Zmiana czasu środkowoeuropejskiego od wielu lat ma swoich zwolenników i przeciwników. Parlament Europejski w roku 2019 podjął decyzję o ostatecznej rezygnacji z dotychczasowego zwyczaju. Niestety, mimo licznych zapewnień, nie doczekaliśmy się zmian. W ostatnią niedzielę marca ponownie przesuniemy wskazówki naszych zegarów.
Zmiana czasu ma w Polsce wyjątkowo dużą liczbę przeciwników. Podczas badań przeprowadzonych przez Komisję Europejską aż 95 procent rodaków zgłosiło chęć zaprzestania długotrwałego zwyczaju. Pomimo ogólnej akceptacji ze strony rządzących, ze względu na pandemię koronawirusa, plany musiały trafić do szuflady. W tym roku po raz kolejny przesuniemy wskazówki do przodu już w nocy z 27, na 28 marca. Dzięki temu będziemy spać krócej, ale czekają nas dłuższe i jasne wieczory zwiastujące nadchodzące lato.
Zmiana czasu swoich pomysłodawców znalazła w Niemczech. To właśnie w 1916 roku uznano, że przesunięcie wskazówek do przodu, pomoże zdobyć większe pokłady węgla i przyczyni się do wygrania wojny. Uzasadniono to dążeniem do bardziej efektywnego wykorzystania dziennego światła, a co za tym idzie - oszczędności prądu i paliwa. Za wątpliwą ideą Niemiec podążyła Anglia, a w późniejszych czasach USA i Rosja. Obecnie zwyczaj jest praktykowany w 70 krajach świata. Nigdy nie przeprowadzono rzetelnych badań, które jednoznacznie mogłyby wskazać ekonomiczne korzyści ze zmiany czasu.