"Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że robienie zdjęć z tygrysami to wspieranie strasznego biznesu"

- Podróżowanie od dawna nie jest już luksusem zarezerwowanym dla najbogatszych. Coraz więcej ludzi podróżuje i będzie ich tylko przybywać. Dlatego jedyna droga, którą widzę, to podróżowanie w sposób bardziej świadomy - o odpowiedzialnym podróżowaniu rozmawiamy z podróżniczką Ulą Fiedorowicz.

Nasza planeta potrzebuje nas dziś jak nigdy. Oceany i plaże zaśmiecone są plastikiem. Klimat zmienia się radykalnie. Co jednak zrobić, by realnie jej pomóc? W naszym cyklu "Ludzie w klimacie" pokażemy wam inspirujące sylwetki osób, które zmianę zaczęły od siebie i które dziś pokazują nam, co zrobić, żeby lepiej dbać o nasz dom - Ziemię. Na kolejne odcinki cyklu zapraszamy w każdy piątek o 16 na Gazeta.pl.

Gdybyś mogła zmienić jedną rzecz dotyczącą naszego klimatu/naszej planety, co by to było?

Zaprzestanie masowej hodowli zwierząt. Nasza planeta od dawna nie radzi sobie z naszym zapotrzebowaniem na mięso, którego spożycie nigdy w historii nie było tak wysokie jak obecnie. 1/3 uprawianych zbóż na świecie jest wykorzystywana tylko do karmienia zwierząt hodowlanych. Ten przemysł w ogromnej skali zanieczyszcza powietrze, wodę i pochłania coraz więcej terenu, którego wraz z rosnącą liczbą ludności zaczyna nam brakować. Drugą rzeczą byłoby wprowadzenie zmian w produkcji żywności tak, żeby masowo nie niszczyć bioróżnorodności.

 Ciekawa inicjatywa ekologiczna, która przyciągnęła ostatnio twoją uwagę to:

Jesienią czytałam o pierwszym w Polsce projekcie obywatelskiego rezerwatu przyrody, założonym przez Łukasza Długowskiego w ramach fundacji Dziko. Rezerwat nad Bugiem, niedaleko Warszawy ma na celu uchronić jedną z ostatnich dzikich polskich rzek przed regulacją i zabudową. Autor projektu na własną rękę organizuje zbiórki pieniędzy, wykorzystuje swoje środki, stara się negocjować z właścicielami gruntów, żeby fundacja mogła wykupić zagrożone ziemie i zrobić z nimi dokładnie nic. Tylko w taki sposób tamtejszy ekosystem może przetrwać. Fantastyczny pomysł, mam nadzieję, że jeszcze będzie o nim głośniej.

***

Aga Kozak*: Podróże szkodzą środowisku?

Ula Fiedorowicz*: Szkodzą. Na wiele różnych sposobów, ale warto na początek wyszczególnić latanie samolotem. Kiedyś zupełnie nie patrzyliśmy na to, jak nasze loty wpływają na planetę, z jakimi emisjami dwutlenku węgla się wiążą. W ostatnich latach zaczęło się w trosce o klimat mówić o tym coraz więcej. Dość wcześnie zainteresowałam się tematem, śledziłam zagraniczną prasę, szukałam programów i filmów dokumentalnych. Poza tym, podróżując, sama naoglądałam się w różnych miejscach negatywnych skutków turystyki i miałam dużo przemyśleń z tym związanych. Coraz większa wiedza przełożyła się na coraz obszerniejsze działania i zmiany w moim stylu życia.

Jak rozumiem kiedyś latałaś więcej i bez poczucia winy?

Nie miałam jeszcze 20 lat, kiedy zwróciłam uwagę na tanie loty. Były przełomem w sposobie naszego podróżowania, bardzo skróciły dystanse i obniżyły koszty podróży. Tyle, że nic nie jest za darmo. Zrozumiałam, że nawet jeżeli nie płacę z własnej kieszeni, płaci za to środowisko.

I odmawiasz sobie tego teraz?

