Ona jest geografem, ma 26 lat. On ma lat 28, jest dziennikarzem, zajmuje się tematyką finansową w polskiej redakcji Reutersa.Są razem sześć lat, cztery lata po ślubie. Termin porodu w końcu czerwca. Dziewczynka - już wiedzą, że to będzie ona - dostanie na imię Marysia.
Ewelina: Boję. Chcę rodzić ze znieczuleniem. Lekarz mi powiedział, że jestem mało odporna na ból.
Kiedyś to się nazywało histerią.
E: Wpadliśmy, ale przyjęliśmy to z pokorą. Chciałam zacząć studia podyplomowe, wybie- raliśmy się w podróż dookoła świata, ale mamy dziecko i tyle, i urodzimy je razem. To nie jest tak, że ja Wojtka jakoś okropnie przy tym porodzie potrzebuję, ale myślę, że oboje powinniśmy wziąć to na siebie...
E: Więc jest w lepszej sytuacji, a większość rodziny i znajomych martwi się właśnie o niego, jak on to biedak przeżyje. No bo ja i tak muszę, a on sierotka może zemdleć. Mnie chodzi o to, żeby on chciał, żeby spróbował, a nie o to, żeby na siłę tam siedział. Nie chcę, żeby rola mojego męża przy porodzie sprowadziła się do tego, że po wszystkim upije się z kolegami.
E: Nie sądzę, żeby Wojtek się zdecydował. On taki wrażliwy... Nawet bym się o niego bała, zresztą wolę, żeby to zrobił fachowiec.
Wojtek ma być świadkiem, nie uczestnikiem, bo ja wierzę w zawodowców. Sama też się wyuczyłam. Czytam dużo fachowej literatury. Zresztą, nie mogę czytać niczego innego... Co wezmę jakąś beletrystykę, to w brzuchu ktoś mnie kopnie, więc łapię za podręcznik, żeby się dowiedzieć, o co jej chodzi.
E: O to się nie martwię. Taka jest natura.
E: Różnie. Teraz także, chociaż rzadziej, bo już jest niewygodnie. Zresztą, teraz ja o 22 padam ze zmęczenia.
E: Tchórzostwo?! Jeśli wymięknie w trakcie, to zrozumiem, ale jak nie spróbuje, to będę miała żal.
Wojtek: Nie. W tej szkole oni nam niczego nie narzucają. Tylko przygotowują Ewelinę i mnie psychicznie i fizycznie do rodzenia.
Ja chcę, żeby moja żona jak najmniej cierpiała, a sam muszę się dowiedzieć, jak mogę jej pomóc, czy mam jej robić masaż, nawilżać twarz, pomagać w oddy- chaniu.
W: Nie znam siebie do końca, więc nie mogę powiedzieć, że wytrzymam. Nie wiem, jak będzie się zachowywała Ewelina, ale jestem przygotowany, by zostać z nią tak długo, jak to będzie możliwe. Jeśli ojciec chce, może stać za zasłoną i nie widzieć porodu. Może z tego skorzystam.
W: Ostatnio zemdlałem przy zastrzyku. Dlatego raczej stanę za tą zasłoną. Mam nadzieję, że nie padnę.
W: Od tego są profesjonaliści. Moim zadaniem jest podtrzymywanie Eweliny na duchu. Nie mam zamiaru filmować ani fotografować porodu, po prostu chcę tam być. To jest moje życie.
W: My, na szczęście, znamy dobrze lekarza, który będzie odbierał poród. Nie zamierzam się wtrącać. Chcielibyśmy oboje, żeby Ewelina urodziła w sposób naturalny, ale gdy lekarz powie, że przyszedł czas na cesarskie cięcie, nie będę protestował.
W: Skądże! Zadziwiają mnie moje własne odczu- cia. Ewelina mówiła: ?O, tu mnie kopie, teraz się ru- sza?, a ja nie potrafiłem tego zrozumieć, zanim nie zobaczyłem naszego dziecka na USG. Potem to zdjęcie odbiłem na ksero i wysłałem do wszystkich znajomych. Kiedy na nie patrzę, łatwiej mi się przygotować do rewolucji.
W: Jeszcze rok temu brzydził mnie nawet aparat do ściągania pokarmu. Myślałem: ?Jezus Maria, czy kobieta to krowa??. Teraz ciało Eweliny się zmieniło i ja to akceptuję. Mało tego, ostatnio razem kupiliśmy aparat do pokarmu. Nie ma już nic związanego z ciążą, o czym mógłbym powiedzieć, że jest paskudztwem.
Magda: On?!
To niemożliwe. U nas nawet nie było rozmowy, czy rodzimy razem. To było od początku oczy-wiste.
