
Zasadniczy moment we wczesnej młodości Elżbiety miał miejsce w lipcu 1939 roku, kiedy jako trzynastolatka zobaczyła księcia Filipa greckiego, żywiołowego osiemnastoletniego kadeta w Królewskim Kolegium Marynarki w Dartmouth. Przypłynęła wraz z rodzicami królewskim jachtem "Victoria and Albert" na dwudniową wizytę w Królewskim Kolegium. Księcia Filipa wyznaczono do opieki nad dziewczynkami - choć niewykluczone, że sam się do tego wyznaczył - z powodu epidemii świnki wśród kadetów. Bawił się z księżniczkami, przeskakiwał przez siatkę do tenisa, pochłaniał mnóstwo jedzenia i nie przestawał baraszkować, w końcu płynął swoją wiosłową łódką za królewskim jachtem, póki król nie kazał mu zawrócić.
Na znaczącej fotografii - pierwszej przedstawiającej tych dwoje w jednym kadrze - Elżbieta przygląda się czemuś intensywnie, uroczysta i raczej samotna. Na dalszym planie Filip zaśmiewa się z jakiegoś żartu. Surowa Crawfie [niania księżniczek - przyp. red.] uważała, że przez te dwa dni Filip zanadto się popisywał, Elżbieta jednak była zachwycona i nie spuszczała z niego wzroku. Zaczęła korespondować z księciem i kontynuowała to przez całą wojnę, podczas której służył w marynarce na Morzu Śródziemnym i na Dalekim Wschodzie. Postawiła zdjęcie Filipa w swojej sypialni. Kiedy zwrócono jej uwagę, że stwarza pole do plotek, zamieniła pierwsze jego zdjęcie na podobiznę z dużą krzaczastą brodą, mając nadzieję, że to skuteczne przebranie. Wydaje się, że z jej strony była to miłość od pierwszego wejrzenia. (...)
Podczas wojny, Elżbieta uparcie prosiła ojca, by pozwolił jej na poważniejszy udział w wysiłku wojennym niż audycje radiowe i ceremonialne funkcje. Wreszcie udało jej się postawić na swoim i pod sam koniec wojny wstąpić do ATS (Auxiliary Territorial Service, Pomocnicze Służby Samoobrony), gdzie uczyła się obsługiwać samochody i ciężarówki, poznawała też musztrę i zdobywała umiejętność prowadzenia pojazdów.
Była to dla niej rzadka okazja spotkania z rówieśnikami, choć nigdy nie pozwolono, by zapomniała o swojej pozycji; po ćwiczeniach natychmiast ją odwożono, rzadko doświadczała przyjemności szczerej rozmowy. Próbowała nawiązać przyjaźnie, miała nadzieję, że zrobi coś więcej, ale wcześniej upadł Hitler. Prawdę mówiąc, jej wkład w działania wojenne był raczej na pokaz, ładna młoda księżniczka w wojskowym mundurze wymachująca kluczem francuskim to doskonała propaganda.
Dzień Zwycięstwa
Kiedy nadszedł nareszcie Dzień Zwycięstwa, ojciec pozwolił Elżbiecie i Małgorzacie wmieszać się w tłum przed pałacem Buckingham. Maszerowały ramię w ramię w niewielkiej grupie w górę Piccadilly, do Ritza, następnie do Hyde Parku, śpiewając i wiwatując, potem podeszły pod pałac i krzyczały razem ze wszystkimi, żądając ukazania się króla i królowej. Dziewczynki z opuszczonymi kapturami nie zostały rozpoznane na zatłoczonych ulicach; zauważył je co prawda jakiś holenderski żołnierz, ale rozsądnie nie narobił szumu. Jeden z członków grupy towarzyszącej Elżbiecie, wielki przyjaciel królowej ze światka wyścigów konnych, lord Porchester, wówczas w Household Cavalry, wspomina: "Wszyscy byli weseli, szli pod rękę po ulicach i przez całą noc śpiewali Run, Rabbit, Run, Hang out the Washing on the Sigfried Line, Roll Out the Barrel i temu podobne". (...)
