Najdłużej ignorowana zbrodnia wojenna. Ciało kobiet jako narzędzie wojny

"Dopiero w czerwcu 2008 roku ONZ ustanowił gwałt jako zbrodnię wojenną, nie było więc podstawy legislacyjnej, a także świadomości wśród kobiet i społeczeństwa, że jest to coś nadzwyczajnego. Wiele osób myśli, że jest to część wojny i wzrusza ramionami" - mówi Natalia Sudoł. O trudnej sytuacji Ukrainek w kraju, w którym toczy się wojna i poza nim, gdy narażone są na kontakt z handlarzami ludźmi, rozmawiam z Mają Majewską, Natalią Sudoł i Oliwią Trybus ze Stowarzyszenia Bez*.

Wiola Rębecka-Davie, psychoanalityczka i autorka książki "Rape – history of shame" (Gwałt – historia wstydu), uważa, że "Gwałt jest najtańszą bronią. Nie musisz kupować pistoletu, karabinu, maczety, używasz swojego ciała, żeby straumatyzować osobę od ciebie zależną", a "gwałt i wojna to diabelskie bliźnięta syjamskie". I jeszcze ten wstyd, który często odbiera mowę ofiarom. Chcą to doświadczenie przemilczeć, wyprzeć, zapomnieć. 

Maja Majewska: Wstyd towarzyszy wszystkim ofiarom gwałtu, nie tylko gwałtu wojennego. W przypadku tego drugiego przybiera on jednak szczególną formę, tak jak szczególna jest sytuacja przemocy seksualnej na wojnie. 

Natalia Sudoł: Ofiary gwałtów wojennych w Rwandzie, Birmie, Korei Południowej, Ukrainie czy Polsce przeżywały i przeżywają to samo. Łączy ich też to samo. Poczucie wstydu. 

M.M.: Właśnie dlatego trudno ustalić dokładną liczbę ofiar, stąd luki w statystykach. Kobiety bardzo często nie chcą przyznawać się do tego, że doświadczyły przemocy seksualnej. To jednocześnie temat tabu i coś, co chce się wyprzeć.  

Oliwia Trybus: Statystyki dotyczące gwałtów wojennych są rażąco zaniżone. Z raportu ONZ z 2019 roku wynika, że zgłaszanych jest mniej niż 10 proc. gwałtów wojennych. Wciąż nie znamy skali tej przemocy. 

M.M.: Może to być związane z tym, że gwałt wojenny dopiero od niedawna jest postrzegany jako zbrodnia. Wcześniej skupiano się na innego rodzaju krzywdach wojennych, a nie tych seksualnych. Ofiary gwałtów nie miały poczucia, że zadziało się coś szczególnego, co powinny wyciągać na światło dzienne i jeszcze oczekiwać ukarania sprawcy. To są traumatyczne przeżycia, zarówno dla jednostki, jak i dla całych społeczności. 

Ofiary przemocy często boją się oskarżenia, że napaść nastąpiła z ich winy, że nie obroniły się wystarczająco skutecznie. W kontekście wojny pojawia się również strach przed oskarżeniem o zdradę, nie tylko partnera, lecz także całej wspólnoty. Dotyczy to zarówno sytuacji w Ukrainie, jak i w innych krajach, w których dochodziło do masowych gwałtów. Zgwałcone kobiety były postrzegane jako zdrajczynie - mimo że to był gwałt, a one jego ofiarami. Miały kontakt z wrogiem, obcowały z nim, były z nim blisko. Taka stygmatyzacja ze strony społeczności sprawia, że kobiety wstydzą się o tym mówić, nie chcą się do tego przyznawać, bo mogą zostać uznane za te, które zdradziły. 

Są to oczywiście mechanizmy, które nie biorą się znikąd. Również w czasie pokoju ofiary gwałtów są lekceważone i niejednokrotnie obarczane winą zarówno przez bliskich, jak i przez prowadzące ich sprawy służby.

O.T.: Podczas konfliktów zbrojnych, kiedy mamy do czynienia z ogromem krzywdy, cierpienia i przemocy - przemoc seksualna ulega normalizacji i jest postrzegana jako element krajobrazu. Coś zupełnie normalnego. Codziennego.  

Tymczasem, niektóre feministyczne prawniczki, takie jak np. Catharine MacKinnon, reprezentowały ofiary gwałtów wojennych, między innymi Bośniaczki i Chorwatki, jako ofiary ludobójstwa"

N.S.: Dopiero w czerwcu 2008 roku ONZ ustanowił gwałt jako zbrodnię wojenną, nie było więc podstawy legislacyjnej, a także świadomości wśród kobiet i społeczeństwa, że jest to coś nadzwyczajnego. Wiele osób myśli, że jest to część wojny i wzrusza ramionami. 