M: Niemożliwe. On mnie jeszcze nigdy przez te dwa lata nie rozczarował. Wszystko wytrzyma, wytrzymał już zresztą jeden poród.
M: Ale rodziłam kamień nerkowy.
M: Pewno. Ty wiesz, jaki to ból? A on do końca wytrwał. Trzymał mnie za rękę i poganiał lekarzy. Lekarzy trzeba poganiać... Wiesz, jak z nimi jest.
Krzysztof: Bo znamy z opowiadań doświadczenia naszych matek. Samotne leżenie na porodówce przez piętnaście godzin wspominały jako koszmar. Ja jestem zawsze razem z Magdą, więc w tym momencie też z nią będę.
K: W szpitalu na Żelaznej w Warszawie. Wybraliśmy go za radą znajomych, którzy wcześniej rodzili w Białymstoku - było tragicznie. Po drugim porodzie na Żelaznej byli w szoku, że to może tak przebiegać. My jesteśmy aż z Trójmiasta, ale Warszawa to jest na razie jedyne miejsce, gdzie można rodzić naprawdę po ludzku.
K: Kobieta jest bezbronna, lekarze mogą z nią zro- bić wszystko. Podobno lekarze wtedy nabierają respektu, gdy mężczyzna jest z rodzącą i czuwa nad ca- łością.
K: No, niezupełnie. Ale jestem przygotowany na wszystko. Przerobiłem całe ćwiczenia z położnictwa. Wiem, jak się odbiera poród. Gdy zauważę, że coś jest nie tak, zwrócę uwagę.
K: Mam rodzinę na wsi, widziałem zabijanie świniaków, więc krojenie mięsa nie jest mi straszne.
Dorota: Powiedziałabym mu, żeby poszedł i spotkamy się w sądzie na pojednawczym.
D: Pewnie tak. Po prostu nie wyobrażam sobie, żeby tak mi powiedział. Gdybym ja była mężczyzną, nie mogłabym przegapić takiego wydarzenia, narodzin mojego dziec-ka. Dla mnie będzie ważne, żeby mieć przy sobie znajomą twarz, swojego człowieka. Ja wiem, że jak coś będzie nie tak, to on będzie walczył.
D: W Instytucie Matki i Dziecka. Mamy już swojego lekarza, doktora Niemca.
D: Jaki jest?
D: U nas też nie wszystko było w porządku. Nie mogliśmy się kochać, ale za tydzień zaczynamy. Już mi to nie zaszkodzi, a może przyspieszyć poród. O to chodzi. Dziecko jest donoszone, wszystkie organy dojrzałe, mózg gotowy, płuca... Teraz tylko rośnie i tyje. Jest potężny. Lepiej już Frania wydalić z siebie.
D: Widziałam na zdjęciach. Chcę je zabrać ze sobą. Zakopiemy je pod drzewem, które posadzimy Franio- wi. Mieszkamy w bloku, więc Franio będzie miał swoje drzewo na działce u rodziców. Jeśli łożysko ma wylądować na śmietniku, to dlaczego nie pod drzewkiem?
D: To też. Pięć miesięcy żywiło Frania, więc musi tam być kupa składników odżywczych.
D: Myśleliśmy o brzozie. Są takie piękne.
D: To będzie dąb.
Klaudiusz: To była moja decyzja, choć Dorota dała mi wolną rękę. Rozmawialiśmy o tym na początku ciąży, ja nie byłem zdecydowany. To przyszło z czasem.
K: Ciekawość.
K: Chyba tego, że nie sprostają i na przykład zasłabną. Ja mam nadzieję, że będę się trzymał dobrze.
K: Chcemy pożyczyć kamerę i robić zdjęcia. Ale jeśli sytuacja będzie napięta, nie wezmę jej do ręki.
K: Powiedziano nam, że my, ojcowie, musimy dokładnie przemyśleć, czy chcemy być przy porodzie. Żebyśmy nie ulegali presji żony i otoczenia. Czasami lepiej nie być z żoną, gdy rodzi.
K: Mam nadzieję, że nie. Są ludzie bardzo wrażliwi na takie sceny. Ja do nich nie należę.
K: Nie chodzi o atrakcyjność. Ja po prostu odczuwam większy dystans wobec jej ciała, pamiętając, że jest w niej nasze dziecko. To nie jest normalny seks. Wiem, że to dziecku nie szkodzi, ale jest bariera psychiczna.
K: Tak, wzruszam się na rozczulających filmach. Pewnie po narodzinach dziecka się popłaczę.
Mają to już za sobą: Ewa i Marcin, Ania i Andrzej. Spotkaliśmy się w szkole rodzenia, która przygotowała ich do rodzinnego porodu. Teraz, kiedy każda para jest już z dzieckiem, przyszli jeszcze raz, by przy soczku i ciasteczkach zdać relację. Co chwila któraś wyjmowała pierś i zatykała drącego się dzieciaka.