Mocno zredukowałam podróże samolotem, opłacam emisje, a tam, gdzie mogę, wybieram bardziej ekologiczne środki transportu. Wiadomo, że z latania nigdy nie zrezygnujemy, bo jesteśmy na tym etapie rozwoju, że globalizacja nam na to nie pozwoli. Jednak mnie chodzi o to, żeby podchodzić do tematu latania bardziej świadomie. Krótsze dystanse pokonywać transportem lądowym, dłuższe loty starać się rezerwować bez przesiadki, bezpośrednio do celu. Wybór linii lotniczych też nie jest tu bez znaczenia. Tanie linie są najwyżej w rankingach jeżeli chodzi o szkodzenie środowisku. Oferują ogromną ilość połączeń, często na bardzo krótkich dystansach, nie mają też dobrych opinii jako pracodawcy. Są przewoźnicy, którzy otwarcie mówią o problemie i starają się robić coś w kierunku mniejszej szkodliwości. W Europie linie KLM wyszły naprzeciw rosnącej popularności szwedzkiego hasła #flygskam (wstyd spowodowany lataniem). Linie postanowiły wymienić połączenia lotnicze na trasie Amsterdam-Bruksela na kolejowe. Pojawiła się krytyka, że to tzw. greenwashing, ale moim zdaniem przynajmniej nie chowają głowy w piasek i starają się szukać rozwiązań.

Ty latanie i podróżowanie w ogóle ograniczyłaś, ale my - nie tylko Polacy, ale świat - bardzo się w podróżach rozbestwiliśmy. Możemy, więc podróżujemy, często nie patrząc na skutki.

Podróżowanie od dawna nie jest już luksusem zarezerwowanym dla najbogatszych. Coraz więcej ludzi podróżuje i będzie ich tylko przybywać. Dlatego jedyna droga, którą widzę, to podróżowanie dużo bardziej odpowiedzialnie: bycie świadomym, jak nasze wybory i zachowania wpływają na odwiedzane miejsca, ludzi, środowisko.

Pamiętam, jak trafiłam któregoś dnia na instagramową celebrytkę, która leciała z Krakowa do Warszawy, zapewniając o tym, że nawet jeżeli wybrałaby pociąg, to i tak to nie ma znaczenia dla środowiska, bo samolot przecież i tak by poleciał bez niej... Gdyby wszyscy tak myśleli, skutki byłyby opłakane. Wiadomo, odległości są różne, połączenia też, ale czasami warto się przynajmniej rozeznać w temacie, jakie mamy możliwości, bo można się pozytywnie zaskoczyć. Np. międzynarodowe połączenia kolejowe są naprawdę szybsze, wygodniejsze i tańsze.

A jakbyś miała pojechać z Salzburga na Sycylię, to wybrałabyś pociąg czy samochód?

Najpierw sprawdziłabym, jakie są opcje połączeń. Dużo zależy też oczywiście od tego, czy podróżujemy sami czy większą grupą. Jeśli jadą cztery osoby, to będzie ok dla środowiska i tańsze dla nas, gdy weźmiemy auto. W końcu koleje też nie zawsze pobierają energię z ekoźródeł. W ogóle nie demonizowałabym samochodu w temacie podróżowania. Powiedziałabym, że samochody powinny się trzymać z dala od centrów miast, bo tam stwarzają największe problemy. Tam naprawdę można przerzucić się na komunikację miejską czy rower - ja cały rok jeżdżę po mieście rowerem.

Kiedy wybuchła pandemia, napisałaś na swoim blogu zaangażowany tekst, mówiący o tym, że to właśnie jest ten moment, który możemy spędzić na zastanowieniu się nad tym, jak podróżujemy. Podałaś 17 zasad, którym moglibyśmy hołdować, budując nowy sposób podróżowania.

Jedna z zasad, które podaję, dotyczy unikania atrakcji wykorzystujących zwierzęta. Na szczęście coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że robienie sobie zdjęć z tygrysami jest wspieraniem naprawdę strasznego biznesu.

Ula FiedorowiczUla Fiedorowicz archiwum prywatne

Myślę, że o ile fotografowanie się z tygrysem nie jest tak częste, to już zrobienie sobie zdjęcia z małpką czy wężem jest postrzegane dość neutralnie, nie mówiąc już o pójściu do delfinarium.