Księżniczka Elżbieta w wojskowym mundurze (fot. Wikimedia.org / Domena publiczna)Księżniczka Elżbieta w wojskowym mundurze (fot. Wikimedia.org / Domena publiczna)
Królewski kalendarz odżył w swej pocieszającej przewidywalności: kolejne święta Bożego Narodzenia w Sandringham, lata w Balmoral i weekendy w Windsorze. Wyścigi konne, podobnie jak piłka nożna i rugby, wkrótce odzyskały dawną popularność. Złoty Puchar Ascot, rozgrywany w czasie wojny w Newmarket, od razu w 1945 roku powrócił na rodzimy tor. Grand National, odwołany w 1940 roku, powrócił w 1946. Regaty w Henley, odwołane w czasie wojny, powróciły w postaci skróconych, jednodniowych "regat pokoju" w 1945 roku. Jednak przekaz z czasu wojny był poważny. Wznowiono królewskie przyjęcia w ogrodzie, a pierwsze z nich wydane były na cześć tysięcy jeńców wojennych, którzy właśnie powrócili z Niemiec. Co do rodziny królewskiej, to wizyty w szpitalach, wojskowe i cywilne uroczystości, podobnie jak defilady i przemówienia powróciły ze wzmożoną siłą.
Grecki książę
Dziewiątego lipca 1946 roku rodzina królewska wydała pierwsze "prawdziwe" garden party w ogrodach pałacu Buckingham. Reporter "The Timesa" uznał to za wspaniałe wydarzenie. "Obszerne trawniki przy pałacu nadal są cudownie zielone po wcześniejszych deszczach i pod jasnym błękitem wczorajszego nieba stanowiły idealny naturalny dywan. Podobnie jak w Ascot widać było rozluźnienie przedwojennych reguł ubioru". Pośród siedmiu tysięcy gości, od członków zagranicznych rodzin królewskich po zwykłych farmerów, znajdował się także premier Clem Attlee. Był tam również niejaki książę Filip Mountbatten, który przed kilkoma miesiącami zakończył służbę na Dalekim Wschodzie. Jego nazwisko zaczęło się powtarzać w innych gazetowych sprawozdaniach z wesel i przyjęć, na których można było spotkać także księżniczkę Elżbietę. Pod koniec roku starania greckiego księcia o brytyjskie obywatelstwo zostały uwieńczone sukcesem, a "The Times" uspokajał swoich czytelników: "Osoby niezwiązane z marynarką czytające o tym, że książę Filip grecki stara się o naturalizację, mogą nie rozpoznać pod tym tytułem wnuka bardzo zasłużonego brytyjskiego admirała i siostrzeńca drugiego... Gdyby nie nienormalna sytuacja spowodowana wojną, już dawno zostałby obywatelem brytyjskim po zrobieniu dyplomu w Dartmouth w 1939 roku i formalnym wstąpieniu do marynarki".
Wówczas książę Filip już poprosił księżniczkę Elżbietę, żeby za niego wyszła, a ona powiedziała o tym ojcu. Król martwił się, że jest za młoda, postawił więc warunek, że młoda para poczeka ze ślubem. Sprawy imperium mają pierwszeństwo, a rodzina królewska obiecała wizytę w Afryce Południowej. Miała to być ważna i długa wizyta, część przygotowań księżniczki do przyszłego życia. A ponieważ podróż przewidywano na cztery miesiące, będzie miała dość czasu na zastanowienie się, czy rzeczywiście nie ma wątpliwości co do swojego małżeństwa. (...)
