Więcej ważnych tematów znajdziecie na Gazeta.pl
Dzień 38. Szósta sobota wojny. Nie wiem, dlaczego liczę te soboty. Czuję, że cały czas trwa ten jeden dzień – 24 lutego. Co robisz w soboty? Czy dla ciebie są takie same, jak poniedziałki? Na początku były takie same, teraz różnią się tylko nieznacznie. W soboty nie pracuję. Dzisiejszy dzień nie był zbyt udany. Cały dzień w niepokoju. Ta cisza nie pozwala mi się zrelaksować, nie ufam jej.
Kijowianka Alyona Biczkowska w schronie na stacji metra spędza każdą noc i większość dnia, tak już od 24 lutego. Co wieczór pisze w mediach społecznościowych krótki raport o swoim dniu. Alyona prowadzi też swój wojenny pamiętnik. Na jej relacje, przemyślenia codziennie czekają czytelniczki. Pod postami Alyony kobiety z całej Ukrainy opowiadają sobie o swoich wojennych dniach, uczą się od siebie nawzajem, jak przetrwać, wspierają się.
Pierwszego dnia wojny Alyona Biczkowska wraz z rodziną przeniosła się do najbliższej stacji metra, gdzie miasto zorganizowało schron. Od tej pory jej życie toczy się wojennym, zaplanowanym rytmem. W dzień opuszcza schronienie na kilka godzin. Przeznacza ten czas na zdobycie jakichś produktów żywnościowych, ugotowanie obiadu i kolacji. Po czym wraca pod ziemię. Mieszka w metrze wraz z bliskimi i kotem. I z dziesiątkami nieznajomych w pobliżu. Matka Alyony, która znalazła się na pierwszej linii ognia, zdołała się ewakuować. W Kijowie pozostała siostra z rodziną. Alyona rozmawia z nimi codziennie. Zawodowo uczy języka japońskiego. Codziennie ma kilka lekcji online. Nie przestała pracować choćby na jeden dzień. W wolnym czasie szlifuje swój angielski, aby utrzymać profesjonalny poziom jego znajomości. Dużo czyta, żartuje, że jest przyzwyczajona do czytania w metrze.
W jednym z postów Alyona opowiedziała o dziewczynce, Aminie, która "mieszka" po sąsiedzku od blisko miesiąca. Ma 2-3 lata, cały czas jest w ruchu, jak jakiś bączek:
Ostatniej nocy też przybiegła, zdjęła kapcie i położyła się na podłodze. Po czym wstała, uniosła palec wskazujący, celując w nim w kogoś niewidzialnego na górze: „Nie spadaj" - krzyknęła. Włożyła buty i pobiegła dalej
Rozmawiam z Alyoną Biczkowską online - między dwoma zapowiedziami nalotów. Trochę podobna jest do dziewczynki z jej opowiadania "Nie spadaj". Filigranowa postać, szeroki uśmiech, niebieski kolor włosów.
Od 24 lutego ani razu nie nocowałam w domu. Od 24 lutego śpię na stacji metra każdą noc. Jestem na drugim poziomie, są tu pracownicy stacji, policja. Jest wszystko, co potrzeba, można powiedzieć wręcz, że jest wygodnie. Ostatnio zapewnili nawet ciepłą wodę. W umywalkach. Do domu wychodzimy na zmiany, najpierw ja z mężem, a potem jego siostra. Ktoś musi być na dole z rzeczami. W domu mamy do dyspozycji dwie - trzy godziny. Nienawidzę sprzątania. Na szczęście mój maż dobrze radzi sobie z tym obowiązkiem. Ja w tym czasie gotuję i staram się choć jedną lekcję poprowadzić z domu. Nauczyłam się robić wszystko sprawnie i szybko. Czasami denerwuję się na siebie, że żyjemy jakoś normalnie i wygodnie, możemy nawet spać. Choć jest tu zimno, śpię w płaszczu z kapturem i szalikiem na twarzy, dokuczają komary. I tu sobie przypominam: jeden z moich uczniów właśnie wyjechał z Charkowa, a inny jest teraz w Czernihowie i nie ma jak wyjechać, mieszka na werandzie. Jakieś takie poczucie winy mnie ogarnia.
Tej wiosny w Kijowie jest dużo ptaków. Idziemy z mężem ze stacji metra do domu. Mówię mu: "Jak dobrze, że wokół jest tyle ptaków i są tak aktywne". Pyta: "Dlaczego to dobrze?". "Ponieważ ptaki giną jako pierwsze podczas ataku chemicznego". Takie czasy, w takich kategoriach myślisz.