Tak, dla rodzin z dziećmi delfinarium może wydawać się oczywistą atrakcją, a jednak etycznie nie jest to w porządku. Powiedzmy sobie szczerze - miejsce dzikich zwierząt jest na wolności. Jeszcze gorsze są przejażdżki na słoniach w Azji, wciąż dość popularna atrakcja w niektórych krajach. Zwierzęta trzymane są na łańcuchach, w pełnym słońcu, bez dostępu do właściwego pożywienia i w ciągłym stresie. We wspomnianym poście mówiłam też o sprawiedliwym targowaniu się.

Dla niektórych to naturalna część podróży po krajach Bliskiego czy Dalekiego Wschodu.

Targowanie się to obowiązkowy element niektórych kultur. W innych krajach, np. Ameryki Południowej, to cena, jaką płaci się za bycie białym turystą. W tym całym targowaniu trzeba natomiast mieć wyczucie i w drugiej stronie widzieć człowieka, który też chce zarobić. Skoro stać nas na podróż, to bądźmy czasem gotowi zapłacić za coś więcej. Nie zbijajmy cen tylko dla sportu i satysfakcji, że dostaliśmy coś prawie za darmo.

To są elementy podróży, które kojarzę, ale np. nigdy nie myślałam, że możemy zaszkodzić środowisku czy planecie, tagując się na Instagramie!

Niewiele się o tym mówi, a są miejsca, które boleśnie przekonały się o efektach tej praktyki. W 2018 organizacja turystyczna doliny Jackson Hole w Wyoming w USA stworzyła kampanię z prośbą o zaprzestanie tagowania ich lokalizacji. Innym takim miejscem jest park narodowy Banff w Kanadzie, gdzie wzrost liczby odwiedzających niebywale się w ciągu kilku lat powiększył. Wręcz skokowo.

Ale dlaczego?

Ludzie masowo odwiedzają je, bo chcą koniecznie powtórzyć zdjęcie, które widzieli na Instagramie. Zadeptują więc miejsce, które nie jest przygotowane na takie liczby odwiedzających, cierpi na tym fauna i flora. W 2017 park Banff został nawet tymczasowo zamknięty, bo liczba turystów wymknęła się spod kontroli.

Zawsze aktualny wydaje się dylemat dotyczący fotografowania w podróży innych ludzi.

Ważne jest, żeby nie traktować drugiej strony jak przysłowiowej "małpy w ZOO", ale jak człowieka. Z drugiej strony - oczywiście - fotografia reportażowa jednak też nie jest fotografią, w której fotograf pyta, czy może zrobić zdjęcie w każdej sytuacji. Jest parę zasad etycznego fotografowania w podróży, które opierają się m.in. na szacunku do ludzi i przyrody, uczciwości, słuchania i próby zrozumienia drugiej strony, unikania kolonialnej narracji czy egzotyzacji. Polecam odwiedzić stronę Photographers Without Borders, żeby się dowiedzieć więcej.

A dlaczego powinniśmy unikać atrakcyjnych miejsc turystycznych w sezonie? Nie tylko dlatego, że są wtedy zatłoczone...

Ludzie często patrzą tylko na to z własnej perspektywy, nie myśląc o całości. "Ale przecież mnie nie przeszkadzają tłumy!" - mówią, ale tu nie chodzi tylko o nasz komfort zwiedzania czy plażowania. Chodzi o tę drugą stronę: miasta oczywiście zarabiają na turystach, ale też cierpią, a w szczególności ich mieszkańcy. Na przykład Airbnb doprowadziło w wielu miejscach na świecie do takiej sytuacji, że mieszkańcy miast muszą wyprowadzać się dlatego, że ceny czynszów idą w górę, bo monopoliści wynajmują mieszkania turystom. Airbnb, które było wspaniałym pomysłem, jednak rozrosło się ponad miarę. Niektóre miasta, jak Paryż czy Amsterdam, już z tym walczą. Poza tym nie chodzi tylko o kwestie mieszkalne, lecz także utrudnienia w ruchu. Jest takie miasteczko w Austrii bardzo popularne wśród azjatyckich turystów do tego stopnia, że Chińczycy zbudowali jego kopię gdzieś w Chinach. Hallstatt ma 800 mieszkańców, a odwiedza go rocznie ponad milion osób. Jest symbolem tzw. overtourism. Co ważne, odwiedzają je przede wszystkim tzw. "dzienni turyści".

