, swoim współpracownikom i współpracowniczkom wiadomości na WhatsAppie, że muszą posłuchać naszego podcastu i że ich będzie odpytywać. A do tego wprowadziła całą sekcję roślinnego jedzenia i wegańskich potraw do menu, skróciła łańcuch dostaw, dużo rzeczy kupuje lokalnie. Więc jeżeli moja mama - Lucyna Sztaba - była w stanie poprowadzić akcję edukacyjną i wprowadzić różne ulepszenia na poziomie małego baru w Kłodzku, to wydaje mi się, że każdy może, zyskując ekologiczną świadomość, zrobić coś dobrego dla świata.
***
*Martyna Sztaba (ur. 1984) - współwłaścicielka i CEO w startupie Syntoil, który zajmuje się pozyskiwaniem sadzy ze zużytych opon w zrównoważony ekologicznie sposób. Razem z Anną Piętą współprowadzi podcast Muda Talks o ekologicznych rozwiązaniach. Absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, studiowała polonistykę na UJ, organizację produkcji filmowej i telewizyjnej na Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi i komunikowanie strategiczne na SGH w Warszawie.
*Aga Kozak jest dziennikarką, coacherką i specjalistką z zakresu wellbeing. Pisze m.in. dla gazety.pl, "Gazety Wyborczej", "Wysokich Obcasów". Była Dyrektorka Programowa współtworzonego przez nią Instytutu Dobrego Życia. Dla gazet i magazynów lifestylowych, kulinarnych i podróżniczych pisze głownie o rozwoju i przyjemności, w tym przyjemności z jedzenia. Jest specjalistką od pogłębionych wywiadów, autorką jedynej w Polsce rozmowy z Anthonym Bourdainem. W swojej karierze rozmawiała min. z Brene Brown, Stingiem, Gisele Bundchen. Stworzyła ogólnopolski projekt konferencji "Kobiety wiedzą, co robią". Jest stałą ekspertką min. Dzień Dobry TVN w zakresie wellbeing. Co miesiąc pisze dla "Gazety Wyborczej" superpopularny newsletter o seksie.