Więcej o aktualnej sytuacji w Ukrainie na stronie głównej Gazeta.pl
Bucza stała się symbolem okrucieństwa rosyjskich żołnierzy. O tym, jak wyglądało tam życie w czasie rosyjskiego oblężenia opowiedziała mieszkanka miasta Jana Wołodko, która wraz z rodziną przez 14 dni ukrywała się przed rosyjskimi żołnierzami.
Jak relacjonuje Wołodko na łamach ukraińskiego "Elle", pierwsze dni wojny spędziła w piwnicy domu swojej ciotki. Gdy jednak zabrakło wody i prądu, zdecydowali się przenieść do mieszkania jej brata Denisa, który mieszkał w innej części Buczy. Jak jednak przyznaje, z pozoru bezpieczne schronienie, szybko okazało się śmiertelnie niebezpieczną pułapką. - Kiedy straciliśmy dostęp do wody, prądu i łączności, poszliśmy do domu mojego brata Denisa w innej części Buczy. Spakowaliśmy materace, poduszki, pledy, klatki dla zwierząt i jedzenie. Gdybyśmy wtedy wiedzieli, że mieszkanie, znajdujące się na pierwszym piętrze dziewięciokondygnacyjnego budynku, będzie dla nas pułapką... - opowiada.
Rosyjscy żołnierze przejęli bowiem znajdujące się naprzeciwko bloku przedszkole. - Podjechał sprzęt wojskowy, czołg i plandeka. Żołnierze z białymi opaskami wyważyli drzwi, znaleźli ukrywających się tam ludzi i zaczęli ich wyrzucać na ulicę. Baliśmy się, że wejdą na pierwsze piętro do ogrodu, który znajduje się tuż za naszymi oknami. Od tej pory przestaliśmy chodzić po mieszkaniu, tylko się czołgaliśmy - relacjonuje.
Kryjówka, która miała zapewnić im poczucie bezpieczeństwa, stała się dla nich więzieniem. - Zdaliśmy sobie sprawę, że nasze mieszkanie, które jeszcze wczoraj było warunkowym schronem, dziś stało się więzieniem, bo w wejściu stoją rosyjscy żołnierze z karabinami maszynowymi, gotowi do strzału bez ostrzeżenia. Pukali do naszych drzwi: "Wyjdź, bezpieczna strefa". W tym momencie trzymałam królika na rękach i modliłam się, żeby nie wydał dźwięku, żeby nikt domyślił się, że ktoś jest w mieszkaniu - opisuje Wołodko.
Przez kolejny cztery dni od przejęcia przez żołnierzy przedszkola, rodzina Wołodko była odcięta od świata zewnętrznego. - Trzeciego dnia zaczęli ciągnąć za klamki mieszkań i zdaliśmy sobie sprawę, że czegoś potrzebują. Wyprowadzonym z piwnicy ludziom pozwolono wyjść na zewnątrz i napić się wody. Oznaczało to, że nic im nie zrobili, ale też nie pozwolili im odejść. A my baliśmy się, że zbierają lokatorów, aby ukryć się za nimi jak ludzka tarcza przy wjeździe do Kijowa - wyjaśnia Ukrainka.
Jak przyznaje, z każdym dniem odczuwali coraz większe przerażenie, do tego stopnia, że przestali nawet korzystać z toalety, bojąc się, że odgłos spuszczanej wody zaalarmuje żołnierzy. - Nasza wyobraźnia kreśliła straszne obrazy: jak włamią się do naszego domu, jak nas obrabują, zgwałcą, zabiją. Próżnia informacyjna również osłabiała nasze morale - wyznaje.
Wraz z rodziną zaczęli więc zastanawiać się nad planem ucieczki. - Wiązaliśmy wszystkie prześcieradła, jakie mieliśmy w domu. Dyskutowaliśmy, kto po kim zejdzie, kto spuści zwierzęta - opowiada. Ostatecznie zdecydowali się opuścić kryjówkę o czwartej nad ranem, gdy na dworze wciąż było ciemno. - Wiedzieliśmy, że robimy krok w przepaść, ale bezczynność była dla nas bardziej przerażająca niż ryzyko - przyznaje.
W trakcie ucieczki spotkali na swojej drodze człowieka z karabinem. Ten okazał się jednak Ukraińcem, który pomógł im w dalszej ewakuacji. - Wszystko, co trzymaliśmy w sobie przez 14 dni, wyrwało się z naszych piersi. Po prostu nie mogliśmy uwierzyć, że we współczesnym świecie coś takiego mogło się nam przytrafić, że musieliśmy przez to wszystko przechodzić - zwierza się Jana, przyznając, że po dotarciu w bezpieczne miejsce emocje wzięły nad nimi górę.
- Wszystkie etapy zaprzeczania minęły, a dziś staram się zaakceptować sytuację i czuję, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo. Kiedy wrócę do swojego mieszkania? Kiedy dostanę pracę? Kiedy zacznę zarabiać pieniądze? Rozdzielamy się: część mężczyzn wróci do Kijowa, część zostanie we Lwowie, a ja i inne kobiety wyjedziemy z kraju - mówi Wołodko, która planuje wyjechać do siostry, która od lat mieszka w Niemczech. Z mieszkania zabrała ze sobą jedynie paszport i królika, który w trakcie ucieczki ze strachu pogryzł jej jedyną bluzkę.
Źródło: Elle.ua