W Rwandzie w 1994 roku bojówki Hutu były szkolone nie tylko z taktyk zabijania, lecz także nakłaniano ich do gwałtów, zapładniania kobiet oraz zarażania HIV. W sto dni ludobójstwa zgwałcono około 500 tys. kobiet, dziewcząt i chłopców, a około 250 tys. zarażono HIV.

N.S.: Jeszcze wcześniej, podczas II wojny światowej, na dalekim Wschodzie w Korei i Filipinach Japonia sprzedała pierwsze kobiety w niewolę seksualną w wojennych domach publicznych zwanych "przystaniami pocieszenia". Przemoc seksualna została wtedy w pełni zinstytucjonalizowana, a "pocieszycielkami" w domach publicznych były więźniarki polityczne, które były w nich gwałcone. 

ONZ-owski Globalny Trybunał ds. Łamania Praw Człowieka Kobiet oszacował, że do końca II wojny światowej zginęło 90 proc. "pocieszycielek". Jednak rząd japoński przez długie lata zaprzeczał tym faktom. Dopiero w 1993 roku sekretarz gabinetu głównego Japonii Yohei Kono przyznał, że japońskie wojsko było "bezpośrednio lub pośrednio zaangażowane w tworzenie i zarządzanie 'przystaniami pocieszenia'". Za tymi słowami nie poszły jednak czyny. Nie podano, ile kobiet zostało wykorzystanych, rodziny ofiar nie otrzymały żadnych odszkodowań. 

O.T.: Uważa się, że jest to największa w historii sponsorowana, zlecona i zarządzana przez rząd operacja handlu kobietami, bo były to państwowe domy publiczne dla żołnierzy, po to, aby zadbać o ich morale.  

Czy są informacje o ofiarach? Ile kobiet wykorzystano seksualnie? 

N.S.: Między 1932 a 1945 wykorzystano ok. 200 tysięcy kobiet i dziewcząt. W ubiegłym roku, w jednym z polskich magazynów internetowych, przeczytałam artykuł o "kobietach pocieszycielkach", którego tytuł brzmiał: "w trakcie wojny zmuszano je do pracy seksualnej". Słowa te łagodzą przekaz, nie oddają cierpienia kobiet, które padły ofiarą niewolnictwa seksualnego! Dlatego apelujemy do mediów: nie szukajcie eufemizmów na gwałt! 

Tadeusz Borowski w opowiadaniu "U nas w Auschwitzu" pisał o tzw. puffie – domu publicznym, w którym wykorzystywano więźniarki. Smarzowski jako pierwszy polski reżyser nakręcił film "Róża", który pokazuje dramat kobiet. Te, które doznały takich krzywd, przez wiele lat nikomu o tym nie mówią. Nawet najbliższym. W niektórych coś pęka i wyjawiają prawdę.  

N.S.: Gwałty na linii frontu pojawiały się zarówno po stronie nazistowskiej, amerykańskiej, japońskiej, radzieckiej, jak i innych biorących udział w wojnie. Gwałty, szczególnie te systemowe, dokonane na przykład właśnie przez nazistowskich okupantów, są szczególnie traumatyczne i ich ofiarom trudno przyznać się do swojej traumy. Wstyd, strach przed byciem naznaczoną czy „zbrukaną" dotykiem ciemiężyciela był nadzwyczaj silny. Jako społeczeństwo nadal daleko nam do należytego traktowania ofiar gwałtów wojennych - stąd prawdę wyjawia niewiele kobiet. Często wiele lat później, kiedy nie boją się ostracyzmu, a wspomnienia traumy stają się choć trochę łatwiejsze do zniesienia.

Kobiety i dzieci w Ukrainie są w dramatycznej sytuacji. Niemal codziennie słychać doniesienia o kolejnych wstrząsających gwałtach. Pojawiły się też doniesienia, że Ukrainki boją się przyjeżdżać do Polski z powodu strachu przed handlem ludźmi. 

N.S.: La Strada i Homo Faber alarmują, że handlarze ludźmi są aktywni na granicy. Organizacje te zwracają uwagę, że podczas każdej wojny następuje większe ryzyko tego typu nadużyć. 

Wysoki Komisarz ds. Uchodźców (UNHCR) działający przy ONZ zgłaszał zaniepokojenie tą sytuacją. Pojawiały się też takie głosy z Centrum Demokracji w Kijowie, że odbywa się handel ludźmi. Uchodźczynie są szczególnie narażone na takie ryzyko, ponieważ są w bardzo trudnej sytuacji życiowej, nie znają języka. Osoby o nieczystych zamiarach na tym żerują. 