Rodzice królowej Elżbiety II. Po lewej - jeszcze jako książę i księżna Yorku - w 1927 r. Po prawej - już jako król i królowa - w 1939 r. (fot. Wikimedia.org / Domena publiczna) Rodzice królowej Elżbiety II. Po lewej - jeszcze jako książę i księżna Yorku - w 1927 r. Po prawej - już jako król i królowa - w 1939 r. (fot. Wikimedia.org / Domena publiczna)
Opór dworzan wobec związku z Filipem skupiał się na jego niemieckich krewnych, na jego przemądrzałości, braku szacunku, o tym szeptała wszystkim rodzina królowej Elżbiety, klan Bowes Lyonów i stara pałacowa gwardia, później określona przez księżniczkę Małgorzatę jako "panowie z wąsami". Mieszanina snobizmu z powiewem rasizmu odbijała się echem w zimnych długich korytarzach. Wydaje się jednak, że sam Jerzy VI szybko polubił młodego księcia - który podobno widząc kiedyś króla w kilcie, natychmiast z uśmiechem złożył mu ukłon. Zastrzeżenia Jerzego dotyczyły raczej młodości i braku doświadczenia córki; w końcu poznała swego narzeczonego, kiedy miała trzynaście lat. A tymczasem złożono jej inne poważne oferty. Mówiło się o dwóch synach diuków i potomku jednego earla. Wszyscy oni byli poza konkursem. Księżniczka Elżbieta najwyraźniej wierzyła w obowiązek, ale miała własną i to zdecydowaną wolę. Tak więc para się zaręczyła, ale prywatnie. Publiczne ogłoszenie tych zaręczyn musi poczekać na powrót rodziny z Afryki Południowej, a wtedy Elżbieta skończy dwadzieścia jeden lat. (...)
Nędzny mundur, złote perspektywy
Dla Elżbiety i Małgorzaty ta pierwsza podróż za granicę była bardzo szczególna, przyniosła mnóstwo wrażeń. Elżbieta nauczyła się, jak ważna jest punktualność i trzymanie się ustalonego planu, popędzała matkę, kiedy się guzdrała, udawało jej się sprawiać wrażenie zainteresowanej podczas długich oficjalnych uroczystości. Zaimponowała wszystkim radiowym wystąpieniem w dniu swoich dwudziestych pierwszych urodzin, kiedy wygłosiła, jak to sama nazwała, proste oświadczenie: "Deklaruję wam, że całe moje życie, czy będzie ono długie, czy krótkie, poświęcę służeniu wam i naszej wielkiej imperialnej wspólnocie, do której wszyscy należymy. Jednak nie będę miała siły realizować tego postanowienia, jeśli nie dołączycie do mnie". (...)
Przyjemność przejażdżek po afrykańskich plażach, bliskość rodziny i słońca, do którego nie nawykła, nie zmieniły decyzji Elżbiety, wróciła do Londynu z postanowieniem poślubienia księcia Filipa. Ogłoszono to 10 lipca 1947 roku. (...) Książę - bo tak go nadal nazywano, choć naturalizacja oznaczała, że tytuł stracił znaczenie i bardziej prawidłowo brzmiałoby porucznik Mountbatten - po raz pierwszy stał się postacią publiczną. Rozpoznawano jego sportowe MG, wskazywano go palcami i fotografowano. Jego zdjęcia ukazywały się wszędzie. Przydzielono mu ochroniarza i służącego, choć praktycznie nie miał żadnych ubrań do czyszczenia.
Na przyjęciu z okazji zaręczyn inni członkowie rodziny królewskiej zauważyli, że Filip nadal chodzi w nędznym mundurze marynarki. Miał teraz złote perspektywy, ale skromne zarobki. Podróżował trzecią klasą w pociągu i pochodził z zupełnie innego świata niż ten, który wybrałyby ciągle jeszcze zamożne arystokratyczne dworskie kręgi absolwentów Eton. Filip wnosił za to nieokiełznaną, ciekawą świata energię i wielki fizyczny urok. Miał także wpływowych przyjaciół i sojuszników. Jego przyszły tytuł, książę Edynburga, ustalono z pomocą przyjaznych dziennikarzy. Król naszkicował projekt jego herbu. Zarówno on, jak i panna młoda zostali odznaczeni Orderem Podwiązki. Filip miał się stać Jego Królewską Wysokością. W ten sposób częściowy outsider został przygotowany do królewskiego autorytetu. (...)
Spektakl, który dodał nadziei
Jaki to będzie ślub? Odbywał się w najciemniejszej chwili trudnych lat. W 1947 roku Wielkiej Brytanii groził poważny kryzys finansowy, run na funta, niska wydajność pracy, mały eksport i nawracające strajki. Tamtego roku racje mięsa, bekonu, szynki i tłuszczu spadły o wiele poniżej wojennego poziomu, były mniejsze niż kiedykolwiek; ograniczono przydział tkanin, brakowało benzyny, zagraniczne waluty można było kupić tylko na wyjazdy zasadniczej wagi. Jak ludzie zareagują na ślubny przepych?
Trudno się dziwić, że początkowo i dwór, i rząd kroczyli po omacku. Książę Filip chciał, żeby ceremonia odbyła się bez przepychu. Jego przyszły teść miał jak najgorsze przeczucia co do przyszłości samej monarchii, kiedy tyle wielkich domów się zamykało, a w Europie Wschodniej narzucono reżimy komunistyczne. Kanclerz Hugh Dalton przygotowywał bardzo skromny budżet z dalszymi podwyżkami podatków. Toteż wielu deputowanych laburzystowskich i na pewno wielu zwolenników Partii Pracy w terenie nie chciało żadnego popisu ekstrawagancji z okazji królewskiego ślubu.
Roczny przydział ubraniowy dla osoby dorosłej wynosił czterdzieści osiem kuponów. Po ogłoszeniu, że księżniczka Elżbieta dostanie sto kartek ubraniowych z okazji ślubu, każda druhna dwadzieścia trzy kupony, a paź dziesięć, posłanka laburzystowska Mabel Ridealgh ubolewała: "Wśród robotników panuje powszechne przekonanie, że nie byłoby w porządku wydanie dużych sum na ten ślub, kiedy prosimy tychże robotników, żeby oszczędzali nawet na najbardziej niezbędnych rzeczach".
Jednak Mabel i pozostali źle ocenili sytuację. Pod koniec 1947 roku mimo kolejnych reform w ustawodawstwie socjalnym ludzie zaczęli odczuwać zmęczenie z powodu braku towarów i biurokracji, którą zdawała się reprezentować Partia Pracy. W miarę jak przygotowania do ślubu nabierały rozpędu, stawało się jasne, że poza bojowym plutonem socjalistów nie było zbytniego entuzjazmu dla purytańskiej, surowej uroczystości. Kraj chciał, żeby było kolorowo, chciał się bawić. No bo niby po co mieć króla, jeśli królewski ślub nie dostarczy blasku w ponurych czasach?
W 1947 roku, nie tak jak dzisiaj, nie uważano za oczywiste, że królewski ślub, nawet ślub następcy tronu, musi być wielką narodową ceremonią publiczną. Z perspektywy historii większość królewskich ślubów to były uroczystości prywatne z prywatnymi gośćmi i kilkoma widzami machającymi z balkonów czy bryczek. Tym razem wybór opactwa westminsterskiego był następstwem precedensu stworzonego dopiero przez Jerzego VI i królową Elżbietę, i po licznych targach finansowych zdecydowano, że ślub odbędzie się w opactwie, co oznaczało, że stanie się głównym ogólnokrajowym wydarzeniem, jakiego pragnęła większość mieszkańców. Liczba gości, którzy mogą się zmieścić w rozległej przestrzeni starego kościoła, i tradycyjny procesyjny szlak prowadzący z pałacu Buckingham do opactwa zapowiadały nieunikniony wielki spektakl.
Symbol odrodzenia i nadziei
Zaczęły się skomplikowane przygotowania. Wydarzenie będzie transmitowane przez radio, właściwie od początku zgodzono się na wpuszczenie kamer, żeby później można było pokazać film na całym świecie. Wznoszono uliczne dekoracje z malowanego drewna, podświetlane elektrycznie. Z całego świata zaczęły napływać prezenty, od bogatej kolekcji szlachetnych kamieni od hinduskich książąt do czegoś, co królowa Maria wzięła za przepaskę biodrową Mahatmy Gandhiego i uznała za wysoce niesmaczne. (W rzeczywistości był to po prostu kawałek płótna, który utkał sam Gandhi). Nadeszły puszki ze skondensowanym mlekiem i z owocami od życzliwych z Ameryki i Australii, którzy niepokoili się, że Brytyjczycy nadal głodują. (Później rozdano je obywatelom, którzy nie umierali co prawda z głodu, ale byli zmęczeni racjonowaniem żywności). Od zwykłych Brytyjczyków napływały nylonowe pończochy i skrzynki papierosów, skromne ręcznie robione swetry i obrazy. Prezenty wyłożono w długich rzędach w Pałacu św. Jakuba, wytworne i zwyczajne obok siebie, a mógł je obejrzeć każdy, kto wykupił bilet.
Księżniczka Elżbieta bardzo się interesowała wszystkim, ale szczególnie swoją suknią. Zaprojektował ją Norman Hartnell, człowiek, który we wczesnych latach jej panowania miał duży wpływ na wizerunek królowej Elżbiety. (...) Suknia, którą stworzył na ślub w 1947 roku, była niezwykłym połączeniem jedwabiu i tiulu w kolorze kości słoniowej, kryształowych kaczanów kukurydzy, haftowanych gwiazd i kwiatów pomarańczy. Sama suknia wymagała naszycia dziesięciu tysięcy drobnych perełek. Spierano się na temat ekstrawagancji i patriotyzmu: czy to jedwab od chińskich jedwabników? ("Tak, ale to jedwabniki nacjonalistyczne, nie komunistyczne", odpowiadał Hartnell). Zamówiono dwanaście gigantycznych tortów. Prezenty, jedzenie i suknia symbolizowały nie tylko ślub czy powracający splendor monarchii, ale to wszystko, czego Brytyjczycy pragnęli dla siebie, a jeszcze nie mogli sobie na to pozwolić. Nikt nie miał dość kuponów na kreację Hartnella. Nikt inny nie mógł legalnie dostać marcepanu, cukru i kandyzowanych owoców, nie można było zrobić nic więcej, niż wyobrazić sobie róg obfitości wspaniałych rzeczy płynących z zagranicy. Jednak zdawało się, że budzi to oczekiwanie, nie zazdrość. Ślub przypominał gigantyczne okno wystawowe, przyciskały się do niego miliony nosów, a nad nimi znajdowały się napisy "wkrótce" czy "nadejdzie pewnego dnia". Było to wczesne przeczucie różowego świtu konsumeryzmu w najciemniejszej godzinie ekonomii. (...)
Patriotyzm i monarchizm podały sobie ręce, a ceremonia przekaże właśnie takie przesłanie, kiedy zostanie pokazana na ekranach kin zdewastowanej Europy, a także Ameryki. Jak Brytania długa i szeroka, kiedy księżniczka Elżbieta przysięgała okazywanie czci i posłuszeństwa mężowi, miliony jej przyszłych poddanych bawiło się na przyjęciach good for us.
Księżniczkę postrzegano jako symbol młodości, odrodzenia i nadziei. Oczywiście wtedy nikt nie mógł przewidzieć, że zaledwie pięć lat później Elżbieta zostanie królową, a jej ślub przyćmi bardziej uroczysty rytuał koronacji. W zimie 1947 roku wszyscy zakładali, że nowożeńcy mają dużo czasu, by cieszyć się pewnym marginesem prywatności i swobody, a także sobą nawzajem.
*Fragment książki "Prawdziwa Królowa. Elżbieta II, jakiej nie znamy" w przekładzie Hanny Pawlikowskiej-Gannon, którą w promocyjnej cenie można kupić w Publio.pl>>>
Andrew William Stevenson Marr. Ur. 1959. Brytyjski dziennikarz, prezenter telewizyjny, pisarz i autor filmów dokumentalnych - w latach 1996-1998 był redaktorem naczelnym dziennika "The Independent", a od 2000 roku jest szefem działu politycznego BBC; od 2005 roku prowadzi flagowy niedzielny magazyn polityczny zatytułowany "The Andrew Marr Show" emitowany na antenie BBC One.
Polecamy więcej artykułów z cyklu Młoda Polska
cykl młoda polska to cykl.... bababababbabababa bdddddddddddddddddddd ddddddddddddddddddddd ddddddddddddddddddddd ddddddd dddddddds scfscfs