Nasza planeta potrzebuje nas dziś jak nigdy. Oceany i plaże zaśmiecone są plastikiem. Klimat zmienia się radykalnie. Co jednak zrobić, by realnie jej pomóc? W naszym cyklu "Ludzie w klimacie" pokażemy wam inspirujące sylwetki osób, które zmianę zaczęły od siebie i które dziś pokazują nam, co zrobić, żeby lepiej dbać o nasz dom - Ziemię. Na kolejne odcinki cyklu zapraszamy w każdy piątek o 16 na Gazeta.pl.
Karol Podyma Marta Kondrusik
Karol Podyma*: Siedem lat temu, opowiedział mi o nich mój ojciec. Jest naukowcem, szefem banku genów roślin uprawnych, jedynym takim w Polsce, pracował też w Ministerstwie Rolnictwa. Mama jest nauczycielką biologii i przyrody. Wszystkie ciocie, wujkowie są albo po rolnictwie, albo po biologii. I już widzę, że nasze dzieciaki też będą szły w tę stronę.
Koordynacją pracy banku genów. A bank genów zajmuje się przechowywaniem materiału genetycznego różnych roślin, w postaci ich nasion, które są trzymane albo w specjalnych szufladach, albo w ciekłym azocie. Banki dbają o to, żeby materiał siewny był zachowany dla przyszłych pokoleń. Może słyszałaś o tym, że niedawno próbki różnych roślin, które są w banku genów, zostały przekazane do Globalnego Banku Nasion, który znajduje się na norweskim archipelagu Svalbard. Te banki to taka nasza polisa na życie. Bank w Radzikowie, gdzie mieszkam, zajmuje się głównie roślinami uprawnymi. Mam marzenie, żeby w przyszłości stworzyć bank genów dzikich roślin. Przechowywać nasiona tych, które są na pierwszy rzut oka bardzo pospolite, ale przy zmianach, które następują, trzeba myśleć już o tym, że ich może zabraknąć.
W kodach genetycznych tych roślin jest zmagazynowanych wiele informacji, które kiedyś mogą się nam przydać. Chociażby odporność różnych gatunków na suszę. Można będzie przy pomocy inżynierii genetycznej np. wszczepiać taką odporność innym roślinom. Dla dobra ludzkości będziemy musieli wykorzystywać nowoczesne formy manipulacji genami roślin. Wiem, że może to brzmieć strasznie, ale to jest niezbędne i to się już dzieje. Musimy wspierać aklimatyzację roślin do panujących warunków.
Na generalną zmianę klimatu. Obserwuję ją od dzieciństwa, podobnie jak wpływ roślin na rozmaite środowiska. Od najmłodszych lat jeździłem z tatą na różne wyprawy, żeby testować rośliny. Jako dziesięciolatek uczestniczyłem w takich projektach, które pomagały dobrać odpowiednie rośliny do miejsc, gdzie np. były bardzo zdegradowane gleby.
Np. tereny po kopalniach siarki, czy w pobliżu zakładów azotowych, takie gdzie już nic nie chce rosnąć. Szukaliśmy i właściwie wciąż szukamy roślin, które by sobie dobrze dawały radę w takich warunkach. Dorastanie w domu biologów chyba daje inne spojrzenie na rzeczywistość. Mam wpojone poszanowanie dla przyrody. Chciałem zostać weterynarzem, ale zająłem się produkcją roślin. Teraz będę się jeszcze kształcił na rolnika. Niebawem kupujemy gospodarstwo, gdzie będziemy chcieli stworzyć centrum edukacji, żeby pokazać łąki kwietne w formie bardziej namacalnej. Żeby można było zobaczyć, jak dzikie rośliny funkcjonują i dlaczego są ważne.
Widziałaś kiedyś taką miejską łąkę właśnie wtedy, kiedy kwitnie? Jest przepiękna i wzbudza niesamowite emocje, prawda? Łąki kwietne zostały stworzone przez nas sztucznie, żeby wspierać różnorodność przyrody. Żeby tereny, które są zdegradowane albo przekształciły się z powodu nieodpowiedniego użytkowania - czyli częstego koszenia - wzbogacić i żeby mogły przynosić więcej korzyści niż zwykły trawnik, na którym znajduje się tylko parę gatunków roślin.
Oczywiście nas też cieszą i mamy z nich wielorakie korzyści, ale to miejsca, które mają przede wszystkim wspierać owady. Bo bez owadów nie będą mogły się wyżywić inne owady, ptaki, ssaki - w tym również ludzie. Owady wykonują najważniejszą dla nas pracę, czyli zapylają drzewa owocowe, różne rośliny jagodowe, warzywa - bez owadów po prostu nastąpi załamanie produkcji tych roślin. Nasza dieta stanie się bardziej monotonna, będziemy głównie musieli wyżywić się roślinami wiatropylnymi, czyli zbożami.