Olena Zajcewa z Centrum Demokracji w Kijowie podkreślała, że tylko w ciągu pierwszych dwóch tygodni wojny o ponad 600 proc. wzrosło zainteresowanie wyszukiwaniem haseł "ukraińskie kobiety" i "ukraińskie porno" w PornHubie.

M.M.: Trzeba też podkreślić, że dziś handel ludźmi odbywa się w sposób bardziej subtelny. To nie tak, że kobiety są porywane czy siłą gdzieś zaciągane. Na pozór miły człowiek może zaproponować nocleg, po czym na miejscu okaże się, że pod pretekstem załatwienia formalności zabierze dokumenty, będzie siłą przetrzymywał, zmuszał do świadczenia usług seksualnych. Handel ludźmi przyjmuje coraz bardziej zniuansowane formy, trudne do rozpoznania. 

O.T.: Powiedziałabym, że wręcz ukryte. To się dzieje bardziej po cichu i nie jest spektakularne. Często stoi za tym podstęp, wykorzystanie gorszej sytuacji ekonomicznej kobiet uciekających przed wojną. 

M.M.: Dobre warunki ku temu stwarza sytuacja legalnej pracy seksualnej np. w Niemczech. Osoby trzecie mają większe pole manewru, bo zawsze mogą powiedzieć: "Jesteśmy pracodawcami. Oferujemy legalną pracę". 

N.S.: Karolina Wierzbińska z Homo Faber tłumaczyła, że to nie jest filmowy groźny pan, który kogoś porywa. Elena Moskwitina opowiedziała w BBC o sytuacji, która dała jej dużo do myślenia. Po przekroczeniu granicy w Przemyślu kierowca zaproponował jej transport do Warszawy. Niby wszystko wydawało się w porządku, ale w pewnym momencie obciął ją wzrokiem z góry na dół, pytał się, czy ma paszport, czy jest sama, czy ma ze sobą dzieci. Po czym powiedział jej, że powinna pojechać sama z dziećmi, bez żadnych osób postronnych. Wystraszyła się i nie wsiadła do auta tego człowieka. Nie każdy może mieć na tyle świadomości i siły po wielu godzinach spędzonych na granicy. 

M.M.: I też odpowiednio zareagować w stresie. 

N.S.: Ukraińskie uchodźczynie są "gorącym towarem" na rynku usług seksualnych w Niemczech.

Przy legalizacji domów publicznych pojawia się ryzyko wprowadzenia w błąd. Ukrainki słyszą, że oferuje im się legalną pracę, bez udzielenia dodatkowych informacji, że jest to praca w seksbiznesie. Uchodźczynie spychane są więc w krąg przemocy i wyzysku, z którego bardzo trudno się wyrwać, szczególnie gdy są to osoby, które nie znają języka i niosą ze sobą ogromny bagaż emocjonalny. To tylko potęguje ryzyko i ciężko tutaj mówić o jakimkolwiek wyborze. 

Na razie nie ma twardych dowodów, że jakaś kobieta padła ofiarą handlu ludźmi. 

N.S.: ONZ prowadzi kilka śledztw dotyczących handlu seksem. Z najnowszych informacji wynika, że kilka takich spraw jest prowadzonych i być może zostaną postawione zarzuty. 

W Hiszpanii zostały postawione zarzuty 40-letniemu Ukraińcowi, który przemycił dwie niepełnoletnie uchodźczynie i chciał je zmuszać do pracy seksualnej. 

O.T.: W autobusie, w którym podróżował mężczyzna z 15- i 16-latką, znalazł się także szef organizacji pozarządowej, któremu zachowanie Ukraińca wydało się podejrzane. Zaalarmował więc policję. Mężczyznę w Madrycie aresztowano. Twierdził, że jest wujkiem dziewczynek, które są siostrami, i że sprawuje nad nimi opiekę, mimo że nie noszą wspólnego nazwiska ani nie posiadają żadnych dokumentów potwierdzających pokrewieństwo. Okazało się, że jedna z nieletnich była w związku z podejrzanym, a druga została nakłoniona do opuszczenia kraju, wbrew woli rodziców, którzy podejrzewali, że mężczyzna ma złe zamiary.

_____

Fundacja La Strada przygotowała ulotki, na co Ukrainki powinny zwracać uwagę przy przekraczaniu granicy. Można na nich przeczytać, żeby trzymać się dwójkami i trójkami, nie wsiadać do samochodu pojedynczo. Sfotografować kierowcę – za jego zgodą – z prawem jazdy i wysłać zdjęcie bliskim. Zapisać numer rejestracyjny samochodu, którym się jedzie.

*Stowarzyszenie Bez chce walczyć z mizoginią, wyzyskiem i przemocą. O organizacji przeczytasz tutaj.

Więcej o: