- Najbardziej lubię jeść frytki. - A ja czekoladę. - Mnie najlepiej podchodzą małże. - Ja wolę prostotę - czyli kanapkę z serem. A do picia? - Kawa z mlekiem. - Dobre piwko, soki. Mniej więcej takie przyzwyczajenia kulinarne prezentuje siedmioro testujących. Podniebienia raczej nieprzyzwyczajone do wyszukanych trunków. Czy takim "smakoszom" można zaufać? Ale któż z nas na co dzień zajada ślimaki w anyżkowym sosie? Nasze gusty niewiele różnią się od gustów tzw. przeciętnych zjadaczy chleba. Precz więc z profesjonalnymi poszukiwaczami najlepszych smaków, wyczuwających dysharmonię piwa jedną dziurką od nosa. Wychodząc z takiego założenia, zaryzykowaliśmy.
Wjechaliśmy wózkiem do jednego z popularnych supermarketów i wygarnęliśmy do koszyka wszystkie, jakie były (czyli 18) gatunki polskich piw "kapslowanych". W tej zacnej baterii zabrakło niestety niektórych szlachetnych browarów - choćby Królewskiego. Potem rozsiedliśmy wokół drewnianego stołu w redakcyjnym składzie: Dorota Boruszkowska, Agata Broma, Marzena Filipczak, Agata Żelazowska, Wojciech Cieśla, Dariusz Facoń, Jakub Karp, poszerzonym o sekretarza przedsięwzięcia - Grażynę Karp, która czuwała nad prawidłowym przebiegiem degustacji.
18 butelek schłodzonych w lodówce marki Polar dostępne było tylko jej oczom. Piwo, bezpośrednio po odkapslowaniu, z jednej butelki trafiało do siedmiu szklanek. Po każdym gatunku szklanki były starannie płukane. Degustanci wypili ok. 150 ml każdego piwa, nie znając marki ani nie wiedząc, że niektóre z piw są powtórnie podawane do degustacji. Swoje oceny (w skali od 1 do 6) oraz uwagi słowne wpisywali w odpowiednie rubryki wcześniej przygotowanej tabeli.
Cóż z tego wynikło? Jeden z testujących zarzekał się: Ja zawsze tylko Żywiec. A jaką notę wystawił? 2+. Pomieszanie z poplątaniem!