Zakładanie łąki Łąki kwietne
Różnorodność w środowisku zapewniają w wielkim stopniu kwiaty. Jeśli nie będziemy się ich pozbywać - czyli np. ograniczymy koszenie - to wyżywią więcej owadów. Oczywiście to nie jedyne remedium na ten niepokojący stan: niemieccy naukowcy opisali, że w ciągu 25 lat biomasa owadów, czyli masa całkowita owadów, w Niemczech spadła o 75 proc. i to tylko w rezerwatach przyrody i parkach narodowych. Na terenach rolniczych, gdzie używa się dużo środków chemicznych, ten spadek jest na pewno jeszcze większy. Więc to ostatnia chwila na to, żeby coś zrobić. Wspólnymi siłami, nawet zostawiając po prostu nieuporządkowane fragmenty ogrodów, możemy zmieniać przestrzenie w bardziej przyjazne dzikiej przyrodzie i jesteśmy w stanie pomóc.
Są już miejsca na świecie, gdzie wspiera się mieszkańców finansowo, żeby nie kosili zbyt często swoich ogrodów i siali na swoich trawnikach chociażby koniczynę białą, która jest bardzo tania w produkcji i łatwa w utrzymaniu. Druga rzecz, którą możemy robić, to obsiewać nieużytki, po prostu rzucać nasiona w różne miejsca.
Bo surfinie, pelargonie czy inne popularne gatunki balkonowe wyglądają może efektownie, ale nie dają żadnych korzyści środowiskowych - owady się na nich nie wyżywią. A jak na balkonie zakwitnie w skrzynce maciejka, chaber bławatek, nagietek lekarski czy rośliny motylkowate...
Z grupy koniczyn, one zawsze sobie świetnie radzą na balkonie. Takie dzikie i uprawne rośliny to mały hotspot bioróżnorodności dla zapylaczy. Nasiona na balkonową nanołączkę można kupić, ale jeszcze lepiej jest pozbierać je samodzielnie w czasie letnich spacerów. Kiedy kwiaty stracą płatki, w ciągu kilku tygodni w ich miejsce pojawią się nasiona. Można je wykorzystać na balkonie albo do ukwiecania przestrzeni na zewnątrz.
To taka pożyteczna kulka z gliny i nasion. Już legiony rzymskie, podróżując po całej Europie, zabierały ze sobą właśnie takie kule z nasionami, żeby zasiewać trudno dostępne miejsca. W dzisiejszych czasach takie kule wykorzystuje się np. w akcjach miejskich partyzantek ogrodniczych. Bomba kwietna jest bardzo prosta do zrobienia. My dodajemy do niej kompost, bo takie podłoże jest bogate w składniki odżywcze. To ważne, żeby wykorzystywać kompost, a nie ziemię ogrodową, którą produkuje się na bazie torfu. Pozyskiwanie torfu bardzo obciąża środowisko! Należy zaprzestać osuszania bagien i szukać alternatywnych źródeł podłoży ogrodniczych, a kompost jest odnawialnym zasobem.
...czyli wspaniałego składnika, który możemy sobie sami wyprodukować, dodajemy gliny jako spoiwo, które dostarcza też mikroelementów (zdradzę sekret, że najlepsza jest glina wędkarska, nie ceramiczna!) oraz nasion roślin. Wszystko to w proporcjach 1 do 1 mieszamy z wodą i formujemy kulki - dzieciaki będą w ekstazie - a potem można taką kulę wrzucić do doniczki lub rzucić sąsiadowi na wypielęgnowany trawnik - ups! - chciałem powiedzieć: jakiś nieużytek.
Zielony gazon, dywan bez kwiatów to pustynia ekologiczna, bo po pierwsze jest tam tylko trawa, która w takim stadium koszonego nisko trawnika nie ma zupełnie żadnego znaczenia. Zysk ekologiczny jest z niej taki, jak z betonu. A do tego zużywamy zasoby na to, żeby ten trawnik kosić. Policzyli to amerykańscy naukowcy: miliony litrów benzyny są zużywane do koszenia trawy, czasem przeciekają na nią. To powoduje skażenie środowiska. Poza tym prawie 5 proc. zanieczyszczenia powietrza w Stanach Zjednoczonych pochodzi z silników kosiarek. Trujemy rośliny, owady, zwierzęta, ale trujemy też siebie. Z wielkim bólem serca patrzę na kosiarzy, którzy wędrują przy naszych drogach z tymi kosami spalinowymi: nie dość, że narażają się na hałas, to jeszcze cały czas przy ich głowach jest silnik, który emituje do ich płuc szkodliwe związki. A można robić inaczej. Gdy byłem parę lat temu na Słowenii, widziałem przy autostradzie kosiarzy, którzy kosili skarpy kosami zwykłymi, tradycyjnymi.
Krakowskie łąki kwietne Łąki kwietne
To ogólny trend światowy. Tak jak z Wielkiej Brytanii przywędrowała do nas moda na trawniki tak również z Wielkiej Brytanii przywędrowała moda na łąki kwietne, bo nie dość, że niezwykle urokliwe, to przede wszystkim są szalenie pożyteczne. Takie firmy jak nasza, które zajmują się produkcją dzikich kwiatów, funkcjonują już od wielu lat w Niemczech, w Szwajcarii, we Francji. U nas pojawiły się później, bo jesteśmy troszeczkę bardziej "zacofani" w degradacji środowiska.
Bardzo, ale i tak ta potrzeba się pojawia. Polacy są liderami we wzroście wykorzystania środków chemicznych do upraw rolniczych. Wylewamy je na pola, degradujemy środowisko. A my zajmujemy się nie tylko sprzedażą nasion, doglądaniem łąk, robieniem ekspertyz, uczeniem jak dbać o łąki. Staramy się, żeby nasza działalność była takim pomostem między naukowcami a zwykłymi ludźmi, bo naukowcy też czasem mówią niezrozumiale. A jak człowiek zobaczy np., że jak raz nie skosi, to na jego trawniku pojawia się ekosystem, to inaczej popatrzy na świat. Wyrosną stokrotki, mniszek lekarski...
No na nią trzeba uważać! Ale to jedyny minus niekoszenia. A do tego naprawdę oszczędzimy mnóstwo pieniędzy, te oszczędności w skali kraju to gigantyczne sumy! Trawniki zupełnie nie pasują do naszego klimatu, szczególnie teraz, jak jeszcze robi się coraz cieplejszy. Żeby mieć ładny trawnik, potrzebna jest cenna woda, środki chemiczne, których używamy, w postaci nawozów, no i środki chemiczne w postaci środków walczących z wszystkim, co nie jest trawą na trawniku. A używając tej chemii, robimy krzywdę swojej rodzinie i zwierzętom. Badania dowodzą, że środki, których używamy na trawnikach, można znaleźć we krwi naszych psów, kotów, dzieci.
Praktycznie każde duże miasto ma teraz jakiś projekt łąkowy. Mniejsze ośrodki też mają już pierwsze próby z kwietnymi polanami za sobą. Dziś wysłałem nasiona do Hrubieszowa. Jutro mam kontrolę łąk w Bielsku-Białej. Jest Warszawa, Wrocław, Poznań. Miastem, gdzie zaczęła się cała ta kwietna rewolucja, jest Kraków. 10 ha łąk, na 20 lokalizacjach, systematycznie powiększane. Kraków już zakupił odpowiedni sprzęt.
Bo firmy, które obsługują miasta nie mają sprzętu odpowiedniego do koszenia łąk. Koszenie łąki się odbywa w trochę inny sposób niż trawnika, ważny jest też odpowiedni termin, żeby większość roślin miała szansę przejść cały cykl życiowy, czyli wydać nasiona i zapewnić ciągłość gatunku. I tego nie można zrobić zwykłą kosiarką tylko trzeba użyć albo kosiarki listwowej albo kosiarki talerzowej - a talerzowej akurat nie można używać w mieście. I to się naprawdę zmienia! Bo łąki, które się tworzy teraz w miastach, to element edukacji i miasta płacą konkretne pieniądze, żeby tę edukację prowadzić. Pokazując ludziom łąki ozdobne założone sztucznie, rozbudza się refleksję, po co to właściwie zrobiono. Łatwiej mieszkańcom jest wytłumaczyć dlaczego ograniczamy koszenie w niektórych miejscach, bo tak naprawdę czasem wystarczy, żebyśmy tylko zaprzestali koszenia, a one samoczynnie by się zmieniały w bardzo cenne zbiorowiska roślinne. Bardzo się cieszymy, że grupa przeciwników koszenia jest coraz większa, bo parę lat temu było bardzo ciężko, nawet osobom, które zajmowały się zielenią, bo tłumaczyli, że to jest przyjazne. Ale były też i inne argumenty.
Otrzymałem oficjalne pismo, że łąka to siedlisko dla szczurów i że mogą się tam zbierać śmieci. Ale już udało się przekonać tę osobę, która to napisała, że jest inaczej. Poza tym łąki to też ogromne oszczędności: ograniczamy koszenie do dwóch razy w roku. No i nie hałasuje się ludziom pod oknami.
Łąka na osiedlu Bielany Warszawa Łąki kwietne
Oczywiście! Po pierwsze rozbudowane systemy korzeniowe roślin penetrują glebę o wiele głębiej niż trawnik - trawa to parę, paręnaście do 10 cm w głąb, a niektóre dzikie gatunki mogą mieć rozbudowany system korzeniowy na nawet parę metrów. Dzięki temu poradzą sobie podczas suszy. Łąka jest w stanie wchłonąć jednorazowo nawet dwa razy więcej wody niż trawnik. Drugą rzeczą jest to, że wyższa roślinność zmniejsza jej parowanie. To bardzo łatwo zaobserwować: na trawniku sucho, a na dzikim trawniku mamy mokre buty. To, że jest to roślinność wyższa ogranicza też operowanie słońca, które tak mocno nie nagrzewa gleby. Dzięki temu zmniejsza się temperatura na tej powierzchni. Beton w słońcu pewnie ma 45-50 stopni. Na trawniku pewnie z 10 stopni mniej. Ale jak już włożymy termometr w wyższą roślinność, różnica może być nawet około 20 i 30 stopni w porównaniu z asfaltem. Poza tym powietrze, które wędruje przez łąki, między tymi źdźbłami też się wychładza i działa jak naturalny klimatyzator. Tę samą funkcję mają drzewa w mieście. Tylko że drzewa nie wszędzie można posadzić, a to, żeby nie kosić, jest proste.
Nie jest za późno! Każdy myśli, że rośliny wysiewamy na wiosnę i tylko wtedy one wtedy rosną. Ale to nieprawda: jak wysiejemy je za wcześnie, to mogą być przymrozki, tak jak mieliśmy teraz, prawda? Tak naprawdę najlepszy moment dopiero się zaczyna. Jest już po "zimnych ogrodnikach", po "zimnej Zośce", trochę nawet pada. Ja wysiewam jednoroczne mieszanki nawet do połowy lipca, żeby wesprzeć owady: jeśli wysiewamy łąkę później, to ona "wstrzeli" się w taki moment, kiedy mało co kwitnie. Łąka posiana późno może kwitnąć aż do pierwszych mrozów.
Jeżeli chcesz, żeby łąka była sukcesem, ważne jest przygotowanie gruntu. Ale jeżeli nie zależy ci na tym, żeby mieć od razu łan kwiatów, to możesz sobie sypnąć swobodnie te nasionka - coś na pewno zacznie funkcjonować. Jeżeli nie w pierwszym roku, to w następnym. Nie zrażajmy się, jak nam coś nie wyjdzie za pierwszym razem, nasiona zawsze można dosiać. A jeżeli nie chcemy wydawać pieniędzy na nasiona, to przejść się po okolicy i sobie pozbierać. Łąka to nie jest taka skomplikowana sprawa, to kwestia natury. Pokazuje, że rzeczy nie od razu muszą wyjść za pierwszym razem, ale jak chwilę poczekamy - efekt może być spektakularny.
***
*Karol Podyma - botanik, ogrodnik, specjalista od łąk kwietnych i mieszanek nasion. Współpracuje z samorządami i biznesem - inicjuje, konsultuje i realizuje projekty łąkowe na terenie całego kraju.
*Aga Kozak jest dziennikarką, coacherką i specjalistką z zakresu wellbeing. Pisze m.in. dla gazety.pl, "Gazety Wyborczej", "Wysokich Obcasów". Była Dyrektorka Programowa współtworzonego przez nią Instytutu Dobrego Życia. Dla gazet i magazynów lifestylowych, kulinarnych i podróżniczych pisze głownie o rozwoju i przyjemności, w tym przyjemności z jedzenia. Jest specjalistką od pogłębionych wywiadów, autorką jedynej w Polsce rozmowy z Anthonym Bourdainem. W swojej karierze rozmawiała min. z Brene Brown, Stingiem, Gisele Bundchen. Stworzyła ogólnopolski projekt konferencji "Kobiety wiedzą, co robią". Jest stałą ekspertką min. Dzień Dobry TVN w zakresie wellbeing. Co miesiąc pisze dla "Gazety Wyborczej" popularny newsletter o seksie.