To "normalne" na swój sposób życie na stacji metra, uporządkowane i uregulowane zakłóca niepokój, troska o bliskich. Najgorsze jest, że nic nie można zrobić. Alyona pisze:
Moja matka znalazła się w zagrożonym obszarze na południu kraju. Trudno było namówić ją do wyjazdu. Ale ona jest kobietą żądną przygód. A kiedy ostrzelali sąsiedni dom, a potem kolejne przez kolejne trzy dni, uległa namowom. Zna doskonale angielski, mówi po niemiecku. Jest teraz w Berlinie i chce jechać dalej. Kiedy przekroczyła granicę, trochę odetchnęłam. Siostra i dzieci zostały na terenie okupowanym przez Rosjan. Nie mogliśmy ich wydostać. Wokół strzelanina, są Rosjanie. Jesteśmy z nią w kontakcie. Będzie okazja - wyciągniemy je. To kolejny mój ból. Krzyczałam na matkę w dniu jej wyjazdu. Zapomniała wyłączyć lodówkę. "Dlaczego muszę myśleć o tych wszystkich rzeczach? Odłącz prąd, wyłącz lodówkę. Nie wiesz, jak daleko jedziesz. Nie wiesz, kiedy wrócisz. Czy wrócisz! Często przeszkadza mi moja nadmierna akuratność. Nazywam to "kompleksem córki nauczycielki": trzeba być lepszym, żeby nie zawstydzać mamy. Zawsze byłam dorosła w rodzinie moich rodziców, a jak tylko moi rodzice się rozwiedli (miałam piętnaście lat) po prostu zostałam głową rodziny. Mój mąż często mi mówi: "Zrelaksuj się". Tłumaczę mu: "Kiedy się odprężę, to upadnę".
Nie mogę sobie nawet swobodnie popłakać, by wyrzucić z siebie gniew. Wszyscy na mnie patrzą: rodzina, przyjaciele, nawet ludzie na sąsiednich karimatach. Muszę być dla nich podporą, bo jeśli mnie się nie uda, im może też się nie powieść. W domu jest trochę inaczej. Możemy leżeć sobie w ramionach przez pięć minut. Albo trochę potańczyć w kuchni podczas gotowania. Zasypiam w metrze i trzymam męża za rękę. Pytam, dlaczego nie wyjeżdżamy z kraju. Mój ojciec jest w Polsce, namawia mnie: "Zostaw wszystko i przyjedź do mnie". Mąż nie chce opuścić miasta. Musimy przetrwać razem.
Alyona twierdzi, że wiedziała, iż to się stanie, miała tylko nadzieję, że wojna nie wybuchnie tak prędko. 24 lutego obudziła się o 4.40 i nie mogła już zasnąć, a zawsze śpi spokojnie. Poszła do kuchni napić się wody i jakoś bezwiednie zaczęła przeglądać wiadomości w telefonie. A tam wojna! Bombardują Browary, Wasylków, Kulbakino, Boryspol, Charków. Nie można było w to uwierzyć.
Leżałam nieruchomo, bojąc się nawet oddychać
Wierzę w zwycięstwo, oczywiście wierzę w zwycięstwo. Nie poświęcam się jednak czekaniu na nie. Robię teraz po prostu, co mogę. Wczoraj miałam pięć lekcji, w metrze było głośno, obok nas rodzina z bardzo pobudzonymi dziećmi, które jeździły rowerami i głośno krzyczały. Nie ma gdzie się schować. Większość moich uczniów jest teraz za granicą, nie przerwałam z nimi lekcji. Jestem dumna z ich sukcesów. Praca układa i porządkuje moje życie.
Strasznie? Bardzo. W trzecim tygodniu inwazji zaproponowano mi pracę jako fixerki dla japońskiego dziennikarza w regionie Kijowa, obiecali hełm i kamizelkę kuloodporną. Nie wiedziałam, że jestem takim tchórzem, dopóki nie zrezygnowałam z tej pracy. Byłam przerażona pierwszego dnia i ciągle się boję. Widziałam przez okno trzy rakiety lecące jedna za drugą. Coś zagrzmiało, podbiegłam do okna i zobaczyłam trzy rakiety lecące na Wasylków, to niedaleko. Do tej pory nigdy tak się nie bałam. Czasem pojawia się pokusa: zostaniemy dziś w domu, nie pójdziemy do metra, nie zwrócimy uwagi na alarmy lotnicze. Ale nie. Metro to jedyne miejsce, w którym czuję się teraz bezpiecznie.
Każdy wpis w dzienniku Alyony Biczkowskiej, młodej kobiety, która od ponad miesiąca żyje z rodziną w kijowskim metrze, kończy się w ten sam sposób: "Chwała Ukrainie! Chwała Siłom Zbrojnym! Wszystko będzie Ukrainą!" Na pewno. Niech tak się stanie.
Alyona Biczkowska Archiwum prywatne
***
Ganna Uliura - dziennikarka, pisarka, krytyczka literacka i literaturoznawczyni. Autorka zbioru esejów: "365. Książka na każdy dzień, która pomoże sprawiać wrażenie kulturalnej osoby". "Noc na Wenus: 113 pisarek, które świecą w ciemności", :"Bóg na 60 procent". Reporterka "Kyiv Daily", "Stolicy biznesu" i in. Mieszka i pracuje w Kijowie. Czasowo - we Lwowie.