Ewa: Kiedy dojechaliśmy na porodówkę, miałam rozwarcie na trzy palce. Nie było wolnego pokoju do porodów rodzinnych, więc rodziliśmy na sali, gdzie były dwa miejsca przedzielone parawanem. Strasznie cierpiałam. Mateusz był ogromny i jeszcze, kiedy jechaliśmy do szpitala, ustawił się poprzecznie. Chcieli mi robić cesarkę, ale się uparłam, że ma być naturalnie, i po dziewięciu godzinach położyli mi TO duże, ciepłe na brzuchu.
E: Najpierw popatrzyłam, czy synek jest taki jak trzeba. Czy ma wszystkie paluszki.
E: Mąż? Bardzo mi pomagał. Był z małym, kiedy mnie zszywali, kiedy się obudziłam, przyszli do mnie i już byliśmy razem we własnym pokoju. Potem wziął urlop. Pamiętam pierwszą kąpiel. Strasznie się darł... Nie, nie mąż. Mateusz, bo wszystko robiliśmy z kartek, każdą czynność według rozpiski, więc kąpiel trwała chyba trzy godziny.
Marcin: Byłem strzępkiem nerwów. Gdy po porodzie położna uderzyła synka w plecy, krzyknąłem: ?Czemu pani go bije, skoro on już krzyczy?!?. Druga też mi się nie podobała, była za młoda
M: Nie. Wszystko było w porządku. Muszę oddać położnym, że Ewa urodziła naturalnie tylko dzięki nim, bo lekarz już nas kierował na cesarskie. Myślałem, że będę mógł przeciąć pępowinę, ale była za krótka.
Anka: Ja przez całą ciążę panicznie się bałam, że urodzę chore dziecko. Pracuję z dziećmi z zespołem Downa, z porażeniem mózgowym, więc jak człowiek się napatrzy, to potem nie może wyzwolić się od strachu.
A: Tak. Tym bardziej że Kubuś miał rozmiar nie na moje parametry. Byłam na niego za mała. Strasznie długo nie mógł się urodzić. Brałam prysznic, wchodziłam do wanny, już miałam osiem centymetrów rozwarcia, kiedy położna powiedziała, że jest opleciony pępowiną. Zadrżałam. Powiedzieli, żebym się nie ruszała, bo to może źle się skończyć. Wzięli mnie na cesarkę. Znieczulenie od pasa w dół, usłyszałam pierwszy krzyk, a potem powiedzieli, że dają Kubusiowi 10 punktów.
A: Następnego dnia już tylko on wszystko przy mnie robił. Przyniósł mi pierwszy szpitalny obiad. Zjadłam go łyżką. Myślałam, że matkom nie dają noży i widelców, by sobie czegoś nie zrobiły w wypadku depresji. Tydzień się tak męczyłam z łyżką. Przy wypisie oddaję naczynia, a salowa pyta, czemu mąż nie pobrał noża i widelca.
Andrzej: Nie dało się. Ania sama leżała w szpitalu, bo termin porodu się przesuwał, aż nagle, gdy nie było żadnych oznak, zaczęło się. Zadzwonili do mnie ze szpitala o 4 rano. Położna powiedziała, że będzie cesarskie cięcie. Ania tak cierpiała, że byliśmy nawet zadowoleni.
A: Co ty. Nie odstępowałem jej na krok. Byłem strasznie przejęty. Zapomniałem o całym świecie, położna w ostatniej chwili zawołała, żebym robił zdjęcia. Stałem przy głowie żony, nie widziałem samego cięcia, potem usłyszałem płacz dziecka. Nasze oczy się spotkały, gdy Kubuś leżał na stole. Bardzo mnie to wzruszyło. Chciałem być dzielny, ale łzy mi poleciały.
A: Sam byłem zdziwiony, że widok krwi nie zrobił na mnie strasznego wrażenia, bo nawet przy normalnym pobieraniu robi mi się słabo.
A: Najgorzej było następnego dnia. Ania była w szoku poporodowym. Dałem jej pięćdziesiąt złotych na drobne zakupy w szpitalnym sklepiku, a ona do mnie: ?Zostawiasz mi te pieniądze, bo chcesz mnie porzucić?. Trochę mnie zmroziło! Potem się okazało, że leżała na sali z kobietą, która opowiedziała jej podobną historyjkę. W sumie niezwykłe doświadczenie. Jakoś to przeżyłem, chociaż myślałem, że będzie gorzej.
rozmawiali * Magdalena Grzebałkowska i Jacek Hugo-Bader