Czyli?

Dzienny turysta zostaje przywieziony autokarem przez firmę międzynarodową, ma ze sobą jakiś lunchbox, więc nie wydaje nawet pieniędzy na jedzenie w lokalnych miejscach. Miasteczko ma minimalną korzyść z turystyki, a odczuwa przede wszystkim negatywne skutki. Hałas, zamieszanie, turyści potrafią wchodzić nawet na prywatne posesje do ogrodu. Ludzie tam mają turystów dość. Dzienny turysta to duży problem wielu miast w sezonie. Ostatnio do ich listy dołączył Dubrownik, za sprawą "Gry o tron". Turyści przypływają m.in. promami i statkami, zalewają miasto na dzień, ale niewiele wydają przy tym pieniędzy, bo wszystko mają zapewnione na statku.

Wenecja?

Ciągle zadeptywana. Władze już wprowadziły opłaty za wstęp do miasta do 10 euro dla dziennych turystów przypływających przede wszystkim statkami. Żeby nie było: wszystko jest ok z jeżdżeniem w różne miejsca, ale ważne jest, żeby je szanować i być tam naprawdę. Nie śmiecić, nie szkodzić, nie przeszkadzać, wesprzeć mieszkańców. Zamieszkać w małym hoteliku, kupić u lokalnego sprzedawcy, pójść do restauracji. Ważne też, żeby kupować pamiątki, które są robione na miejscu.

Sprawdzić, czy nie są produkowane w Azji?

Zawsze. Można sobie odpuścić głupotki, a zainwestować w lepsze produkty zrobione przez mieszkańców regionu. Ja nawet przywożę czasem chleb, ale rozumiem, że są tacy, którzy lubią sobie coś powiesić na ścianie, czy postawić na szafce. Ale chiński magnes naprawdę warto sobie podarować.

Czyli wygląda na to, że nie powinniśmy mieszkania wynajmować od kogoś? Wielkie sieci hotelowe też bywają nieetyczne...

Najlepiej wspierać lokalne domy gościnne i małe rodzinne bed&breakfast oraz niezależne pokoje czy mieszkania na wynajem. Hotele im bardziej lokalne - tym lepiej: nasze pieniądze trafią wtedy do państwa i miasta, które odwiedzamy, do jego mieszkańców, a nie do korporacji. A jak już jesteśmy w hotelu, to powinniśmy traktować go jak nasz własny dom.

I pewnie dawać znać, żeby nie zmieniać nam ręczników czy pościeli.

Hotele często nam o tym przypominają, bo to, że nie będą nam zmieniać codziennie ręczników, opłaca się nie tylko planecie, lecz także im. W podróż warto zabierać też swoje kosmetyki, nawet w wielorazowych buteleczkach, choć ja zazwyczaj mam swój poręczny i eko szampon w kostce. A jak już używać tych małych szamponów i balsamów, to nie odkręcać wszystkich naraz. Te nienapoczęte zostaną wykorzystane ponownie. Oczywiście wiele hoteli wprowadza teraz proekologiczne rozwiązania, choćby kosmetyki w dużych, ponownie napełnianych tubach - to fajne, zużywa się wtedy mniej plastiku.

Ula FiedorowiczUla Fiedorowicz archiwum prywatne

W najbliższym czasie będziemy uczyć się zupełnie inaczej podróżować.

Chcesz pewnie mnie zapytać, jak to będzie? Wydaje mi się, że na pewno część zachodnich turystów zmieni trochę podejście do podróżowania. Bo my się już trochę najeździliśmy w życiu, duży mówi się na naszym kontynencie o kryzysie klimatycznym, więc łatwiej będzie nam podejść do tematu odpowiedzialnie. Podobnie jest z modą: nawet jeśli interesujesz się modą, to teraz trudno jest wyobrazić sobie kupowanie ciuchów bez zwracania uwagi na środowisko. Z podróżami jest tak samo jak z ubraniami, doszliśmy do takiego punktu, że naprawdę możemy podróżować bez ograniczeń, więc możemy pójść w bardziej rozsądnym kierunku. Powstanie dość wąska, z czasem na pewno rosnąca, grupa świadomych turystów. Z drugiej strony, masy ludzi będą podróżować tak jak do tej pory. Nie uważam, że wszyscy ludzie nagle się zmienią i będzie pięknie i kolorowo. Jestem ciekawa, jak to będzie wyglądało np. pod względem lotów. Bo wygląda na to, że niektóre kraje bardziej się zwracają ku kolei. Tak jest np. w Niemczech czy w Austrii: pojawia się coraz więcej nocnych pociągów i połączeń międzynarodowych. Jestem pewna, że część miast, które mają problem z dużą nadwyżką turystów, wprowadzi bilety wstępu do miast. Albo ograniczenia w ruchu turystycznym.

Ula FiedorowiczUla Fiedorowicz archiwum prywatne

A jak ty wspierasz środowisko swoimi codziennymi wyborami?

Na co dzień staram się jeść roślinnie. Nie jem mięsa, czasami ryby, owoce morza, ale to głównie, kiedy jestem nad morzem lub oceanem. Redukuję też śmieci: jak najczęściej się da kupuję bez opakowania, co nie jest bardzo łatwe, ale gdzie mogę chodzę ze swoimi opakowaniami. Zakupy zawsze robię ze swoją torbą. Segreguję śmieci, nawet w pracy jestem takim "stróżem od segregowania": za każdym razem, jak widzę, że coś jest nie w tym pojemniku, a nie mam oporu przed grzebaniem w śmietniku, to przekładam. Staram się nie marnować jedzenia. Rower jest moim głównym środkiem transportu. Mam mało kosmetyków i staram się wybierać te naturalne i nietestowane na zwierzętach. Staram się też unikać przy zakupach produktów wielkich koncernów tam, gdzie to możliwe. Generalnie żyję całkiem minimalistycznie, nie lubię zagracać życia zbędnymi przedmiotami. Od kiedy ograniczyłam bardziej odległe podróże, dużo jeżdżę z moim chłopakiem jego busem, w nim sobie śpimy. Oczywiście nigdzie nie zostawiamy po sobie śmieci. W Austrii, gdzie mieszkam, ludzie bardzo szanują Alpy i jak się chodzi po ścieżkach górskich, widać, jak jest czysto. Mam też takie marzenia dotyczące tego, jak bym chciała, żeby ludzie podróżowali...

Opowiedz.

Powiem tak: chciałabym, żebyśmy w podróży brali pod uwagę wszystko i wszystkich dookoła, a nie tylko siebie, swoją wygodę i przyzwyczajenia. Bo to właśnie zabija planetę.

***

*Ula Fiedorowicz poznaje świat, podróżując i mieszkając w różnych miejscach. Kilka lat temu wraz z partnerem przejechała na motocyklu 11 000 km przez Amerykę Południową. Na co dzień mieszka i pracuje w Austrii. Żyje w zgodzie ze sobą, na blogu i w mediach społecznościowych promuje odpowiedzialne podróżowanie i zachęca do świadomego życia z poszanowaniem natury.

*Aga Kozak jest dziennikarką, coacherką i specjalistką z zakresu wellbeing. Pisze m.in. dla gazety.pl, "Gazety Wyborczej", "Wysokich Obcasów". Była Dyrektorka Programowa współtworzonego przez nią Instytutu Dobrego Życia. Dla gazet i magazynów lifestylowych, kulinarnych i podróżniczych pisze głownie o rozwoju i przyjemności, w tym przyjemności z jedzenia. Jest specjalistką od pogłębionych wywiadów, autorką jedynej w Polsce rozmowy z Anthonym Bourdainem. W swojej karierze rozmawiała min. z Brene Brown, Stingiem, Gisele Bundchen. Stworzyła ogólnopolski projekt konferencji "Kobiety wiedzą, co robią". Jest stałą ekspertką min. Dzień Dobry TVN w zakresie wellbeing. Co miesiąc pisze dla "Gazety Wyborczej" popularny newsletter o seksie.

Więcej o: